Ryszard Biskup przygląda się twórczości ludowej. Stara się odkryć co też muza podpowiada ludowym twórcom. Dzisiaj pod lupą redaktora „RYM SIĘ NIESIE PO POLU PO LESIE. „Gdzie ta moja baba?” [POSŁUCHAJ].
Erotyka wiejska bywa, a i najczęściej jednak jest prosta, łatwa i przaśna. Taka, by każdy, kto tylko zechce, wszystko, całą wierszowaną opowieść, bez znużenia był wysłuchał i zrozumiał. Po kolei, słowo po słowie, zdanie po zdaniu. Musi zatem być wypowiedziana – a w przypadku ornamentyki poetyckiej wyśpiewana – wprost. Jednoznacznie, bez kompletnie zbędnych niedomówień. Niezrozumiałych, interpretowanych na trzy albo i na cztery strony. W ludowych balladach na literacki sztafaż czy niedomówienie miejsca nie ma i nigdy nie było. Tak znaczy zawsze tak, a nie to jest nie i koniec, kropka. o ile więc jeden z gospodarzy nie ma akurat chęci do życia i amorów, to od czego i na co jest pomoc sąsiedzka? Ano, na stosowne wsparcie, na interwencję, na realizację małżeńskich obowiązków, które jak się może wydawać prawowitego pana i władcę, czyli męża i sąsiada jakby nieco nużą. A przynajmniej mniej niż to wynika z obyczajów damsko-męskich interesują. Dajmy na to taki gość zza płota i przyjaciel na dobre i złe wesprze nieboraka. Zawsze i choćby o każdej porze. Chętnie i od zaraz, ten tego, natychmiast. Znaczy: – gdy jeden nie może, nie czuje się na siłach, to ten drugi zaraz przyleci ze stosownym wsparciem. Jak jaka chłopska samopomoc erotyczna. Jednak wiadomo nie od wczoraj, iż ze spółki wychodzi się od czasu do czasu nie na swoje, ale na ewidentne straty. Intencje samopomocy sąsiedzkiej przecież bywają rozmaite. Co innego teoria, a praktyka to jednak – tak bywa często o czym każdy wiedzieć powinien – to jednak coś kompletnie odmiennego. Zwłaszcza, gdy ochotny do pomocy faktor po obce idzie, jak po swoje. A i owszem, podpiąłby się i zatrudnił do roboty, ale na swoich równie bałamutnych, co i niegodziwych warunkach. Na dodatek nie wtedy, gdy należy i trzeba, ale o takiej porze dnia, która jemu, temu pomagierowi z bożej łaski, akurat najbardziej odpowiada. Nasz artysta teorię objaśnia wprost i bez najmniejszych niedomówień, czyli jednoznacznie. Ten sąsiad skory do pomocy, brał się za zajęcie najchętniej w nocy. A na takie warunki nikt zdrowy na umyśle zgody nie powinien absolutnie wydawać. Bo o takim dziwacznym czasie nic dobrego przecież wykonać nie można. Nasz podmiot liryczny kręci więc z niedowierzaniem głową. Ofertę podejrzanej pomocy ma dokładnie w tym miejscu, w którym mieć powinien. No przecież bałamutne propozycje są nie do przyjęcia. Absolutnie. A gdzie tam znowu!
POSŁUCHAJ FELIETONU RYSZARDA BISKUPA:
RYM SIĘ NIESIE PO POLU PO LESIE. „Gdzie ta moja baba?”
Gdzie ta moja baba? Po wodę polazła!
Oj, siadła na cembrzynie do niej się przymarzła!
Oj, siadła na cembrzynie do niej się przymarzła!
Jak sem ci jo se wzioł stare siekierczyny
Oj, dopierom odrąboł babę od cembrzyny!
Oj, dopierom odrąboł babę od cembrzyny!
Dobrze też zrobiłem, żem babe odrąbał
A bo się zza stodoły sąsiadek przyglądał!
A bo się zza stodoły sąsiadek przyglądał!
Choć babo do domu, bo mróz strasnie pali
Oj, zobaco nas ludzie i sie bedą śmiali!
Oj, zobaco nas ludzie i sie bedą śmiali!
Somsiadek kochany to jest chłop uroczy
Oj, chciołby dla mnie pomóc, ale tylko w nocy!
Oj, chciołby dla mnie pomóc, ale tylko w nocy!
Nie chce ja pomocy ni zadnej porady
Oj, wtedy mnie pomozesz jak jo nie dom rady!
Oj, wtedy mnie pomozesz jak jo nie dom rady!
Lepi skoczyć w studnie z wysokiego płotu
I wcale się nie zenić i nie mieć kłopotu
I wcale się nie zenić i nie mieć kłopotu