Niezwykłe spotkanie
Na jubileusz do Heleny Stanisławównej przybyli bliscy i znajomi skończyła sześćdziesiąt lat. Nie była jeszcze staruszka, ale też nie młoda, a do emerytury nie potrafiła się przyzwyczaić. Wciąż pełna energii i przedsiębiorcza. Wszystko jej w rękach kwitło, wiele umiała, i zawsze mawiała ze śmiechem:
Jeszcze mam proch w prochownicach, choćby się mogę podzielić!
W kawiarni stało się tłoczno: mąż, dwaj synowie z żonami, krewni i koledzy z pracy, choć już dawno odeszła z firmy, gdzie przez lata pracowała jako główna księgowa. Pożegnała się, ale obiecała:
Nie żegnam się na zawsze, będę was odwiedzać Choć nie wyobrażam sobie siedzieć w domu na emeryturze. Ale każdy do tego dochodzi, i moja kolej nadeszła.
Koledzy szanowali Helenę Stanisławównę dobrego ducha biura, zawsze pomogła i doradziła. Dyrektor żałował, iż traci tak cennego pracownika, ale nic nie poradził. Koleżanki też westchnęły:
Heleno Stanisławno, nie damy wam spokoju! Będziemy dzwonić. Kto nam podpowie? żartowały, odprowadzając szefową.
Dzwonić, dziewczyny, zawsze możecie
Tymczasem w kawiarni wszyscy weseli, a jubilatka wyglądała cudownie jakby odmłodniała, a nie przybyło jej lat. Na Helenie suknia w kolorze kawy z mlekiem, eleganckie korale z naturalnych kamieni, choćby buty na niewysokim obcasie. To dla niej ważne, bo od lat nie pamiętała, kiedy ostatni raz je zakładała.
Mamo, jakaś ty piękna! mówili synowie, wręczając ogromne bukiety róż.
Dziękuję, kochani obejmowała ich kolejno.
Uroczystość minęła wspaniale. Mąż, Jan, nie spuszczał z żony wzroku tego dnia była wyjątkowa. Żyli razem blisko czterdzieści lat, wychowali dwóch porządnych synów, a teraz mogli cieszyć się życiem dla siebie.
Jasi, zwalniaj się z pracy, dość już jeździć namawiała Helena.
Zobaczę, Helu. Nasze pokolenie to robotnicy bez pracy nie umiemy.
To prawda, tak nas wychowano
Następnego dnia Helena wstała wcześnie w domu zostali synowie z żonami, jej siostra z mężem i starsza matka. Dom, który Jan budował latami (z pomocą swoich ekip), teraz był pełen gości.
Kręciła się po kuchni, przygotowując śniadanie. Synowie uwielbiali jej wiśniowe ciasto, więc już stało w piekarniku.
Goście wstaną, a tu czeka poczęstunek uśmiechała się.
Za plecami rozległ się głos Jana:
Helu, choćby dziś nie możesz odpocząć? Skończyłaś sześćdziesiąt lat, czas zwolnić! śmiał się, ale dobrze znał jej charakter.
Nigdy nie leżała w łóżku, gdy w domu byli goście. Śniadania zawsze były obfite, a Jan, siadając do stolika, mawiał:
Śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, a kolację
A kolację? pytała Helena.
Kolację też zjem sam! odpowiadał, i oboje wybuchali śmiechem.
Gdy goście się obudzili, kuchnia znów wypełniła się gwarem.
U was tak pięknie mówiła Irena, siostra Heleny. Czysto, przytulnie, a ogród zadbany. Brawo, Helu.
Co ja? Bez Jasia by się nie udało poklepała męża po głowie.
Jan, patrząc na żonę z czułością, dorzucił:
Moja Helka to wulkan energii, a razem możemy góry przenosić.
Szczęściarze jesteście westchnęła Irena.
To prawda. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Ciekawe, jakby to było, gdybyśmy się nie spotkali?
Wszyscy parsknęli śmiechem historię ich znajomości znał każdy.
Opowiedzcie jeszcze raz! poprosił młodszy syn. Tato, ty lepiej opowiesz.
W czasach studenckich zdarzył się im zabawny incydent w autobusie. Jan wracał z uczelni, wtłoczony między pasażerów, wertując notatki. Od tygodnia nie rozmawiał z Oliwią ich związek się rozpadł, bo jego matce dziewczyna się nie spodobała.
Synu, coś mi w niej nie gra. Chłodna, nieuprzejma Taka nie dla ciebie.
Nagle poczuł, iż ktoś go dotyka. To konduktorka:
Bilet, proszę.
Wręczył pieniądze, a ona oddała mu resztę jeden złoty. Machinalnie sięgnął do kieszeni
Tymczasem Helena, jadąc do akademika, wcisnęła bilet do lewej kieszeni, bo w prawej stał jakiś mężczyzna. Nagle poczuła, iż czyjaś ręka grzebie w jej kieszeni.
Łajdak! Chce mi ukraść ostatnie trzy złote! pomyślała oburzona.
Chwyciła rękę intruza i syknęła:
Co robisz?!
To moje pieniądze szepnął mężczyzna.
Jak to? To mój płaszcz!
Walka w kieszeni trwała, aż w końcu puścił. Helena wyciągnęła banknot i wyszła na przystanku.
Uff, obroniłam swoje pomyślała, ale nagle zobaczyła przed sobą tego mężczyznę.
Rozwarła dłoń zamiast trzech złotych, trzymała jednego. On zaś patrzył na nią z uśmiechem.
No i co, teraz rozumiesz?
Ale po co w mojej kieszeni?
Pomyliłem kieszenie. Tłok jak w śledziowej beczce.
Helena sięgnęła do kieszeni trzy złote były na miejscu. Zarumieniła się i roześmiała.
Więc to twojego złotego broniłam?
Jan patrzył, jak się śmieje jej uśmiech był promienny.
Jan przedstawił się.
Helena.
Tak myślałem. Jesteś jak światło.
Autobus odjechał, ale oni stali, rozmawiając.
Wysiadłeś za mną czy to twój przystanek?
Mój. Spotkamy się jutro? O siódmej trzydzieści?
Obiecuję, nie zasnę.
I tak się zaczęło.
Więc to przez jednego złotego? śmiali się goście. Niezwykłe spotkanie
Jan i Helena też się śmiali. Byli szczęśliwi, iż on sięgnął do jej kieszeni, a ona go złapała. Na gorącym uczynku. Na szczęście.
I tak oto choćby najmniejsze nieporozumienie może stać się początkiem czegoś pięknego gdy tylko zechcemy zrozumieć drugiego człowieka.