Sądziłam, iż mam szczęście z synową… Ale po ślubie stała się kimś innym

newskey24.com 1 tydzień temu

Przez chwilę myślałam, iż mam szczęście z synową, ale po ślubie okazała się inną osobą.

Kiedy mój syn Adam przedstawił Lidię, pomyślałam sobie: udało się. Dziewczyna wydawała się skromna, zadbana, gospodarna. W ich mieszkaniu było zawsze czysto, wszystko na miejscu, gotowała pysznie, była zawsze uprzejma, uśmiechnięta, miła. Nigdy nie usłyszałam od niej żadnych niegrzecznych słów. Często się widywaliśmy — to oni przyjeżdżali do mnie na działkę, to ja wpadałam do nich na herbatę. Nigdy nie czułam się niepotrzebna. Przeciwnie, Lidia zawsze starała się pomóc, uszczęśliwić. Cieszyłam się — zarówno z syna, jak i z siebie. W końcu będzie miał prawdziwą rodzinę, myślałam.

Spotykali się zaledwie pół roku, gdy Adam oświadczył się Lidii. Oczywiście zgodziła się, ale od razu powiedziała, iż marzy o pięknym ślubie — z białą suknią, limuzyną i fotografem. Wtedy nie mieli pieniędzy, więc postanowili oszczędzać przez pół roku. Nie wtrącałam się — sama nie miałam dodatkowych pieniędzy, a doradzanie bez pytania nie jest najlepszym pomysłem. Młodzi sami powinni decydować, jak chcą żyć. Najważniejsze, iż się kochają.

Ślub odbył się zgodnie z ich marzeniami. Podarowałam im pieniądze, zamiast kupować rzeczy — niech sami zdecydują, co im potrzebne. Przy stole byli głównie przyjaciele młodej pary, moja przyjaciółka — chrzestna Adama — nie mogła przyjechać. Krótko posiedziałam i wyszłam — nie chciałam przeszkadzać młodym w zabawie. Uzgodniliśmy wcześniej, iż następnego dnia spędzimy czas razem u mnie na działce.

Następnego dnia z chrzestną przygotowałyśmy wszystko — sałatki, kiełbasę na grilla. Młodzi przyjechali. Zauważyłam, iż Lidia była ponura i małomówna, cały dzień spędziła wpatrzona w telefon, choćby nie spojrzała w moją stronę. Adam chociaż trochę pomógł, a ona choćby palcem nie ruszyła. Zrzuciłam to na zmęczenie — w końcu wesele, emocje.

Ale potem zaczęło się to powtarzać. Spotkania stały się rzadkie, zawsze z mojej inicjatywy. Nie naciskałam — rozumiałam: młoda rodzina, niech się do siebie przyzwyczajają, urządzą. Chciałam jednak widzieć syna przynajmniej raz w miesiącu.

Na urodziny Adama kupiłam mu prezent, zadzwoniłam — chciałam wpaść chociaż na pięć minut, wręczyć go. Odpowiedział, iż nic nie świętują, nie mają pieniędzy. Zrozumiałam. Ale pół godziny później zadzwoniła Lidia i zimnym głosem powiedziała: „Chcemy być sami, nie obrażaj się”. Pomyślałam — może szykuje jakiś niespodziankę, romantykę. Ale później się dowiedziałam, iż mieli gości. Byli przyjaciele. Tylko mnie nie zaprosili. Nikt mi nic nie powiedział. Po prostu… zignorowali.

Poczułam się obca. Niepotrzebna. Zapomniana.

Minęło trochę czasu, znowu chciałam wpaść — byłam w pobliżu. Zadzwoniłam — Lidia powiedziała, iż nie ma ich w domu. Potem Adam sam wyznał, iż cały dzień byli w domu. Nie zagłębiałam się. Pomyślałam — może Lidia przeżywa trudny okres, może coś ją trapi. Albo po prostu „zagrała synową” i wróci do normalnej komunikacji. Starałam się nie nastawiać syna przeciwko niej. Nie chciałam być teściową, o której opowiada się dowcipy.

Ale kroplą, która przelała czarę, było spotkanie z Lidią w sklepie — dosłownie twarzą w twarz. Jako wychowana osoba, przywitałam się. A ona… udawała, iż mnie nie zauważyła. Przeszła obok, jakbym była powietrzem. Stałam oszołomiona. Czy aż tak jestem dla niej obca, iż nie zasługuję choćby na proste „dzień dobry”?

Nie dzwoniłam do Adama. Nie skarżyłam się. Choć bardzo chciałam zadzwonić do Lidii i zapytać — w czym zawiniłam? Dlaczego się odwróciłaś? Czym ci przeszkadzam? Ale milczałam. Bo wciąż miałam nadzieję, iż to wszystko — nie na zawsze. Że może czeka dziecko i po prostu hormony szaleją. Albo, jak mówią, „puściły jej nerwy”. A może… może po prostu taka jest. I całą swoją „uprzejmość” przed ślubem grała, żeby się przypodobać. A teraz zrzuciła maskę.

Nie wiem, czy powinnam z nią rozmawiać wprost. Może rzeczywiście czas ułoży wszystko na miejsce. Ale na razie czuję się niepotrzebna. A to przerażające. Zwłaszcza kiedy nie jesteś wrogiem, obcym człowiekiem, tylko matką tego mężczyzny, którego ona nazywa mężem.

Powiedzcie, jak myślicie — czy teściowa powinna mówić otwarcie, kiedy czuje taki ból? Czy lepiej znosić i czekać, aż synowa sama wszystko zrozumie? Dlaczego Lidia zmieniła się po ślubie? Gdzie jest ta dziewczyna, z której kiedyś szczerze się cieszyłam?

Idź do oryginalnego materiału