Spadek dla pustki i lustro dla duszy: wyznanie babci z domu starców
Och, wnuczko, usiądź bliżej, opowiem ci pewną historię z mojego życia. Oto siedzę już tutaj, w domu spokojnej starości, a pamięć często wraca do tamtego dnia, kiedy zebrałam swoje dzieci, by ogłosić testament. Było ich pięcioro, patrzyli na mnie każdy inaczej jedni niecierpliwie, jak na dworcu przed pociągiem, który miał ich zawieźć do lepszego życia, inni siedzieli cicho, niby byli obok, a niby ich nie było.
Hela, najstarsza, ta w jedwabnej bluzce i lśniącej bransoletce, poprawiała się, bo przecież miała spotkanie za godzinę, w centrum, rozumiesz? Jakie tam jej problemy znajomości, kariera, interesy. Paweł, drugi, kręcił krawatem, coś mówił o ważnej transakcji i mrugnął do mnie, jak kiedyś przyszedł z tym swoim projektem hodowli ślimaków.
Iga siedziała w kącie, smutna, z hipoteką, chorymi dziećmi i mężem, który ledwo wiązał koniec z końcem. A Dominik, najstarszy, milczał jak zwykle zimny, wyobcowany. Tylko Kacper, najmłodszy, trzymał się z boku, nie patrzył na nikogo, po prostu był.
Patrzyłam na nich, na te pięć kopert leżących przede mną na stole. Wiedziałam trzeba mówić prosto, bez prawniczych bajek.
dla wszystkich z was jest list ode mnie, moja ostatnia wola powiedziałam.
Wzięłam pierwszą kopertę i podałam Heli.
Ona, taka pewna siebie, rozerwała kopertę, spodziewając się ważnych dokumentów, pieniędzy, spadku. A tam pusto, tylko małe lustereczko. Jej twarz zmieniła się niedowierzanie, złość, rozczarowanie.
Co to ma znaczyć? szepnęła. To żart?
Odpowiedziałam cicho:
Tam jest wszystko, co chciałam ci zostawić. Możesz się w nim przejrzeć.
Pamiętam, jak pół roku temu chorowałam, złamałam nogę i prosiłam Igę, żeby chociaż zakupy przywiozła. A ona? Mówiła, iż ma depresję, nie ma siły, a potem wrzucała wesołe zdjęcia z restauracji. Och, i opowiadała mi, jak ciężko jej się żyje.
Potem wzięłam kopertę dla Pawła. Otworzył, zobaczył lustro i zmarszczył brwi.
Chcesz powiedzieć, iż nic nie dostaniemy? zachrypiał. Prawo jest po naszej stronie!
Spojrzałam na niego surowo:
Pamiętasz, jak sprzedałeś naszą starą Warszawę za grosze, a potem ktoś kupił ją za milion? Ukradłeś mi nie tylko pieniądze, ukradłeś wspomnienie o ojcu. Spójrz w lustro, może zobaczysz tam nie biznesmena, ale złodzieja.
Podskoczył, krzyczał, groził prawnikami, ale stałam twardo.
Iga, nie wytrzymując napięcia, wybuchnęła płaczem, próbując przekonać mnie o swojej miłości, ale wiedziałam to tylko gra.
Wzięłam jej kopertę. Trzymała ją drżącymi rękami, a w środku zobaczyła lustro.
Za co? Ja zawsze byłam blisko! błagała.
Tylko użalałaś się nad sobą odparłam. Pamiętasz, jak prosiłaś o pieniądze na leczenie syna? A on był zdrowy, a wy pojechaliście na wczasy. Twoja litość to przedstawienie dla publiki.
Dominik milczał. Nigdy nie prosił, nie dawał, choćby na pogrzebie ojca stał jak kamienny posąg. Wzięłam jego kopertę, otworzył ją w milczeniu i też zobaczył lustro.
Co zrobiłem źle? spytał spokojnie.
Byłeś nieobecny odpowiedziałam. Nie było cię, kiedy byłeś potrzebny.
I wreszcie Kacper ostatni. Nie chciał brać, prosił, żebym tego nie robiła. ale powiedziałam:
Musisz, synku.
Otworzył swoją kopertę. A tam nie lustro, ale prawdziwy zapis testamentowy: cały dom, konta, majątek wszystko jego.
Był jedynym, który nie widział we mnie problemu ani dojnej krowy. Był blisko, bo kochał.
Patrzyłam na ich twarze gniew, zdumienie, rozczarowanie.
Sprawiedliwość nie istnieje powiedziałam. Sami ją tworzymy. A dziś ja stworzyłam swoją.
I poprosiłam, żeby wyszli.
Otóż tak, wnuczko, życie wszystko ułożyło. Czasami najcenniejsze, co można zostawić, to lustro, by spojrzeć prawdzie w oczy. A czasem prawdziwe ciepło i miłość, których nie kupisz za pieniądze.