Siedem lat temu moja mama obiecała nam na ślub dużą sumę pieniędzy, którą odkładała przez całe życie z myślą o mnie, swojej jedynej córce. Jednak miesiąc po ślubie temat ucichł, a mama zmieniła zdanie. Było mi bardzo niezręcznie wobec męża i teściów, którzy podarowali nam samochód. Mama zawsze dużo obiecuje, ale gdy przychodzi co do czego, natychmiast zapomina o swoich słowach

przytulnosc.pl 2 tygodni temu

– Nie ma w tym nic dziwnego, wiedziałam, iż tak będzie! – opowiada z żalem trzydziestotrzyletnia Lidia. – Tak było przez całe życie. Mama zawsze dużo obiecuje, ale gdy przychodzi co do czego, natychmiast zapomina o swoich słowach. Mówi: „Nie jestem wam nic winna!” Rozumiem, iż nie jest. Ale po co wtedy obiecywać?

– A co dokładnie obiecywała?

– Oj, wiele rzeczy! Na ślub chciała nam podarować dużą sumę pieniędzy, prawie siedem lat temu. Do dziś czekamy… Nikt jej wtedy nie zmuszał do obietnic!

Siedem lat temu dla nas, dwudziestopięciolatków, dwieście tysięcy złotych byłoby znaczną sumą na start. Ale Zofia, matka Lidii, ogłosiła, iż odkładała te pieniądze dla swojej jedynej córki. Jedynym problemem było to, iż pieniądze były na lokacie, której termin kończył się kilka miesięcy po ślubie.

– No i żeby nie tracić odsetek, umówiliśmy się, iż nie będziemy wypłacać pieniędzy przed terminem! – opowiada Lidia. – Wypłacimy dwa miesiące później. My z Pawłem się ucieszyliśmy, rozmarzyliśmy, choćby się posprzeczaliśmy. On mówi: „Kupmy dobry samochód!” A ja: „Nie, trzeba coś zrobić z mieszkaniem.” Teściowa usłyszała te rozmowy, skonsultowała się z teściem i mówi: „Oddamy wam nasz samochód, na razie nie kupujcie. Lidia ma rację, trzeba coś zrobić z mieszkaniem!”

Tak też postanowiliśmy. Teść na weselu uroczyście wręczył synowi kluczyki do trzyletniej Toyoty, a młodzi zaczęli szukać opcji na mieszkanie na kredyt.

– Jeździliśmy, oglądaliśmy, decydowaliśmy, co lepiej wziąć – nowe mieszkanie czy już zamieszkałe, w jakiej dzielnicy, w którym banku najlepiej wziąć kredyt. Minęły dwa miesiące, a mama… poszła i przedłużyła lokatę o kolejny rok, wyobrażasz sobie?

– A coś tłumaczyła, dlaczego tak zrobiła?

– No… Powiedziała, iż jeszcze nie dorosłam, żeby kupować sobie mieszkanie, iż mam bałagan w domu, nieumyte podłogi i naczynia w zlewie. Paweł mnie, mówi, i tak zostawi za parę miesięcy, taką nieudolną gospodynię, nie ma co zaczynać z tym kredytem. Kredyt biorą poważni ludzie, którzy mają porządek wszędzie! I w głowie, i w szafie, i w kuchni. Ja, niestety, do takich nie należę.

– Bzdura jakaś…

– Oczywiście, bzdura. Zmieniła zdanie, szkoda jej było pieniędzy! Zawstydziła mnie przed teściami. Mówię: „Mamo, po co wtedy obiecywałaś?” A ona: „A co, miałam obowiązek dawać wam prezenty? Kupować mieszkania? Nie, nie miałam! Wychowałam cię, wykształciłam, dalej – radź sobie sama…” I z jednej strony, niby ma rację. Trzeba polegać tylko na sobie, na innych nie liczyć. Ale jak nie liczyć, gdy ona bezpośrednio obiecywała?

Mieszkanie na raty Lidia z mężem wzięli rok później. Wtedy wydawało się, iż wszystko jest dobrze i będzie tylko lepiej. W pracy u obojga szło świetnie, kierownictwo hojnie przyznawało premie i bonusy. Przez kilka lat żyli bardzo dobrze, choćby zdecydowali się, mimo kredytu, na dziecko.

– Mama znów obiecywała pomagać z wnukiem, ale nie wierzyłam i słusznie! – opowiada Lidia. – Syn ma już dwa lata, babcia u nas tylko do ozdoby. Przyjdzie, wypije herbatę, uśmiechnie się do dziecka, mnie skrytykuje, iż w mieszkaniu bałagan, i wraca do domu z czystym sumieniem.

Ostatnio zaczęło im być naprawdę trudno finansowo i Lidia zaczęła myśleć o powrocie do pracy.

– A tu zadzwonił dyrektor! – opowiada. – Mówi: „Przyjdź od poniedziałku, jesteś nam potrzebna.” My z Pawłem zaczęliśmy pilnie szukać niani, ale czy znajdziesz ją w cztery dni? Dziecko małe, mówi jeszcze słabo, nie może się poskarżyć, a przychodzą jakieś dziwne osoby. Podzieliłam się z mamą, mówię: „Może masz jakąś znajomą emerytkę, która zgodzi się za pieniądze?” A ona mówi: „To ja sama będę siedzieć! Za pieniądze, czemu nie?”

Początkowo Lidia nie traktowała tego poważnie, ale potem pomyślała, iż to niezła opcja. Mama – osoba bliska, dziecka nie skrzywdzi. Jedyny problem – żeby nie zmieniła zdania w połowie drogi.

– Pięć razy ją zapytałam – mówię: „Na pewno dasz radę? Nie będzie ci ciężko? Dasz radę siedzieć codziennie od ósmej rano do siódmej wieczorem?” Przysięgała, iż da radę. Umówiliśmy się, iż codziennie rano będziemy przywozić wnuka do niej, z jedzeniem na dzień, z ubraniami, z zabawkami. Kupiła wnukowi nocnik, przygotowała miejsce

Idź do oryginalnego materiału