Fast foody, zwane także „jedzeniem śmieciowym”, jak sama nazwa wskazuje nie uchodzą za najzdrowszą żywność. Z wielu względów odradza się więc ich regularne spożywanie. Mało kto zastanawia się jednak, w jakich warunkach hodowane są zwierzęta, z których mięso trafia następnie na nasze talerze. Tymczasem jedna z największych sieci fast foodów na świecie, sieć KFC, uchyliła rąbka tajemnicy i podzieliła się informacją, jak to wygląda w przypadku kurczaków hodowanych na jej potrzeby.
Żywność w fast foodach i mięso in vitro
Presja ze strony inwestorów, organizacji pozarządowych i coraz większa świadomość klientów, którzy częściej zwracają uwagę na to, co ląduje na ich talerzu, sprawia, iż sieci restauracji typu fast food są zmuszone do podejmowania działań spełniających oczekiwania innych, a przynajmniej zmuszane zaczynać stwarzać takie wrażenie. W związku m.in. z wymienionymi wyżej czynnikami znana wszystkim sieć KFC ogłosiła, iż zamierza zainwestować w mięso in vitro, czyli mięso pozyskiwane metodą biodruku 3D. Zanim jednak doczekamy tych czasów, minie prawdopodobnie jeszcze kilka, o ile nie kilkanaście lat.
Tymczasem już dziś KFC podejmuje pewne kroki, które przynajmniej o krok mają przybliżyć sieć do obecnych czasów. I tak oto rok temu KFC podpisało porozumienie European Chickem Commitent, co oznacza, iż firma sama sobie narzuciła obowiązek poprawy dobrostanu kurczaków, które po odpowiedniej obróbce są podawane klientom. Zmiany dotyczyły m.in. zmniejszenia zagęszczenia drobiu na fermach, rezygnacji z gwałtownie rosnących ras, zwiększenia dostępu do naturalnego światła czy rezygnacji z bolesnego uboju. Zasady te będą sukcesywnie wprowadzane do 2026 roku w Szwecji, Belgii, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Holandii i Irlandii, a więc krajach, gdzie KFC odpowiada za sprzedaż dziesiątek milionów kurczaków rocznie.
Wszystko to będzie miało jednak miejsce dopiero w przyszłości, o ile nic się do tego czasu nie zmieni. Tymczasem…
Jak wygląda dzisiejsza rzeczywistość?
Brytyjskie KFC podało do publicznej wiadomości raport, z którego dowiadujemy się, jakie są warunki hodowli drobiu u ich dostawców. Okazuje się, iż wciąż zdecydowana większość kur, które finalnie trafiają do restauracji, to rasy gwałtownie rosnące. Rasy, które najczęściej ubija się już po 30 dniach od wyklucia. Błyskawiczny wzrost drobiu to jednak nie wszystko. 35% z kurcząc choruje na kontaktowe zapalenie skóry podeszwy. To z kolei może świadczyć o tym, iż ściółka po której na co dzień stąpają, jest twarda, wilgotna, a co gorsza zanieczyszczona odchodami, które mogą prowadzić do zakażeń bakteryjnych. Finalnie taki kurczak cierpi, a niekiedy dochodzi choćby do sytuacji, iż ma problemy z poruszaniem.
Czy 35% kurcząt chorujących na kontaktowe zapalenie skóry podeszły to dużo? To zależy. Na pocieszenie można dodać, iż jeszcze cztery lata temu ten odsetek wynosił 50%, a więc dziś przedstawia się to „nieco” lepiej. Z drugiej zaś strony szacuje się, iż w najlepszych hodowlach wskaźnik ten wynosi zaledwie 15%, czyli ponad połowę mniej, niż ma to miejsce w przypadku drobiu, który aktualnie trafia do KFC.
Z raportu dowiadujemy się także, iż wzrosło zużycie antybiotyków wśród kurcząt, co naturalnie dla finalnego konsumenta nie jest dobrą wiadomością. Nadużywanie antybiotyków przez drób sprawia, iż wśród bakterii wzrasta na nie odporność. Również wśród tych bakterii, z którymi później może zmagać się ludzki organizm.
Choć rzeczywistość dotycząca drobiu trafiającego do restauracji typu fast food wciąż nie wygląda kolorowo i obiecująco, trzeba docenić, iż KFC ujawniło tego typu dane. Czy w ślad za nimi pójdą inni? Swoją drogą interesujące jak to wygląda w przypadku restauracji McDonald’s.