Siostrzane Więzi

polregion.pl 3 godzin temu

Kasia wstała o świcie, przygotowała śniadanie, spakowała mężowi jedzenie na drogę i dopiero wtedy poszła go obudzić.

„Kasiu, po co aż tyle? Wrócę przecież jutro,” powiedział mąż, widząc pokaźną torbę.

„Dwa dni to nie chwila. Nie będziesz miał czasu gotować, więc odgrzejesz i zjesz. Nie marudź. W torbie jest też ciepłe ubranie – noce już chłodne. Pij herbatę, póki gorąca,” odparła Kasia, machając ręką.

Mąż zjadł solidne śniadanie, ubrał się, zabrał torbę.

„Jadę, a ty się połóż, prześpij się,” rzucił, wychodząc z mieszkania.

Kasia zamknęła za nim drzwi, wróciła do kuchni i wyjrzała przez okno. Wiedziała, iż na środku podwórka Piotrek się odwróci i pomacha. Faktycznie, zatrzymał się i, spojrzawszy na dom, uniósł rękę. Pomachała w odpowiedzi. Kasia uśmiechnęła się w duchu: „Jak młode małżeństwo.” Zrobiło jej się ciepło na sercu.

Od kiedy przeszła na emeryturę, zawsze tak żegnała męża – czy to do pracy, czy na działkę. Żyli razem dwadzieścia sześć lat. Nie aż tak dużo jak na ich wiek. Każde z nich miało już za sobą przeszłe związki.

Kasia nie lubiła zostawać sama. Pojechałaby z mężem, ale obiecała córce, iż dziś posiedzi z wnuczkiem. Westchnęła. Sen nie przychodził. Co robić? Sprzątać było za wcześnie – w bloku słychać każdy odgłos, a ludzie w weekend lubią pospać.

Nie mając lepszego pomysłu, Kasia położyła się na łóżku w szlafroku. Leżała, myśląc o różnych rzeczach, i niepostrzeżenie zasnęła.

Śniła się jej choćby babcia ze wsi i jej pies, Burek – duży, kudłaty. We śnie podbiegł do Kasi, merdając radośnie ogonem. „Burek, skąd ty się wziąłeś?” – spytała, wyciągając rękę, by go pogłaskać. Ale nagle Burek warknął, pokazując zęby. Kasia cofnęła rękę, zdziwiona…

Drgnęła i otworzyła oczy. W pokoju było pusto – żadnego Burka, nie mogło go tu być. Pies zdechł ze starości, gdy Kasia miała czternaście lat. Spojrzała na zegarek – spała może z dziesięć minut. Znów przymknęła oczy. „Umarli śnią się na deszcz, a psy na gości,” pomyślała, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Kto tak wcześnie?

Kasia usiadła, włożyła kapcie i podeszła do przedpokoju. Dzwonek powtórzył się, jakby ktoś się spieszył.

„No już idę!” – burknęła i otworzyła drzwi.

Na progu stała osoba, której najmniej chciała zobaczyć. Mówią, iż pierwsza myśl to najlepsza myśl. Później Kasia żałowała, iż nie posłuchała instynktu. Przed nią stała jej młodsza siostra. Serce zakłębiło się jak schwytany ptak.

„Cześć, siostrzyczko!” – powiedziała Ania, mocno akcentując ostatnie słowo, i uśmiechnęła się szeroko.

Duże zęby Ani niemal wychodziły przed wargi. Gdy się uśmiechała, widać było bladoróżowe dziąsła. „A mówią, iż sny kłamią,” pomyślała Kasia, przypominając sobie sennego Burka. To było nieprzyjemne. Wizyta siostry po latach nie wróżyła nic dobrego.

Miały różnych ojców i dziesięć lat różnicy. Ojciec Kasi zginął w wypadku, a trzy lata później mama wyszła ponownie za mąż i urodziła Anię. Nie były do siebie podobne – ani wyglądem, ani charakterem. Kasia – krępa, niska, o delikatnych rysach i spokojnym usposobieniu. Ania – wysoka, chuda, z wydłużoną twarzą i tymi wystającymi zębami.

„Co, tak będziesz stać w drzwiach? Nie zaprosisz do środka?” – spytała Ania.

Kasia jeszcze mogła zatrzasnąć drzwi. Ale to przecież siostra, choć nieproszona.

„Wchodź,” powiedziała, otwierając szerzej.

Ania weszła, zdjęła buty na obcasach, poprawiła włosy przed lustrem i odwróciła się do Kasi.

„Nie spodziewałaś się? A ja tu jestem.” – Ania sięgnęła po kapcie Piotrka, ale Kasia wyjęła gościnne klapki z szafki. Były za małe, ale innych nie miała.

„No, pokazuj, jak żyjesz.” – Ania przeszła do pokoju, rozglądając się uważnie.

„O, u ciebie jak u królowej! Meble z Zachodu, remont…” – Spojrzała na Kasię. Na moment w jej oczach błysnęła zawiść i złość, ale zaraz znów się uśmiechnęła. Kasia znów pomyślała o śnie.

„To rozumiem. Dobrze wyszłaś za mąż. A mąż gdzie?”

„Na działce,” odparła niechętnie Kasia.

„I działka macie? No, burżuje,” przeciągnęła Ania tonem, który mówił: „Zobaczymy, jak długo.”

„Po co przyjechałaś?” – spytała Kasia, tracąc cierpliwość.

„Stęskniłam się. Poza nami dwiema nie mamy już nikogo,” odparła Ania, nie odwracając się, przeglądając zdjęcie córki z wnuczkiem. „A to kto? Córka?”

Kasia milczała.

„A ja jestem sama. Z Michałem gwałtownie się rozstaliśmy. Potem jeszcze dwa razy byłam zamężna. I wiesz co? Żaden nie był lepszy od pierwszego. Szkoda zachodu,” zwierzyła się Ania.

„Też komuś je odebrałaś?” – warknęła Kasia, nie mogąc się powstrzymać.

„Zmieniłaś się, złośnica z ciebie. Kto stare wspomina, temu oko wypłynie.” Ania znów się uśmiechnęła, ukazując nierówne zęby. „Nie przyjechałam się kłócić.”

„To po co? Żeby powspominać i znów coś mi zabrać?” – Kasia puściła hamulce.

„Jaka zła. A ile córce lat?” – Ania zignorowała sarkazm.

„Dwadzieścia osiem.”

„Wyszłaś za mąż dwa lata później? Spieszyłaś się z dzieckiem, żeby ci narzeczonego nie zabrali?” – Ania zaśmiała się głośno, dumna ze swojego dowcipu.

„To córka mojego męża,” odparła Kasia, po chwili żałując, iż w ogóle się tłumaczy.

Wściekała się na siebie i nie mogła dojść do siebie po szoku.

„Dobra, dobra. Poczęstujesz herbatą?” – spytała Ania, łagodząc ton.

Gdy Ania zachwycała się kuchnią, Kasia włączyła czajnik.

„Na długoKasia pożegnała siostrę cichym westchnieniem ulgi, a przez okno obserwowała, jak taksówka z Anią znika za rogiem ulicy, pozostawiając za sobą tylko pył wspomnień i niedopowiedzeń.

Idź do oryginalnego materiału