Dzisiaj postanowiłem opisać coś, co już dawno powinienem był wyrzucić z siebie. Czasami nieszczęście przychodzi bez pukania. Nie wyważa drzwi, nie ostrzega. Wchodzi do twojego życia z mocnym makijażem, zalotnym uśmiechem i słowami: „Ależ ty wcale nie taka, jak sobie wyobrażałam”. Tak właśnie pojawiła się Kasia – przyrodnia siostra mojego męża, oczko w głowie teściowej, przez którą prawie zostawiłem wszystko i odszedłem.
Tamtego wieczoru wszystko wydawało się normalne. Pierwszy raz od tygodni skończyłem pracę o czasie, odebrałem na córkę Lenkę z przedszkola i poszliśmy do parku. Ciepłe powietrze, śmiech dzieci, przyjemne zmęczenie. Do domu wróciliśmy około ósmej. Ledwo zdążyłem się przebrać, gdy zadzwonił Maciek.
– Kochanie, zaraz jadę po Kasię – powiedział spokojnym tonem.
– Kasię? – zdziwiłem się. – Tę przyrodnią?
– Tak, rozwiodła się. Przyjeżdża na stałe.
O Kasi wiedziałem tylko z opowiadań. Dziesięć lat temu jej ojciec ożenił się z mamą Maćka – Teresą. Od tamtej pory Kasia była w ich domu niemal świętością. Świeczka jej nie dogodziła. Albo miała to coś w sobie, albo umiała rozpłakać się we właściwym momencie. Maciek nigdy za bardzo o niej nie opowiadał. Nie wypytywałem. Ale kiedy wrócił do domu tuż przed północą z wielką walizką w ręku i zmęczonym uśmiechem, zrozumiałem – nasze życie już nigdy nie będzie takie samo.
Następnego dnia pojechaliśmy się poznać. Kasia otworzyła nam drzwi w pidżamie, z rozmazanym tuszem i wymuszonym uśmiechem.
– Cześć! Więc to ty jesteś żoną Maćka? Hmm… A myślałem, iż będziesz… no, nieważne.
Teściowa, promieniejąca z radości, nakryła stół jak na wesele: ogórki kiszone, kurczak, pierogi. Siedziała przy Kasi i ciągle powtarzała, jaka jest zmęczona, jak ciężko miała z mężem i iż „zasługuje na nowy początek”. Potem, mimochodem, rzuciła:
– Kochanie, może pomożesz Kasi z pracą? Przecież macie znajomych.
Tak zaczęła się nowa era. Maciek krzątał się, szukał dla niej ofert, dzwonił do znajomych. Ja szukałem mieszkań. W końcu sąsiedzi z góry wynajmowali kawalerkę – przekonaliśmy ich. Maciek choćby pomógł z dokumentami. Wszystko dla biednej dziewczyny, której „w życiu nie wyszło”.
A potem zaczął się prawdziwy koszmar. Rano – Kasia. Wieczorem – Kasia. Samochodu nie miała, więc woziłem ją jak taksówkarz. Obiadów nie gotowała – przychodziła do nas. Mogła wtargnąć o dziewiątej wieczorem, stanąć na środku kuchni i oznajmić:
– Nie jadłam dzisiaj, a jestem strasznie zmęczona. Coś ugotowaliście?
Kiedyś urządziła imprezę, muzykę puściła na cały regulator, sąsiad wezwał policję. Właściciele mieszkania wściekli się, ale Kasia jakoś się wykręciła. A teściowa przyjechała następnego dnia robić awanturę:
– Co wy, nie mogliście jej pilnować?! Ona ma dopiero dwadzieścia cztery lata, to jeszcze dziecko!
– Przepraszamy – nie wytrzymałem – ale my z Maćkiem nie jesteśmy jej opiekunami. Pomogliśmy. Reszta to jej sprawa.
– Ciebie nikt się nie pytał! – warknęła teściowa. – Ja rozmawiam z synem!
Wyszedłem, ale przez ścianę słyszałem krzyki. Że znaleźliśmy „kiepskie mieszkanie”, iż „nie dopilnowaliśmy” dziewczyny.
Kilka dni później Kasia wzięła zwolnienie. Maćka wysłali po zakupy. Mnie też wciągnęli: „Posprzątaj, ogarnij”. Odmówiłem. Mąż się obraził. A ja przypomniałem sobie, jak sam z gorączką gotowałem zupę i sprzątałem – nikt mi wtedy nie pomagał.
Potem przyszły nowe skargi od sąsiadów, i właściciele kazali Kasi się wyprowadzić. Pracę straciła – też na nią narzekali. Teściowa przyjechała zabrać „swoje słoneczko” do domu, szlochając i złorzecząc wszystkim wokół. Patrzyłem na to i milczałem. Bo wiedziałem – jeżeli powiem choć słowo, wybuchnę.
Ale po paru tygodniach stał się cud: koleżanka Kasi zaprosiła ją do Gdańska. Teściowa przeżywała, rzucała się. A ja ledwo powstrzymywałem radość. Po raz pierwszy od miesięcy odetchnąłem spokojnie.
Kasia wyjechała. A wraz z nią odszedł ten nieznośny chaos. Wróciła cisza. Spokój. I znów mogłem być sobą – mężem, ojcem, człowiekiem. Niech Kasia teraz robi piekło komuś innemu. Byle nie nam.
**Lekcja na dziś:** Czasem pomaganie przeradza się w znoszenie czyjegoś egoizmu. Lepiej postawić granicę, zanim inni ją za nas przekroczą.