SZĘŚLIWA CZY TYLKO GŁUPIA?
Irenę, cichą i niepozorną dziewczynę, przyjaciółki nazywały tylko „szczęściarą-głupią”. Jak to możliwe? Zaraz wszystko się wyjaśni.
Nie minęło dwadzieścia lat, gdy koleżanka zaprosiła ją na wakacje do Zakopanego. Góry, słońce, darmowy nocleg – jechały do rodziny tejże przyjaciółki. Tam Irena poznała Adama – przystojnego podpułkownika, który wynajmował pokój w sąsiedztwie. Mężczyzna z wojskową przeszłością, po misji w Afganistanie, teraz obejmował stanowisko w komendzie. Biła od niego siła, twardość, pewność siebie. Ale także – ból. Irena zrozumiała to, gdy zobaczyła na jego plecach stary, przerażający bliznę. Głupio zapytała:
— To stamtąd?
Adam tylko wzruszył ramionami i zanurkował w jeziorze. Nie lubił o tym mówić.
Irena zakochała się do zawrotu głowy. Oddała mu się od razu, gdy tylko zapragnął. W odpowiedzi tylko się uśmiechnął i rzucił:
— No to teraz trzeba się ożenić.
Nie zraziło jej, iż nie padło słowo „kocham”. Wydawało jej się – oto jest, prawdziwe szczęście.
Adam był starszy o 17 lat i przejął kontrolę nad wszystkim: ślub bez sukni i limuzyn, zwykłe pójście do urzędu w jego mieście. Mówił, iż są już dorośli na takie zabawy. A poza tym… on to wszystko już przeżył. Był wdowcem z ośmioletnią córką.
Dla Ireny to był cios, ale postanowiła – miłość ważniejsza. Została. Dziewczynka, Zosia, była zaniedbana i nikomu niepotrzebna, miotana między babciami. Najpierw Irena tylko jej współczuła, aż pewnego dnia usłyszała z podwórka:
— Mamo! — i o mało nie rozpłakała się. I adoptowała Zosię.
Irena miała w życiu tylko kurs fryzjerski. Chciała się uczyć – Adam ucinał:
— Znajdź salon i wchodź w dekret. Chcę syna.
Ale ciąża nie nadchodziła. A może wcale nie zależało to od niej.
A potem uderzyło: jego podwładny wpadł na łapówce i choć Adam był niewinny, w wojskowej hierarchii – winny jest zawsze przełożony. Musiał odejść „ze względów zdrowotnych”. Emerytura była niezła, ale męża to złamało. Zamknął się w domu, przestał przynosić pieniądze, codziennie – znajomi i butelki. Po roku czy dwóch Irena zrozumiała: mąż staje się cieniem siebie. Nie pracował, nie pomagał, choćby jedzenia nie kupował, a z lodówki jadł tylko to, co lubił.
Gdy nadeszło lato, Irena z Zosią wyjechały do Zakopanego. Dwa tygodnie wystarczyły, by zrozumieć: trzeba odejść.
— Przecież jesteś moją mamą — powiedziała jej Zosia.
Irena odpowiedziała cichym skinieniem głowy.
Adam urządził scenę:
— To cię Zoską obłożę!
Gdy zrozumiał, iż decyzja jest nieodwołalna, splunął:
— Głupia jesteś, Irena.
Wróciła do rodzinnego miasta, do rodziców. Oczywiście, marzyli o wnukach z krwi, ale przyjęli też Zosię. Dziewczynka poszła do szkoły, Irena znów zaczęła strzyc ludzi. Pewnego dnia wszedł mężczyzna z siwizną – sympatyczny, uprzejmy. Zostawił napiwek, a wieczorem – bukiet. Nazywał się Wojciech. Był starszy o 10 lat, po rozwodzie, mieszkał we własnym domu, prowadził niewielką, ale stabilną firmę budowlaną.
Z nim było jej ciepło. Mówił, iż kocha. Irena pomyślała: ile można szukać szczęścia? Oto jest. Pobrali się. Przyjaciółki zazdrościły:
— Gdybyś nie wzięła córki poprzedniego męża, nie byłabyś głupia.
Irenie trochę smutno było: dzieci Bóg jej nie dał. Ale życie przygotowało nowy zwrot. Wojciech miał młodszą siostrę – problemową. Urodziła dwie dziewczynki, żyła nieodpowiedzialnie, piła. Teraz miano ją pozbawić praw rodzicielskich. Opieka społeczna już interesowała się dziećmi.
Wojciech wahał się:
— To oczywiście nie twoja sprawa…
Irena w tej chwili wyobraziła sobie: dziewczynki w łódce, a wszyscy je odpychają. Matka, ojcowie, wujek. I co, ona też?
— Bierzemy je — powiedziała twardo. — Przecież wiesz, Zosia nie jest moja z krwi. A już wyrosła – niedługo do college’u.
Mąż mocno ją przytulił i długo siedzieli tak, w ciszy. Dwoje, którzy już nie potrzebowali słów.
Czy Irena to szczęściara? Bez wątpienia! Pierwszy mąż – oficer, przystojniak. Było uczucie, było doświadczenie. Rozstali się – tak, ale bez wspólnych dzieci. Druga próba – udana: mąż dobry, dom, stabilność. Zrozumiałe, iż koledzy zazdroszczą.
A czy głupia? Adoptowała dziewczynkę, wzięła na siebie siostrzenice męża. Wie, iż to troski, wydatki, łzy, nieprzespane noce. Ale nie ustępuje. Bo jej serce nie wybiera łatwych dróg.
…Zasypiając na ramieniu męża, Irena myślała, jak będzie wiązała dziewczynkom warkocze, dobierała sukienki, czytała bajki na dobranoc. W ich domu będzie śmiech, zapach jedzenia, balony na święta i huśtawki w parku. Zosia już dorosła – raczej przyjaciółka niż córka. A te maluchy długo jeszcze będą blisko. I to – jest szczęście. Irena się go nie bała. I dlatego – nie była głupia. A naprawdę szczęśliwą kobietą.