Skrzywdzone wnuczki

newsempire24.com 14 godzin temu

Urażone wnuczki

Kiedy Ola wróciła do domu z córkami, dziewczynki od razu wybuchnęły płaczem. Właśnie wróciły od babci – i były kompletnie przygniecione.

“Mamo, babcia nas nie kocha…” – szlochały chórem. – “Krzyśkowi i Zosi wszystko wolno, a nam nic! Oni dostają prezenty, cukierki, a my tylko »nie ruszaj«, »nie przeszkadzaj«, »idźcie do innego pokoju«.”

Ola zacisnęła usta. Serce ścisnęło jej się z bólu. Wiele razy czuła to samo wcześniej, ale usłyszeć to od własnych dzieci było wyjątkowo ciężkie.

Teściowa, Wanda Stanisławowa, nigdy nie okazywała szczególnej czułości córkom Oli. Za to dzieci jej rodzonej córki – siostrzeńca Krzysztofa i siostrzenicę Zosię – uwielbiała. Im wszystko, a innym – okruszki. Albo i mniej.

Kiedyś Ola starała się nie zwracać na to uwagi. Tłumaczyła sobie, iż babci jest ciężko, iż ma trudny charakter. Ale z każdym rokiem było coraz bardziej oczywiste: dla Wandy Stanisławowej wnuki dzieliły się na “swoje” i “obce”. I choćby ta sama krew – jeżeli od “nie tej” kobiety – się nie liczyła.

Dziewczynki opowiadały, jak babcia nakrzyczała na nie za głośny śmiech, a pięć minut później pozwoliła Krzysiowi puszczać samochodziki po podłodze, chociaż hałasował o wiele mocniej. Albo jak postawiła na stole tort i podała go “gościom”, a swoim wnuczkom – tylko herbatę.

Najgorsze było jednak to, kiedy babcia wyprawiła córki Oli same do domu. Przez zimną drogę, pusty plac. Miały po siedem lat. Bały się psów, trzęsły z zimna. A Wanda Stanisławowa choćby nie pomyślała, żeby zadzwonić do rodziców.

Kiedy Ola się o tym dowiedziała, nie mogła powstrzymać łez. Zadzwoniła do teściowej, ale ta tylko prychnęła:

“Muszą się nauczyć samodzielności. W ich wieku ja już chodziłam na targ.”

Po tej rozmowie mąż Oli, Marek, po raz pierwszy naprawdę pokłócił się z matką. Nie krzyczał. Po prostu powiedział:

“Mamo, jeżeli nie potrafisz być babcią dla wszystkich wnuków, to lepiej wcale nie próbuj.”

Minęło kilka lat. Dziewczynki podrosły, wyrosły na mądre i dobre. I dawno już nie prosiły się do babci. A Wanda Stanisławowa… postarzała się. Coraz częściej odwiedzali ją lekarze, tabletki zastąpiły słodycze, a telewizor – kontakt z ludźmi.

Próbowała wezwać wnuki. Zadzwoniła do Krzysztofa – był zajęty, Zosia wymówiła się nauką. Wtedy przypomniała sobie o “tych obcych”.

“Niech przyjadą, posprzątają, przyniosą zakupy. Przecież jestem ich babcią…”

Ola wysłuchała, zamilkła na chwilę i odpowiedziała:

“Jesteś ich babcią? A one dla ciebie kim są? Pamiętasz, jak im powiedziałaś: »Ja was nie prosiłam«? No to teraz one też nie przyjdą. Bo zapamiętały to aż za dobrze.”

Telefon zamilkł. A w domu babci znowu zrobiło się cicho. Tylko teraz – naprawdę. I beznadziejnie.

Idź do oryginalnego materiału