Siostrzane więzi

twojacena.pl 3 dni temu

**Siostry**

Halina wstała o świcie, przygotowała śniadanie, spakowała mężowi jedzenie na drogę i dopiero wtedy poszła go obudzić.

— Halusiu, po co aż tyle? Wrócę przecież jutro — powiedział mąż, widząc sporą torbę.

— Dwa dni trzeba coś jeść. Nie będziesz miał czasu gotować, odgrzejesz i zjesz. Nie marudź. Tam jest też ciepłe ubranie. Noce już chłodne. Pij herbatę, póki gorąca — odparła Halina, machając ręką.

Mąż zjadł solidne śniadanie, ubrał się, wziął torbę.

— Jadę, a ty się połóż, prześpij się — powiedział, wychodząc z mieszkania.

Halina zamknęła za nim drzwi, wróciła do kuchni i wyjrzała przez okno. Wiedziała, iż na środku podwórka Marek się odwróci i pomacha jej. Mąż rzeczywiście stanął i, spojrzawszy na dom, uniósł dłoń. Odwzajemniła gest. Halina uśmiechnęła się w duchu: *Jak młode małżeństwo*. Zrobiło jej się ciepło na sercu.

Odkąd przeszła na emeryturę, zawsze tak żegnała męża, gdy wychodził do pracy lub na działkę. Żyli razem dwadzieścia sześć lat. Nie tak dużo jak na ich wiek. Oboje mieli za sobą wcześniejsze związki.

Halina nie lubiła zostawać sama. Pojechałaby z mężem, ale obiecała córce, iż dziś posiedzi z wnukiem. Westchnęła. Nie chciało jej się spać. Ale co robić? Za wcześnie na sprzątanie. Nie włączy odkurzacza o szóstej rano. W bloku słychać każdy hałas. Ludzie w weekend lubią pospać.

Z braku lepszego zajęcia Halina położyła się na łóżku, choćby nie zdejmując szlafroka. Leżała, myśląc o różnych rzeczach, i niepostrzeżenie zasnęła.

Nawet śniło jej się coś. U babci na wsi był pies Burek, duży i kudłaty. We śnie podbiegł do Haliny, radośnie merdając ogonem. *”Burek, witaj! Skąd się tu wziąłeś?”* — zapytała Halina i wyciągnęła rękę, by go pogłaskać. Ale Burek nagle warknął na nią. Halina cofnęła dłoń, nie rozumiejąc, dlaczego nie pozwolił się dotknąć…

Halina drgnęła i otworzyła oczy. W pokoju było pusto, żadnego Burka nie było i być nie mogło. Pies zdechł ze starości, gdy Halina miała czternaście lat. Spojrzała na zegarek — spała zaledwie dziesięć minut. Znów zamknęła oczy. *”Zmarli śnią się na niepogodę, a psy na krewnych”* — pomyślała, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Kto to tak wcześnie?

Halina usiadła, zsunęła nogi z łóżka, włożyła kapcie i poszła do przedpokoju. Dzwonek znów się odezwał, ponaglając ją.

— Idę już, idę — burknęła Halina i otworzyła drzwi.

Ujrzawszy w progu gościa, omal nie zatrzasnęła drzwi przed nosem tej, którą najmniej chciała zobaczyć. Mówią, iż pierwsza myśl jest najprawdziwsza. Później żałowała, iż tak nie zrobiła. W progu stała jej młodsza siostra. Serce zabiło w piersi jak schwytany ptak w sidłach.

— Cześć, siostrzyczko! — powiedziała Krysia, akcentując ostatnie słowo, i uśmiechnęła się szeroko.

Duże zęby siostry wyraźnie wystawały do przodu. Gdy się uśmiechała, widać było kawałek bladoróżowych dziąseł. *”A mówią, iż proroczych snów nie ma”* — pomyślała Halina, przypominając sobie warknięcie Burka. Myśl była nieprzyjemna. Wizyta siostry po latach rozłąki nie wróżyła nic dobrego.

Miały różnych ojców i dziesięć lat różnicy. Ojciec Haliny zginął w wypadku, trzy lata później mama wyszła ponownie za mąż i urodziła Krysię. Siostry nie były podobne ani z wyglądu, ani charakterem. Halina — pełniejsza, niska, o delikatnych rysach i łagodnym usposobieniu. Krysia — wysoka, chuda, z wydłużoną twarzą i wystającymi zębami.

— No i co, będziesz stać w progu? Nie zaprosisz do środka? — spytała Krysia.

Halina wciąż miała szansę zatrzasnąć drzwi. Ale to jednak siostra, choć nieproszona i nieoczekiwana.

— Wejdź — powiedziała, otwierając szerzej.

Krysia weszła do mieszkania, zrzuciła buty na dość wysokich obcasach, poprawiła przed lustrem włosy i odwróciła się do Haliny.

— Nie spodziewałaś się? A ja właśnie przyjechałam. — Krysia sięgnęła po kapcie Marka, ale Halina wyjęła z szafki gościnne klapki. Były za małe, ale innych nie było.

— No, pokaż, jak żyjesz — Krysia przeszła do pokoju, rozglądając się bystrym wzrokiem i zauważając każdy szczegół.

— Masz pańskie apartamenty! I meble importowane, i remont… — Krysia spojrzała na Halinę.

Na moment w jej oczach dostrzegła zawiść i złość. Ale w następnej chwili Krysia znów się uśmiechała, odsłaniając duże zęby. Halina znowu przypomniała sobie sen.

— No proszę. Dobrze wyszłaś za mąż. A mąż gdzie?

— Na działce — niechętnie odparła Halina.

— I działkę macie? No, burżuje jesteście — przeciągnęła Krysia tonem, którym zwykle mówi się: *”No cóż, zobaczymy”*.

— Po co przyjechałaś? — spytała Halina, tracąc cierpliwość.

— Stęskniłam się. Poza nami dwiema nie mamy już nikogo. Jesteśmy tylko my — odrzekła Krysia, nie odwracając się i przyglądając zdjęciu córki z wnukiem. — A to kto? Córka?

Halina nie odpowiedziała.

— A ja sama. Z Tomkiem gwałtownie się rozstaliśmy. Po nim jeszcze dwa razy byłam zamężna. I powiem ci, tamci dwaj wcale nie różnili się od pierwszego. Nie warto było ich zmieniać — zwierzyła się Krysia.

— Tamtych też komuś odebrałaś? — zjadliwie rzuciła Halina, nie mogąc się powstrzymać.

— Zmieniłaś się, złośliwa jesteś. Kto stare wspomina, temu oko wypada. — Krysia znów się uśmiechnęła, ukazując nierówny rząd górnych zębów. — Nie przyjechałam się kłócić.

— To po co? Postanowiłaś wspomnieć dawne czasy, a przy okazji znów coś mi odebrać? — spytała Halina, puszczając emocje na luz.

— Jesteś złośnica. A ileHalina spojrzała na fotografię matki na ścianie i zrozumiała, iż choć przeszłość boli, prawdziwy spokój daje tylko wybaczenie, choćby tym, którzy na nie nie zasługują.

Idź do oryginalnego materiału