Siostra? Dziękuję, już wystarczy…

newsempire24.com 2 dni temu

„Rodzona siostra? Dziękuję, nie trzeba więcej…”

Ostatnio przestałam otwierać drzwi własnej siostrze. Żadnych telefonów, żadnych wizyt, zero zainteresowania – kompletna cisza. Brzmi okrutnie? Tylko dla tych, którzy nie znają całej prawdy. Po prostu nie mam już siły być matką, sprzątaczką i darmowym psychologiem w jednym. Siostra wycisnęła mnie jak cytrynę. W teorii ta sama krew, w praktyce – nieproszony gość, który wysysa energię i choćby nie podziękuje.

Nasza rodzina to, delikatnie mówiąc, nie jest standard. Wyobraźcie sobie: mama i ja zaszłyśmy w ciążę niemal w tym samym czasie. Miałam dwadzieścia lat, mama – czterdzieści dwa. Ja urodziłam bliźniaki, mama – trzecie dziecko. Do tego nasza najmłodsza siostra, Elżbieta, która wtedy skończyła osiemnaście lat. Chaos? O tak. Wesoło? Niekoniecznie. Zwłaszcza gdy masz na głowie dwójkę maluchów, dom, obowiązki i siostrę, która uznała, iż twoje mieszkanie to jej prywatny hotel.

Bliźniaków planowaliśmy z mężem, choć podwójna niespodzianka była trochę szokiem. Dowiedziałam się późno, gdy brzuch już zdradzał wszystkie sekrety. Ale nie poddałam się – uznaliśmy to za dar losu. Od roku i trzech miesięcy żyję w trybie wielozadaniowości: pieluchy, kaszki, krzyki, sprzątanie, pranie, gotowanie i te rzadkie chwile ciszy, gdy dzieci w końcu zasypiają.

A Ela? Ela stwierdziła, iż mama za dużo wymaga, i uciekła. I zgadnijcie gdzie? Do mnie. Nie na parę dni, tylko na stałe. Oficjalnie – pomaga z siostrzeńcami. W rzeczywistości? Całe dnie w telefonie, podjada moje obiady i opowiada mamie, jak „się zmęczyła, pomagając siostrze”. Obłuda? Jak u profesjonalisty.

Studia? Nie poszła. Praca? Zwolniła się. Cele? Żadnych. Ale pretensji – jak u ministra. jeżeli poproszę, by cokolwiek zrobiła w domu, natychmiast przypomina sobie, jak „mama ją wykończyła” i iż „musi odpocząć”. Próbowałam ignorować, przymykać oczy, wierzyć, iż w końcu się ogarnie. No tak, marzenia. W zamian – zero inicjatywy, zero wdzięczności, za to maksimum roszczeń.

I w końcu mnie ruszyło. Dzień jak zwykle trudny: dzieci marudne, obiad na kuchence, pranie w maszynie, sama choćby nie zdążyłam zjeść. A Ela podchodzi i prosi… żeby zaprosić jej koleżankę. Do mojego domu. Gdy ja haruję jak wół, ona chce plotkować z kumpelą. To była ostatnia kropla.

Wyłączyłam gaz, wytarłam ręce i powiedziałam spokojnie: „Pakuj się. Do domu”. Nie chcę jej już więcej widzieć. Sama mam wystarczająco ciężko, a z taką „pomocnicą” – to już w ogóle. Nie jestem ze stali. Cierpliwość ma swoje granice. Niech teraz tłumaczy mamie, dlaczego nie ukrywa się już u siostry. A ja wreszcie odetchnę – w ciszy, choćby z dwójką dzieci na rękach.

Idź do oryginalnego materiału