Sąsiedzi
No właśnie splunął Wojciech, wziął ją, tak zwany, za żonę, a ona nie umie ani gotować, ani prać. Wojciech siedział na kłodzie przed domem sąsiada i smutno wpatrywał się w swoją chatę, w której jeszcze spoczywała młoda żona.
Mikołaj, mieszkający obok, kręcił kluczem francuskim w motorze:
Wiesz, Wojtku, dopiero co ślub przeżyliśmy. Daj swojej pani chwilę na dojście po tym wydarzeniu.
Co? Nie chcę już myśleć o ślubie. Tego dnia wyczerpała mnie do szpiku.
Wyczerpała? zapytał współczująco Mikołaj.
Wojciech wypluł łupiny słonecznika i zmarszczył brwi:
Och, od razu zaczęła się śmiać, gdy przyjechałem z wydatkiem do jej podwórka. Przez pół dnia waliła w podwórze, rozwiązywała złe zagadki, a potem wymusiła, byśmy zatańczyli cygańską piosenkę, aż nowe spodnie pękły od napięcia.
Dostałem od ojca spodnie, więc się ożeniłem, w starej chacie. Gdy dotarłem do jej pokoju, przeszedłem krąg piekielny, a jej już nie było! Wyskoczyła przez okno i uciekła. Cała wioska szukała ją pół dnia, znalazłaśmiała się i powiedziała, iż się rozmyśliła. A kiedy rozgnieźliśmy jej bukiet, płakała. Nie rozumiesz żartów.
Na ceremonii zachowywała się jak szalona, wyglądała, jakby zmuszała ją do małżeństwa siłą. Przy weselnym stole nie pozwoliła mi się dotknąć, bała się, iż poplamie jej suknię. Fiu, Wojtku, fu, jesz smażoną rybę, masz brudne palce mawiała. A ja mam drogą suknię, nie jest to serwetka.
Nie drap, Kolo, choćby nie mów o ślubie.
Mikołaj odłożył klucz, pogłaskał pod czapką:
Wiesz, Wojtku, moja żona Ania jest łagodna, nigdy nie wywołuje takich kłopotów.
Aż wszystkie kobiety są normalne, a ja mam taką z głupim charakterem. Rano wstaję, pracuję, a ona leży i śpi! Przynajmniej czajnik postawi!
A nie chce pracować?
Mikołaj zdziwił się.
Nie chce szukać pracy. Mówi, iż po studiach potrzebuje odpoczynku. Matka i babcia potajemnie przesyłają jej pieniądze na klamry. Bo inaczej by mnie rozrywała.
Mikołaj zamyślił się, podszedł do przyjaciela i spojrzał intensywnie:
Tak, Wojtku, wpadłeś w kiepską sytuację. Znalazłeś leniwą żonę, wypędź ją, dopóki nie urodzi dzieci.
Skąd miałem wiedzieć, iż Czerepakowie wychowali leniwą córeczkę? Krzycieli, iż ich Łucja to złoto. Okazało się oszustwo. A teraz się cieszą, jakby zrzucili ją jak balast ze swojego pleców, a mnie zostawili
***
W wiosce szumiała spokojnie rzeka, konik polny cicho skakał w trawie, od czasu do czasu krowy muczały, pies szczekał, a kogut pieśnił. Rzadko na zakurzonym szlaku przejeżdżały ciągniki i motorowery, brzęczały wiadra.
Kolo! krzyknęła z okna chaty Katarzyna Obiad gotowy, wejdź do domu.
Już idę odwrócił się leniwie Mikołaj, pochylając się nad motocyklem, i przycisnął ucha do domu sąsiada. Z otwartych okien dochodziły dźwięki nowożeńców, które Mikołaj mógł wyłowić.
Wojtusiu, obierz ziemniaki, ja przyniosę cebulę pisknęła słodka, kociący głos Leny.
Dlaczego to ja muszę obierać? To kobiece zajęcie usłyszał Mikołaj z daleka głos Wojciecha. Ja i tak siekam kurczaka.
Hehe, zaśmiał się Mikołaj, oni tylko obiad gotują, a u mnie już czeka!».
Jestem zajęta odezwał się delikatny głos dziewczyny. Sprzątam loki z włosów.
Och, poczekaj, Łucjo!
Chcę być piękna, nie szara. Gdy kręcę loki, przypominam sobie Sophię Loren. Tak mówią wszyscy. Nie wiesz? Pokażę, mam nagrania i płyty.
Mikołaj pokręcił głową i wpatrzył się w okna sąsiedniego domu.
Co ona odpowie?
Po czym rzucił motocykl, przesunął się po cichu na podwórko i zerknął przez okno. Tam młoda żona Wojciecha kręciła się w samym środku pokoju, włosy rozpuszczone w falującej koronie. Mikołaj zmrużył oczy, rozejrzał się po pokoju i zobaczył Wojciecha przy stole, pochylonego nad miską.
***
Mikołaj bez apetytu zjawił się przy zupie, spojrzał na najedzoną twarz żony i westchnął:
Wyobrażasz sobie, Katarzyno, co się stało z Wojtkiem?
Co? zdziwiła się jego współlokatorka.
Poślubił Lubicę Czerepak, nową przybyszkę z miasta.
Pamiętam, mówiła, iż zostanie nauczycielką. Nie skończyła szkoły.
Pamiętam ją, choć trochę jak smarkę. Głupia dziewczynka, w głowie same tańce i ubrania. A Wojtek, idiota, wziął się za nią bez namysłu, chociaż twoja siostra Mania jeszcze siedzi wśród dziewczyn. Mógłby wziąć ją.
Katarzyna odwróciła okrągłą twarz, nie chcąc rozmawiać o Manie. Manusia była pulchna i nieporadna, taka jak Katarzyna. Gdyby nie Katarzyna, która w młodości była szczupła i przed ślubem uciekła, Manusia nigdy nie zaznała szczęścia. Teraz obie siostry są małe i okrągłe, jak kulki.
W domu sąsiada grała głośna muzyka, rozbrzmiewał kobiecy chichot. Mikołaj uniósł brwi i podszedł do okna, przyglądając się.
Wojciech? zawołał do sąsiada w szklarni, gdzie przywiązywał pomidory.
Co chcesz, Mikołaju?
Co to za zamieszanie w waszym domu, hałas w środku dnia?
To Kola, do Lubki przyjechała przyjaciółka z miasta. Głośna dziewczyna, włączyła magnetofon.
Mikołaj spojrzał surowo na Wojciecha:
Jak długo wytrzymasz to szaleństwo, Wojtku? Pracujesz w domu, a żona zamiast wziąć sprawy w garść śmieje się i hałasuje. Już się rozjechała!
Wojciech spojrzał ciężko:
Co mam zrobić, jeżeli jest taka? Niech się bawi, jeżeli to ją cieszy.
Nie jest już mała, by bawić się! Jest zamężna, ma być matką i strażniczką ogniska! Trzeba ją ukarać, wyrzucić przyjaciółkę, wyrzucić magnetofon z okna! Moje żony nie mają przyjaciółek, tylko przędą skarpety!
Wojciech zbolał się, spojrzał na przyjaciela:
Idź, Mikołaju, zajmij się swoją babą. Ja sam się ogarnę.
***
Następny dzień przyniósł niekończący się deszcz. Szare niebo nie dawało słońca; Katarzyna stała w kuchni przy garze, a Mikołaj krążył po kątach.
Nuda, kochanie.
Idź po grzyby. Załóż pelerynę, po deszczu wyrosną świeże grzybki zasugerowała żona.
Nie chcę iść sam.
Zawołaj Wojciecha.
Mikołaj westchnął.
Ach, on pewnie mnie obraził.
Spojrzał w okno i zobaczył Wojciecha z torbą w ręku.
Cześć, sąsiedzi wszedł, skrzypiąc drzwiami.
Mikołaj podszedł:
Kolo, przyniosłem wędzoną rybę, sam ją wędziłem, spróbuj.
Ryba, kocham! Chodźmy na herbatę?
Chodźmy.
Siedzieli przy stole w milczeniu, potem Mikołaj zapytał:
Jak tam życie rodzinne? Gość wyjechał?
Wyjechał.
Mikołaj zgniótł gazetę i znów się zajął sobą.
Co twoja żona teraz robi?
Idzie do sklepu.
Co kupi? pokręcił głową. Paczkę pierogów i pomadkę? Moja Katarzyna widziała, jak twoja żona przy ladzie zamawia kosmetyki zamiast chleba i ciasta.
Katarzyna przy kuchence z łyżką przestała mówić, przytuliła się do poduszki.
Niech kupuje, ona tak się maluje mruknął Wojciech.
Po co?
Mikołaj spojrzał na przyjaciela:
My z Katarzyną postanowiliśmy, iż nasze kobiety będą się przyjaźnić. Moja Katarzyna nauczy twoją sprzątać i gotować, a nie tracić czas na pierdoły.
***
Łucjo, musimy pogadać rzekł Wojciech.
Co, kochanie?
Żona odwróciła się, a w jej oczach zabłysło coś nieziemskiego:
Łucjo jesteś piękna, co się stało?
Łucja przemieniła się. Zafarbowane rude włosy stały się białe, rzęsy wydłużyły się, brwi podkreśliła.
Podoba ci się? zachwyciła się.
Oczywiście Zostałaś zupełnie inna. Byłaś ładna, a teraz piękna.
To moja przyjaciółka Tania z salonu zrobiła.
Łucja rozpromieniła się z radości:
Dlaczego nie? Jestem za, kochanie. Idę do niej.
Żona zapachła perfumami, które przytłoczyły Wojciecha, przywdziała piękną suknię, pomalowała usta i wyszła.
Wróciła cicha, poważna. Zdejmując suknię, założyła szlafrok, umyła twarz i związała włosy w koczek.
Wojtku usiadła na skraju kanapy, gdzie odpoczywał. Słuchaj, narzekasz na sąsiadów, co?
Ja?
Tak, słyszałam o wszystkim jeżeli cię coś gnębi, powiedz! Dlaczego gniewasz się na ludzi?
Łucja spuściła twarz w dłonie i zapłakała. Od tego dnia zmieniła się diametralnie. Przestała stać przy lustrze, zaczęła prać, piec placki, codziennie biegała do sąsiadów, wracała zmącona, milcząca, zamyślona. Uśmiech i euforia zniknęły, nie słychać było już jej śmiechu, nie grała muzyka w jej domu.
W końcu uciekła. Wojciech wstał wcześnie, a żony nie było w łóżku, nie było jej w domu, nie było jej na podwórzu, jedynie kartka przy drzwiach:
Wojtku, pomyślałam, iż jestem złą żoną. Ciągle się kłócimy, narzekasz sąsiadom, jak ciężko mi z tobą. Nie mogę dłużej, rozstajmy się. Nie szukaj mnie, nie znajdziesz. Żegnaj.
Co to? wykrzyknął Wojciech. Łucjo, Łucjo!
Mikołaj przybiegł pierwszy, by pocieszyć przyjaciela:
Uciekła, niech ucieka, niech sobie droga będzie wyłożona płótnem. Pewnie wyjechała do miasta, tam jest weselej. Mówiłem, iż będzie zła żona, miałem rację. Nie martw się, znajdziemy ci nową, pracowitą.
Wtedy do domu Wojciecha wpadła żona sąsiada, Katarzyna, z młodszą siostrą Manieką, okrągłą jak bułka.
Maniek, co ty tu robisz? zażartował Mikołaj. Wojciech odwrócił twarz.
***
Mikołaj patrzył z okna na dom sąsiada, marszcząc brwi:
Co mu w domu nie gra, nie mam z kim iść na ryby. Katarzyna!
Co krzyczysz? ryknęła z kuchni niezadowolona Katarzyna.
Ostatnio między małżonkami przeszła czarna pantera: po krótkim czasie przyjaźni z uciekłą Łucją, Katarzyna też zmieniła charakter. To niepokoiło Mikołaja.
Co Katarzyna, co Katarzyna? wściekły ton męża. Nie możesz już wszystkiego po mnie zrzucać, nie mogę ani usiąść, ani uszyć.
Mikołaj wbiegł do kuchni:
Czemu jesteś zmęczona?
Katarzyna spojrzała w oczy mężowi:
Co, nie jestem człowiekiem? Czy mam być koniem pociągowym? Jestem kobietą, Kolo. Chcę perfumów, makijażu Chcę zobaczyć się w lustrze, pojechać do miasta na zakupy, przymierzyć suknie
Aha zrozumiał Mikołaj. To wiaterek od Łucji cię wciągnął.
To nie wina Łucji westchnęła Katarzyna. Nie widzę już życia z tobą, stoję przy kuchni, przy bydle Kiedy ostatni raz tańczyłam? Na szkolnym balu, z tobą. Ojej, Kolo
***
Wojciech powrócił do wioski, z zadowoleniem przykręcał gwoździe w oknach i drzwiach. Mikołaj usłyszał stukanie młotka, podbiegł.
Co tu robisz, WojtWojciech odwrócił się powoli, spojrzał na odjeżdżającą w mgłę sylwetkę Katarzyny i wyszeptał, iż w krainie snów już nigdy nie znajdzie domu, który kiedyś znaczył wszystko.











