Siedemdziesiąte urodziny babci. Ani życzeń, ani telefonu od dzieci… Czy naprawdę aż tak są zapracowani?

przytulnosc.pl 2 tygodni temu

Niektórych ludzi zapamiętuje się na długo. Jedną z nich była pani Zofia – starsza kobieta, która trafiła do domu opieki w Lublinie razem ze swoim synem, panem Dariuszem. Jak się później okazało, nie wiedziała, iż to będzie jej nowy adres. Syn zapewniał ją, iż to tylko „tymczasowy pobyt na rehabilitację”. Ale serce matki przeczuwało, iż coś jest nie tak.

Prawda wyszła na jaw dzięki opiekunom, którzy – jak to często bywa w takich miejscach – gwałtownie rozpoznają smutną rzeczywistość.

Pani Zofia była niezwykle ciepłą, pełną pozytywnej energii osobą. Nic dziwnego, iż pracownicy ośrodka od razu ją polubili. Choć miała już 70 lat, zachowała sprawność i mogłaby jeszcze przez długie lata mieszkać w domu, gdyby miała przy sobie rodzinę. Niestety, w domach opieki ludzie gwałtownie tracą siły – samotność i brak bliskości robią swoje. Codziennie spoglądała przez okno z nadzieją, iż może dziś syn przyjedzie… Ale ten przestał się odzywać.

Dziś był wyjątkowy dzień – pani Zofia obchodziła siedemdziesiąte urodziny.

Na początku syn ją odwiedzał, przynosił owoce, drobne prezenty. Ale z czasem wizyty stawały się rzadsze, aż zniknął całkowicie. Zofia wierzyła jednak, iż jeszcze się zjawi. Nadzieja była jej jedyną siłą.

W rozmowie wspomniała kiedyś, iż ma również córkę – Małgorzatę. Ale nie widziały się od ponad 20 lat. Ich kontakt urwał się dawno temu. Pani Zofia przyznała później, iż całą swoją matczyną miłość skierowała ku synowi, zaniedbując relację z córką. Małgorzata długo starała się o jej uwagę, ale bezskutecznie. Zofia była przekonana, iż córka i tak kiedyś wyjdzie za mąż i odejdzie do swojej rodziny, a syn zostanie przy niej. Los jednak chciał inaczej.

Synowa nie chciała dzielić mieszkania z teściową i zrobiła wszystko, żeby się jej pozbyć. Pani Zofia nie winiła jej – mówiła, iż to była kara za błędy z przeszłości.

Z okazji urodzin pracownicy kupili jej tort, zapalili świeczki, a ona – wzruszona – pomyślała życzenie i je zdmuchnęła. Nie trzeba było pytać, o czym marzyła. Łzy płynęły jej po policzkach.

Pod koniec dnia pani Zofia przyszła do mojego biura. Szukała rozmowy, kogoś, kto po prostu wysłucha. Opowiedziała wszystko – o błędach, o żalu, o nadziei. Została sama, mimo iż całe życie starała się być dobrą matką.

Wieczorem, gdy wychodziłam z pracy, spotkałam na korytarzu kobietę z bukietem tulipanów. Pytała o panią Zofię. To była Małgorzata – córka, która po tylu latach postanowiła odnaleźć matkę.

Tego wieczoru zabrała ją do siebie.

I szczerze? Mam nadzieję, iż już nigdy więcej nie zobaczę pani Zofii. Bo to będzie oznaczać, iż w końcu znalazła swoje miejsce – w domu, wśród bliskich, którzy chcą ją kochać.

Idź do oryginalnego materiału