Siedzenie w domu bezczynnie

polregion.pl 6 godzin temu

— Siedzisz w domu i nic nie robisz…

— Mamo, chodźmy pograć w autka, obiecałaś… — po raz kolejny poprosił pięcioletni Kacper, zaglądając do kuchni.

Patrycja spojrzała najpierw na syna, potem na stertę brudnych naczyń i kurczaka, który cierpliwie czekał na swoją kolej na desce do krojenia. Znów spojrzała na synka. Chłopiec wpatrywał się w nią wyczekująco, czekając na odpowiedź.

— Kacperku, jeszcze chwileczkę, mamuska zaraz przyjdzie, dobrze? — wyszeptała, sama nie wierząc, iż to „zaraz” kiedykolwiek nadejdzie.

— Znowu to samo! Zawsze tak mówisz, a potem nie przychodzisz! Nie chcę grać sam! Nie chcę! — krzyknął chłopiec i pobiegł do pokoju.

Od krzyku obudzenia się mała Zosia i natychmiast oznajmiła to głośnym płaczem. Patrycja usiadła na krześle, chwyciła się za głowę, jakby chciała zatkać uszy. Na moment zamknęła oczy.

…Patrycja zawsze chciała dzieci i kochała je bezgranicznie. Ale teraz marzyła tylko o tym, żeby być sama, gdzieś, gdzie nie ma niekończącego się sprzątania, gotowania, pieluch, logopedy, spacerów, wieczornych kąpieli, kolacji, bajek na dobranoc…

Wiele kobiet żyje tak samo, ale większość ma pomoc dziadków albo mężów. U Patrycji było inaczej. Jej rodzice mieszkali tysiąc kilometrów dalej, teściowa pracowała i zajmowała się sobą — nie miała czasu w wnuki. A mąż, Krzysztof, wracał z pracy zwykle wtedy, gdy dzieci już zasypiały. Jadał kolację, siadał przed komputerem albo telewizorem. Praktycznie w niczym nie pomagał. Ostatnio ich relacje stały się napięte, wręcz bolesne…

— Maaamo… — rozległ się przeciągły głos półtorarocznej Zosi.

— Idę, córeczko, idę! — odparła Patrycja i pośpieszyła do pokoju dziecięcego.

Zajęła się dziećmi, posprzątała trochę. Po obiedzie Kacper miał zajęcia z logopedą. Gdy się uczył, Patrycja z Zosią poszły na plac zabaw.

Wróciły dopiero pod wieczór. Patrycja wykąpała dzieci, nakarmiła je kolacją. Sama nie jadła, tylko wypiła gwałtownie herbatę. Potem sprzątnęła naczynia, spojrzała na kurczaka i orzekła: „nie zdążę”. Żeby nakarmić męża, postanowiła ugotować pierogi.

Krzysztof wrócił około dziewiątej. Patrycja przywykła już, iż mąż wraca zwykle w złym humorze.

— Jestem! Nikt mnie nie wita? — krzyknął z przedpokoju.

— Krzysiu, nie krzycz, proszę, Zosię właśnie ułożyłam spać. — starała się mówić łagodnie, by go nie rozdrażniać.

— No właśnie! Witajcie w domu! Przyszedł do domu, a tu cisza! — burknął Krzysztof i poszedł do łazienki umyć ręce.

Patrycja nakryła do stołu — nałożyła pierogi, osobno postawiła natkę i śmietanę. Zagotowała wodę, pokroiła chleb.

— Patka, znowu pierogi na promocji kupiłaś i teraz będę je jadł, aż się nie skończą?! — spytał sarkastycznie Krzysztof.

— Krzysiu, jeszcze dziś pierogi, a jutro, jak obiecałam, usmażę kurczaka. — odpowiedziała wymijająco.

— To ostatni raz. Jutro nie jem! W poniedziałek były pierogi i dziś znowu! — warknął Krzysztof i zabrał się za jedzenie.

Nawet nie zapytał, czy Patrycja cokolwiek dziś jadła. Ostatnio wydawało się, iż żona w ogóle go nie interesuje.

— Krzysiu, oderwij się na pięć minut od telefonu. Opowiedz, co u ciebie w pracy?

— Co tam może być — jak zwykle. Tak się tym męczę, a ty chcesz, żebym w domu też o tym gadał! — odciął się i znów wpatrzył w ekran.

— No to smacznego, idę sprawdzić dzieci.

— Idź. — rzucił sucho.

Patrycja ułożyła dzieci, zgasiła światło i wróciła do kuchni.

— Idę spać. — mruknął Krzysztof i wyszedł, nie odrywając wzroku od telefonu.

— Dobranoc. — szepnęła Patrycja w pustkę…

Były czasy, gdy mąż całował ją na dobranoc, życzył spokojnej nocy. Wieczorami, po uśpieniu synka, rozmawiali godzinami, pijąc herbatę. Potem oglądali film w sypialni.

Te ciepłe, bliskie relacje zaczynała już zapominać. Ostatnio coś między nimi pękło. Krzysztof był całkowicie pochłonięty pracą, sprawami, do których Patrycja nie miała wstępu.

Ona sama po urodzeniu Zosi była wykończona. Miała nadzieję, iż Kacper pójdzie do przedszkola, ale w grupie logopedycznej nie było miejsc. Postanowili, iż zostanie w domu, a na zajęcia będzie chodził prywatnie.

Westchnęła ciężko. Już wpół do jedenastej! Trzeba pozmywać, iść do łazienki i spać.

Gdy weszła do sypialni, Krzysztof już spał. Nagle na jego telefonie zadzwoniło powiadomienie.

„Kto pisze o tej porze?” — pomyślała, ale zignorowała to, sądząc, iż to SMS od operatora.

Ledwie zamknęła oczy, gdy obudził ją budzik.

„Już wpół do szóstej? Jakbym w ogóle nie spała…”

Umyła się, zrobiła kawę, zaczęła gotować śniadanie. O szóstej obudził się Krzysztof.

— Znowu owsianka i kanapki?! — warknął, zanim wszedł do kuchni.

— Dzień dobry, Krzysiu!

— Moja mama zawsze smażyła mi racuchy albo serniki, a od ciebie niczego się nie doczekam! — burknął i z wściekłością przyciągnął talerz z owsianką.

— Krzysiu, naprawdę nie mam czasu. W weekendy smażę, ale w tygodniu… Poza tym smażone codziennie to niezdrowo. Owsianka jest dobra i dla ciebie, i dla Kacpra.

— No tak! Teraz mam się tym męczyć! Choćby jajecznicę byś zrobiła!

— Po pierwsze, nie krzycz, obudzisz dzieci. Po drugie, zapomniałam kupić jajek!

— Co ty za żona jesteś — zapominalska, nic nie zdążysz! Siedzisz w domu, nie pracujesz. Każda kobieta daje radę, a ty się męczysz! Już do domu wracać nie mogę! Moja mama ma rację…

Nie dokończył, bo z dziecięcego pokoju dobiegł płacz Zosi.

— Od dawna podejrzPatrycja wzięła głęboki oddech, przytuliła Zosię mocniej do siebie i pomyślała, iż choć teraz jest trudno, to kiedyś w końcu odnajdą swoje szczęście.

Idź do oryginalnego materiału