Weronika, co ty wyprawiasz?! Marek grzmiał przez całe mieszkanie. Gdzie się tak ubrana wybierasz?!
Do teatru, jeżeli pozwolisz! poprawiła przed lustrem nową bluzkę, kupioną na wyprzedaży. Umówiłam się z Grażyną, od dawna chciałyśmy ten spektakl zobaczyć.
Jaki teatr?! W domu roboty po pachy! Naczynia niepozmywane, moje koszule nie wyprasowane! A ona w teatr! chwycił ją za rękę, przyciągnął do siebie. Natychmiast przebierz się i zajmij się domem!
Weronika szarpnęła się, uwolniła, ale na nadgarstku został czerwony ślad po jego palcach.
Marku, przecież wczoraj o tym rozmawialiśmy! Cały dzień przesiedziałam w domu, wszystko ogarnęłam. Jeden wieczór dla siebie, co w tym złego?
Dla siebie?! prychnął z pogardąbym. A kto cię żywi, odziewa? Kto daje dach nad głową? Ja, niech ci będzie wiadomo, wróciłem po pracy, głodny jak wilk, chcę zjeść porządnie, nie twoje kanapki!
Weronika milcząco przeszła do kuchni, zaczęła wyciągać produkty z lodówki. Ręce jej drżały, w środku wszystko skurczyło się w ciasny supeł. Jeszcze rano tak cieszyła się na wieczór, choćby fryzurę zrobiła, buty wypolerowała. A teraz
A widzisz! mruknął z zadowoleniem, włączając telewizor głośniej. I żeby szybciej! Głód mi już do gardła podchodzi!
Gdy patelnia się nagrzewała, Weronika ukradkiem patrzyła w okno. Na podwórku kobieta w jej wieku wyprowadzała psa, śmiała się, rozmawiając przez telefon. Jakaż ona wydawała się szczęśliwa, ta obca! Wolna, lekka
Weronika! Zasnęłaś tam?! warknął z pokoju.
Robię już, robię! odkrzyknęła, gorączkowo przewracając kotlet mielony.
Marek pojawił się w progu kuchni, oparł o futrynę.
Słuchaj, a jutro wieczorem wpadnie do mnie Nowak, będziemy tematy omawiać. Więc żadnych twoich koleżanek, siedzisz w domu cicho jak mysz pod miotłą, herbatę podasz, jak zawołamy.
Ale jutro sobota wymamrotała nieśmiało Weronika. Chciałyśmy z dziewczynami do kawiarni
Jakie dziewczyny? Czterdzieści trzy masz lata, Weronika, ocknij się! Najwyższy czas rozum przywołać. Dom, rodzina oto twoje miejsce. Nie te głupoty z koleżankami i kawą.
Postawiła przed nim talerz, usiadła naprzeciw. Jeść się zupełnie nie chciało, w gardle stała kula.
Marku, a czemu tak ze mną postępujesz? Dawniej przecież nie byłeś taki Razem chodziliśmy do teatrów, kina, kwiaty mi wręczałeś
Dawniej! machnął ręką. Dawniej byłaś młodsza, ładniejsza. A teraz co z ciebie zostało? Spuchłaś, postarzałaś, ubierasz się jak baba z targu. Wstyd mi z tobą między ludzi wyjść!
Słowa bolą bardziej niż pięść. Weronika wstała, zaczęła sprzątać ze stołu. Łzy podchodziły do gardła, ale się powstrzymawała. Nie chciała dawać mu kolejnego powodu do upokorzeń.
Tylko nie rycz! skrzywił się. Nie znoszę tych babskich szlochów. Lepiej pomyśl, jak się ogarnąć. Może zapisz się na siłownię, dietę zastosuj. Bo zupełnie się zaniedbałaś.
Gdy odszedł oglądać telewizję, Weronika wyjęła telefon, napisała do Grażyny: «Dziś nie wyjdzie, wybacz. Przekładamy».
Odpowiedź przyszła natychmiast: «Werka, co się znów stało? To już trzeci raz w miesiącu! Tak nie może być!»
«Wszystko w porządku, tylko pilne sprawy», wcisnęła Weronika i od razu skasowała wiadomość. Wpisała krócej: «Dobrze».
Lecz Grażyna nie dawała za wygraną: «Przyjedź do mnie natychmiast. Mówię poważnie».
«Nie mogę, Marek w domu».
«Weronika, przyjaciółkami jesteśmy od dwudziestu lat. Widzę, co się z tobą dzieje. Dosyć tego znoszenia!»
Weronika schowała telefon do szuflady, pod stertę papierów. Grażyna nie rozumie, rozwiedziona, sama żyje, jej łatwo radzić. A co z mieszkaniem, kredytem, który wspólnie z Markiem ciągną? Gdzie pójdzie, co będzie robić?
Następnego dnia, gdy mąż poszedł do pracy, Weronika postanowiła odwiedzić ciotkę Halinę. Siedemdziesięcioletnia kobieta powitała ją z otwartymi ramionami.
Weruniu! Jaka cudna jesteś! ciotka Hala mocno objęła siostrzenicę. Wchodź, wchodź, akurat ciasto upiekłam.
Przy herbacie ciotka przyglądała się Weronice uważnie.
Coś ty blada, córuniu. I schudłaś. Wszystko gra?
Gra ciotciu, wszystko w porządku Weronika starała się uśmiechać. Tylko
Weronika szła przed siebie z lekkim sercem, czując, jak ciepłe promienie słońca całują twarz, a wiatr rozwiewa nowo przycięte pasma każde uderzenie serca, choć samotne, było pełne nadziei i radości, a samotność nie ciążyła, ale dawała ulgę, więc cicho dziękowała losowi za tę straszną i dobrą decyzję, byle tylko nie wracały dawne dni, bo teraz były tylko jej, naprawdę jej, szczęśliwe dni.