PIASEK
Moja żmudna praca polegała na liczeniu ziarenek piasku na rozległej pustyni, pod palącym słońcem – dla Instytutu Prawdopodobieństwa. Co poniedziałek przychodził jakiś doktorant o długich włosach i odbierał ode mnie aksamitne woreczki z policzonym piaskiem, z zapisaną liczbą ziarenek.
Nie zdołałem się dowiedzieć, po co
Instytutowi Prawdopodobieństwa policzony piasek z nieprzebranej pustyni.
- Przybliża ich to do jakiejś prawdy? -
zastanawiałem się i liczyłem dalej, bo świetnie płacili. Włącznie z trzynastą,
czternastą pensją; a w przyszłości – gdy doliczę do miliarda – mieli płacić
nawet piętnastą…