20251126
Słowo ponad wszystko a mój syn wyrzuci cię na ulicę! Nie obchodzi mnie, czyj to jest mieszkanie! krzyknęła teściowa.
Wstałem rano, położyłem talerz z jajecznicą przed żoną i zerknąłem na zegarek. 6:55. Grażyna powoli przeżuwała jajka, od czasu do czasu patrząc na mnie.
Nie wiem, jak ty, ale ja cieszę się z przyjazdu mamy powiedziałem, popijając kawę. Ona przyjechała ze wsi. Wiejskie powietrze jej naprawdę dobrze robi.
Grażyna wymusiła wymuszoną uśmiechniętą minę, ale nic nie powiedziała. Tydzień teściowej Haliny przedłużył się już do dwudziestu dni, a koniec wizyty nie był widać.
Marek, nie miałeś może pojęcia, kiedy mama planuje wrócić? zapytała Grażyna jak najdelikatniej.
Odłożyłem widelczyk i westchnąłem:
Proszę, nie zaczynaj. Mama przyjechała na odpoczynek. W wiosce jest jej ciężko sama.
Rozumiem, ale
Naszą rozmowę przerwał huk z kuchni. Halina już wstała i zabrała się do porannej rutyny brzydziła się naczyniami i gotowała kaszę. Grażyna zamknęła oczy. Każdy poranek to ten sam spektakl.
Dzień dobry, młodzieży! wykrzyknęła teściowa, wchodząc w drzwi. Co wy tu jecie po cichu? A ja?
Mamo, wziąłem sobie sam wyjaśnił Marek. Grażyna musi się szykować do pracy.
Oczywiście, ona ma pracę przewróciła oczami Halina. A kto sprząta w domie? Na wsi kobiety wszystko ogarniają krowy karmią, pola uprawiają i mężów opiekują.
Grażyna zaciśnęła pięści pod stołem. Ten monolog słyszała już dwadzieścia razy. Codziennie teściowa znajdowała pretekst, by przypominać, iż miejskie kobiety są leniwe i rozpuszczone.
Halino, naprawdę się spieszę spojrzała na zegarek. Mam spotkanie o dziewiątej.
Spotkanie? Siedź w krześle cały dzień i przekładaj papierki. To nie jest praca!
Wtedy wciągnąłem się w jedzenie, starając się nie wtrącać, jak zwykle.
Po powrocie z pracy Grażyna odkryła swoją kosmetyczkę na stoliku kawowym. Zawartość leżała w równych rzędach, jak w witrynie sklepowej.
Halino, czy wzięłaś moją kosmetyczkę? zapytała, próbując brzmieć spokojnie.
Co w tym złego? siedziała przed telewizorem, podgłośniła dźwięk. Patrzę, czym się małeś z tą miejską chemią. W twoim wieku i bez tych słoików miałem twarz koloru kartki!
Grażyna wzięła rzeczy i poszła do łazienki. To nie był pierwszy raz, kiedy teściowa grzebała w jej rzeczach. W zeszłym tygodniu Halina posprzątała wszystkie szafy, żeby wprowadzić porządek. Efekt Grażyna dwa dni nie mogła znaleźć ważnych dokumentów.
Wieczorem, gdy okazało się góra naczyń w zmywarce (Halina myje je raz w tygodniu w niedzielę), teściowa włączyła mały radiowy odbiornik i zaczęła śpiewać Hej, na wsi piękne pola. Głos miał dźwięk wsi, rozbrzmiewał po całym domu.
Halino, mogłabyś trochę cichniej? poprosiła Grażyna. Sąsiedzi się skarżą.
Jakich sąsiadów? zachichotała teściowa. Na wsi śpiewamy do rana i nikt się nie skarży!
Mieszkamy w kamienicy przypomniała Grażyna. Tu są inne reguły.
Reguły, reguły mruknęła Halina, wyciszając radio. Wy wszyscy jesteście sumnymi w mieście.
Gdy wróciłem z pracy, Grażyna spróbowała porozmawiać ze mną w sypialni.
Marek, może pogodzisz się z mamą? szepnęła, gdy zostaliśmy sami. Wyjaśnisz, iż nasz mały mieszkanie ma cienkie ściany
Co jej mam powiedzieć? wzruszyłem ramionami. Mama to mama. Ma 65 lat. Nie zamierzam ją wychowywać.
Nie chodzi o wychowanie westchnęła Grażyna. Chodzi o wzajemny szacunek.
Spokojnie, nie przesadzaj odrzekłem. Poczekaj trochę. Nie zostanie na zawsze.
Dni mijały, a Halina nie zamierzała wracać. Wręcz przeciwnie, coraz bardziej osiedlała się w naszym mieszkaniu.
Pewnego dnia wróciłam z pracy i zastałam w mieszkaniu chłód. Wszystkie okna były otwarte, mimo iż za oknem -15°C.
Halino, po co otwieracie okna? Na dworze mróz! krzyknęłam, zamykając je w pośpiechu.
Wietrzę! odpowiedziała dumnie. U was jest miejska dusza, a na wsi powietrze czystsze.
Ale ogrzewanie nie wytrzyma takiego mrozu. Płacimy za ciepło
O, znowu o pieniędzach! odrzuciła Halina. Miejscowi myślą tylko o groszu.
Do końca trzeciego tygodnia Grażyna czuła się gościem we własnym mieszkaniu. Halina prześcielała łóżko jak trzeba, układała naczynia w szafkach po polsku i choćby przestawiała kanały telewizyjne, żeby pokażę wam prawdziwe programy.
Podczas obiadu teściowa nieprzerwanie krytykowała potrawy Grażyny.
To nie barszcz, a zabarwiona woda burzyła się Halina, próbując zupy. W naszej wsi barszcz ma smak, a ziemniaki twoje są niedogotowane, a mięsa mało.
jeżeli chcesz, ugotuj sama wkurzyła się Grażyna.
A jak ja to zrobię! zadeklarowała z dumą. Pokażę ci, jak się gotuje!
Następnego dnia Halina rzeczywiście przygotowała kolację. Kuchnia po tym wyglądała jak pole bitwy wszystkie powierzchnie były splamione tłuszczem, góra brudnych naczyń stała w zmywarce, a podłoga była lepka od rozlanego oleju.
Oto prawdziwe jedzenie! ogłosiła, wkładając na stół olbrzymią garnczuchę, co przypominało gulasz.
Jedzenie smakowało, ale Grażynie nie na to stało się. Patrzyła na kuchnię i myślała o godzinach sprzątania, które ją czekały.
Mamo, czy umyjesz naczynia? zapytał Marek.
Naczynia? podniosła brwi Halina. Na wsi mężczyźni nie myją naczyń. To kobieca sprawa.
Ale ty gotowałaś przypomniał Marek.
Zrobiłam najważniejsze nakarmiłam rodzinę! Naczynia poczekają do niedzieli. Mam własne zasady.
Marek rzucił spojrzenie na Grażynę i poszedł oglądać mecz.
Do końca miesiąca cierpliwość Grażyny dobiegła końca. Nie spała nocami teściowa chrapała tak, iż ściany drżały, a rano narzekała, iż młodzież całą noc skrzypiła łóżkiem.
Ręczniki w łazience teściowa myliła ze ściereczkami wycierała kuchnię, a w łazience myła podłogę. Krem do twarzy Halina używała jako środek do naprawy pęknięć na piętach by dobro nie przepadło.
Kiedy Grażyna zwróciła się do mnie z prośbą o rozmowę, iż sytuacja doprowadza ją do nerwowego wybuchu, Marek jedynie się rozzłościł.
Zawsze wszystko masz nie w porządku! wykrzyknął. Mama robi, co chce, a ty ciągle marudzisz. Ona gotuje, sprząta
Serio? nie mogłam uwierzyć w uszy. Ona nie sprząta. To ja sprzątam po niej codziennie. I po tobie, przy okazji.
Znowu to samo westchnął Marek. Nie możesz bez pretensji.
Po tej rozmowie Grażyna postanowiła pogodzić się. W końcu, prędzej czy później, teściowa wróci do wsi, gdzie ma gospodarstwo, ogród i sąsiadki.
Jednak tygodnie mijały, a Halina zdawała się coraz dłużej osiedlać w mieście.
Ostatnią kroplą były zasłony. Grażyna długo wybierała tkaninę, zamówiła szycie i wydała prawie pół swojej premii. Jasne, lekkie zasłony odmieniły pokój stał się jaśniejszy i przestronniejszy.
Wieczorem Halina lepiła pierogi. Grażyna pracowała nad pilnym projektem, gdy usłyszała otwierające się drzwi.
Grażyno, nie patrzysz, czy pierogi gotowe? Muszę ręce umyć wykrzyknęła teściowa.
Grażyna podeszła do kuchni i zobaczyła Halinę wycierającą ręce o nową zasłonę. Tłuste odciski ciemniały na jasnej tkaninie.
Coś w środku Grażyny pękło. Nie krzyknęła, nie machnęła rękami. Po prostu, spokojnie, powiedziała:
Halino, to są nowe zasłony. Do ręczników użyj.
Och, trochę poplamiłam zlekceważyła. Wypiorę!
Nie o plamy chodzi, a o szacunek kontynuowałam, czując rosnącą determinację. Mieszkasz u nas półtora miesiąca i nie zapytałaś, czy możesz dotykać moich rzeczy, przestawiać meble, zmieniać porządek w mieszkaniu.
Halina spojrzała na mnie z oburzeniem.
Co to w twoim domu? zapytała. To dom mojego syna! Nie jestem gościem!
To nasz wspólny dom, cierpliwie wyjaśniłam. I chciałabym, żebyś szanowała nasz przestrzeń.
Halina wpadła w furorę:
Słowo ponad wszystko i mój syn wyrzuci cię na ulicę! Nie obchodzi mnie, czyje to mieszkanie!
Kuchnia zamarła w dźwiękowej ciszy. Słowa Haliny wisiały w powietrzu niczym ciężka chmura. Patrzyłam na nią, a w środku coś kliknęło, jak przełącznik.
Nic nie krzyknęłam. Nie płakałam. Nie zamknęłam drzwi na oścież. Po prostu milczałam.
Obróciłam się i poszłam do sypialni. Ruchy były spokojne, wyważone, jakby młoda kobieta realizowała dawno zaplanowane zadanie. Otworzywszy szafę, wyciągnęłam wielką walizkę Haliny tę samą, z którą przyjechała na tydzień półtora miesiąca temu. Delikatnie rozpięłam zamek i położyłam walizkę na łóżku.
Halina pojawiła się w drzwiach. Na twarzy najpierw zdziwienie, potem nieufność, a na końcu gniew.
Co robisz?! wykrzyknęła, patrząc, jak systematycznie otwieram szuflady komody i wyciągam z nich rzeczy teściowej.
Nie odpowiedziałam. Po prostu kontynuowałam pakowanie starannie, niemal troskliwie. Swetry, koszule, spódnice, bielizna. Wszystko ułożone, by się nie zgniótło.
Zadzwonię do Marka! grozila Halina, wyciągając telefon. On ci pokaże!
Skinęłam głową, jakby przyjmując pomysł. Potem poszłam do łazienki i zebrałam rzeczy higieniczne teściowej szampon, mydło, szczoteczkę do zębów. Również trafiły do walizki.
Halo, Marek! krzyknęła Halina do słuchawki. Twoja żona zwariowała! Zbiera moje rzeczy!
Nie słyszałam odpowiedzi Marka, ale z twarzy teściowej wyczytywało się, iż syn nie spieszy się z pomocą.
Gdy skończyłam pakowanie, zamknęłam walizkę i położyłam ją w przedpokoju. Otworzyłam aplikację taksówek i zamówiłam samochód. Do wioski, w której mieszka Halina, było około czterdzieści kilometrów nie bardzo daleko.
Tak tak, przyjedzie za piętnaście minut powiadomiła aplikacja. Opłaciłam przejazd do twojego domu.
Halina została z otwartym ustem. Nie spodziewała się takiego obrotu. W wiosce nikt nie odważyłby się krzyczeć na nią, nie mówiąc już o wyrzucaniu z drzwi.
Nie masz prawa tak postępować! w końcu wykrzyknęła. W domu nie było ciepła!
Ma pani sąsiadkę Zofię Kowalską powiedziałam spokojnie. Mówiła, iż opiekuje się domem i regularnie podgrzewa.
Halina otworzyła usta, by się bronić, ale nie znalazła argumentów. Rzeczywiście, sąsiadka zajmowała się gospodarstwem kurami i kozą.
Telefon teściowej zadzwonił. Chwyciła słuchawkę, a w jej głosie pojawił się natychmiastowy ton rozpaczy.
Słoneczko! wydała się. Twoja matka mnie wygania! Przyjedź szybciej, zrób coś!
Wiedziałam, iż Marek nie przyjedzie. Zawsze unikał konfliktów, chowając się za gazetą lub telefonem.W końcu zrozumiałam, iż jedyną prawdziwą wolnością jest żyć w zgodzie ze sobą i szanować własny dom.












