Zgodnie z zapowiedziami Ryanaira, od 30 marca będzie można polecieć raz w tygodniu (w niedziele) z Poznania do Ammanu, a od 31 marca – z Krakowa i Poznania do Tel Awiwu (dwa razy w tygodniu: w poniedziałki i środy).
W teorii wszystko jest gotowe – połączenia są dostępne w systemie rezerwacyjnym, a pasażerowie mogą już kupować bilety. Jednak serwis Fly4free.pl, zastanawia się, czy loty na Bliski Wschód rzeczywiście się odbędą.
Wznowienia połączeń nie jest choćby pewne jedno z polskich lotnisk, a dokładnie Port Lotniczy Poznań-Ławica. "Jak przewidujecie? Ruszą połączenia, czy nie? My trzymamy kciuki, by tak się stało (...)" – napisało kilka dni temu na Facebooku.
Powód? Niestabilna sytuacja w tamtym regionie świata. Trasa do Ammanu w Jordanii miała wystartować już w zeszłym roku zimą, jednak Ryanair przesunął inaugurację trasy o kilka miesięcy. "Jedyną trasą irlandzkiej linii zimą do Jordanii było połączenie z Krakowa, które jest w tej chwili realizowane 2 razy w tygodniu, jednak teraz zabraknie go w letnim rozkładzie lotów od końca marca" – przypomina Fly4free.pl.
Głównym czynnikiem wpływającym na przyszłość tych tras jest sytuacja geopolityczna. Od czasu eskalacji konfliktu między Izraelem a Hamasem połączenia do Tel Awiwu i Ammanu są zapowiadane, uruchamiane, a potem odwoływane w zależności od rozwoju wydarzeń. Ostatnia faza zawieszenia broni wygasła 1 marca i choć walki na dużą skalę na razie nie zostały wznowione, nie ma pewności, jak długo utrzyma się względny spokój.
Na razie pozostaje czekać na oficjalne potwierdzenie, iż loty Ryanaira na Bliski Wschód rzeczywiście wystartują zgodnie z planem. Pasażerowie, którzy liczą na podróż do Izraela lub Jordanii, powinni więc śledzić komunikaty przewoźników i lotnisk, ponieważ w tym przypadku decyzje mogą się zmieniać z dnia na dzień.