Skandal w kuchni: jak gołąbki zniszczyły małżeństwo

newskey24.com 1 miesiąc temu

**Skandal w kuchni: jak gołąbki zniszczyły małżeństwo**

Bogna, zmęczona i wyczerpana, wróciła do domu z zakupami, ściskając w dłoniach dwie ciężkie torby. Z trudem weszła do kuchni, rzuciła siatki na stół i osunęła się na krzesło, łapiąc powietrze. Wieczorne powietrze małego miasteczka Sosnowiec było przesiąknięte wilgocią, co tylko potęgowało jej wyczerpanie.

– Cześć, Bogna, co na kolację? – rozległ się głos Krzysztofa, który stanął w drzwiach kuchni, zacierając ręce w oczekiwaniu.

– Krzysiu, dopiero co weszłam, choćby nie myślałam jeszcze – westchnęła Bogna, czując, jak napięcie ściska jej ciało. – Strasznie jestem zmęczona.

– A może byś ugotowała te twoje gołąbki? – zaproponował Krzysztof z lekkim uśmiechem, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

Bogna podniosła na niego oczy pełne zmęczenia i stłumionej złości. Przez chwilę milczała, jakby zbierała siły, a potem, niespodziewanie choćby dla siebie, wybuchnęła:

– Wiesz co, Krzysiu? Powinniśmy się rozwieść.

– Co? Rozwieść? Z jakiej racji? – Krzysztof zastygł, jego twarz wyrażała kompletne zdumienie.

– Przez twoje przeklęte gołąbki! – prawie krzyknęła Bogna, a jej głos drżał od emocji.

– Przez gołąbki? – Krzysztof patrzył na nią, jakby oszalała, nie mogąc pojąć, co się z nią dzieje.

**10 miesięcy wcześniej**

Tuż po ślubie Bogna i Krzysztof zasiedli do dyskusji o domowym budżecie. Wydawało się, iż przewidzieli wszystko, by ich życie w Sosnowcu było harmonijne.

– Jesteśmy dorośli, Bogna, i wydatki dzielimy po połowie – oświadczył stanowczo Krzysztof. – To uchroni nas przed niepotrzebnymi kłótniami.

– Nie wiem, Krzysiu – odpowiedziała niepewnie Bogna. – W poprzednim małżeństwie mój mąż pokrywał większość kosztów, bo więcej zarabiał.

– I co, pomogło to waszemu małżeństwu? – zaśmiał się sarkastycznie Krzysztof. – A moja była żona wydawała bez opamiętania, ledwo nadążałem. Nie, po równo – to znaczy po równo.

Bogna marzyła, by ich dochody trafiały do wspólnej puli, z której czerpaliby na potrzeby. Ale Krzysztof myślał inaczej – zimno i wyrachowanie.

– Na jedzenie i rachunki składamy się po równo – wyjaśnił. – Resztę odkładamy na czarną godzinę. Można by jeszcze podzielić obowiązki, ale to już szczegóły, nie będziemy liczyć każdego grosza.

Taki układ budził w Bognie sprzeciw. Uważała go za niesprawiedliwy, ale zgodziła się, nie chcąc zaczynać małżeństwa od kłótni. Gdy jednak plan wszedł w życie, jej cierpliwość zaczęła pękać. Krzysztof uwielbiał mięsne obiady, wędliny i fast foody, a suma, którą ustalił na jedzenie, pochłaniała prawie połowę jej pensji. Ona jadła skromnie – jogurty, owoce, lekkie sałatki – i dawniej wydawała na jedzenie znacznie mniej. Teraz jej pieniądze zdawały się rozpływać w powietrzu.

– Dziwne macie relacje – zauważyła przyjaciółka Małgosia, słuchając Bogny przy herbacie. – Ty jesz twarożki i jabłka, a on zamawia kebaby i piecze schabowe, ale płacicie po równo?

– Też mi się to nie podoba – przyznała Bogna, nerwowo gniotąc róg serwetki. – Ale się zgodziłam, a teraz nie wiem, jak się z tego wyplątać. W praktyce on wydaje moje pieniądze, a swoje oszczędza.

– Niech każdy kupuje sobie jedzenie osobno – zaproponowała Małgosia. – To będzie sprawiedliwe.

Bogna też o tym myślała, ale czekała, aż Krzysztof sam to zaproponuje. Niestety, wszystko mu pasowało i nie widział problemu.

– O co ci chodzi? – dziwił się, gdy Bogna próbowała poruszyć temat.

– Nie podoba mi się, iż połowa mojej pensji idzie na jedzenie, które wybierasz ty! – zaprotestowała gorąco. – Jem znacznie mniej, a teraz nie mogę sobie choćby kupić kremu.

– No, takie jest małżeństwo, Bogna, przyzwyczaj się – machnął ręką Krzysztof, nie chcąc wnikać.

– Wyobrażałam je sobie zupełnie inaczej – odparła smutno Bogna. – W pierwszym małżeństwie nie mieliśmy takich problemów.

– Znowu ten twój były! – warknął Krzysztof. – jeżeli był taki idealny, to po co się rozwiodłaś?

– Nie rozstaliśmy się przez pieniądze, tylko przez jego zdradę – odpowiedziała cicho Bogna, czując, jak słowa męża uderzają w czuły punkt.

– Nic dziwnego – zaśmiał się złośliwie Krzysztof. – Gotujesz przeciętnie, w domu bałagan, tylko narzekasz.

Te słowa głęboko ją zraniły. Nie uważała się za idealną gospodynię, ale starała się dbać o porządek i gotowała codziennie. Tyle iż przed ślubem nie mieszkali razem – spotykali się kilka miesięcy i gwałtownie wzięli ślub. Randki na odległość wydawały się romantyczne, ale wspólne życie odsłoniło wszystkie niedomówienia. Bogna lubiła dania warzywne, zapiekanki i jajecznicę, a Krzysztof domagał się bigosu, kiełbas i pizzy. Zaczęła gotować dla niego osobno, ale to zabierało czas i pieniądze, a jego pretensje tylko potęgowały jej frustrację.

– Zaraz skończysz czterdzieści lat, a ty narzekasz mamie, iż nie potrafię zawijać gołąbków? – oburzyła się Bogna.

– Nie narzekam, tylko opowiadam, jak żyjemy – odparł Krzysztof. – A moja mama, przy okazji, gotuje lepiej, mogłabyś się od niej uczyć.

Bogna była gotowa się uczyć, gdyby naprawdę nie umiała gotować. Ale gotowała dobrze, po prostu nie podzielała jego obsesji na punkcie jedzenia. Kilkakrotnie próbowała o tym rozmawiać, ale kończyło się kłótnią.

– Po prostu powiedz, iż szkoda ci pieniędzy na mięso! – krzyczał Krzysztof. – Nie proszę o trufle, tylko o zwykłego schabowego!

– Sam zobacz – próbowała tłumaczyć Bogna. – Wydajemy prawie całą moją pensję na jedzenie, nie mogę choćby odłożyć na ubrania!

– Skoro budżet jest osobny, to ubrania też niech każdy kupuje sobie sam – wzruszył ramionami Krzysztof.

Bogna czuła, iż jej cierpliwość się wyczerpBogna spojrzała na niego przez łzy, zebrała resztkę godności i wyszeptała: „Dobrze, Krzysztofie, rób jak chcesz, ale ja już tu nie wrócę”.

Idź do oryginalnego materiału