BWL: Czy od początku świadomie budowała Pani swój wizerunek?
IP: Absolutnie nie. Nigdy nie myślałam o tym w kategoriach strategii. Wiele rzeczy w moim życiu po prostu się dzieje. Oczywiście są momenty, kiedy coś planuję, ale jeżeli chodzi o wizerunek, popularność czy rozpoznawalność, to wszystko pojawiło się naturalnie, jakby samoistnie. Na początku byłam wręcz zaskoczona, iż ktoś może rozpoznać mnie na ulicy, poprosić o autograf albo powiedzieć: Pani Iwono, uwielbiam Panią w telewizji. W świecie tanecznym byłam już znana, ale dopiero telewizja wyniosła to na zupełnie inny poziom. Ogromny wpływ na moje podejście do tej nowej sytuacji miał Zbyszek Wodecki. Pamiętam, iż kiedyś opowiadałam mu, jak trudno mi było zjeść obiad, bo ludzie podchodzili po autograf co kilka minut, a on wtedy spojrzał na mnie z takim spokojem i powiedział: Iwona, zawsze masz wybór. jeżeli Ci to przeszkadza, po prostu odejdź z mediów. Ale jeżeli to kochasz, musisz przyjąć wszystkie konsekwencje. Potem zadał mi pytanie: Czy ludzie do Ciebie podchodzą i są niemili? Czy zdarza im się powiedzieć coś przykrego? Odpowiedziałam, iż nie i wtedy on uśmiechnął się i powiedział: No właśnie. Dostajesz od nich samo dobro. Nie ma nic piękniejszego, gdy Twój podpis staje się dla kogoś pamiątką i autografem. To była dla mnie bardzo cenna lekcja, żeby przyjmować rozpoznawalność z uśmiechem i serdecznością, zamiast traktować ją jako ciężar.
BWL: Dziś internet pełen jest hejtu…
IP: To zjawisko wciąż jest dla mnie trudne do zrozumienia. Naprawdę nie pojmuję, skąd w ludziach bierze się potrzeba wchodzenia w czyjś świat – na Facebooku, Instagramie – i zostawiania niemiłych komentarzy. Kiedy zaczynaliśmy Taniec z gwiazdami, takich rzeczy prawie nie było. To była zupełnie inna rzeczywistość. Rozmowa ze Zbyszkiem Wodeckim bardzo pomogła mi przetrwać ten początkowy okres rozpoznawalności. Uświadomiła mi, iż popularność i autorytet są czymś pięknym, a nie czymś, czego trzeba się bać. Trzeba je przyjmować z wdzięcznością i doceniać, bo niosą też wiele euforii i pięknych momentów. I są też drobiazgi, które potrafią człowieka naprawdę wzruszyć. Pamiętam, jak pewnego dnia w warzywniaku pani odkładała dla mnie pomidorki – dokładnie te, które lubię. To mały gest, a dla mnie ogromna przyjemność.
BWL: Ma Pani poczucie, iż to podejście przyciąga ludzi i ich reakcje?
IP: Oby tak było! (uśmiech) Docierają do mnie głosy od osób, które mówią, iż cenią mnie nie tylko za to, co pokazuję w telewizji, ale też za sposób, w jaki podchodzę do ludzi w życiu prywatnym. Może rzeczywiście jest tak, iż energia, którą dajemy światu, wraca do nas. Z jednej strony w telewizji odbierają mnie jako ostrą i wymagającą. Ale w rzeczywistości jestem spokojna, skromna, nie wywyższam się – tak zostałam wychowana. Kiedyś ktoś powiedział: Gdyby moja żona była na twoim miejscu, musiałbym jej buty czyścić. A ty się nie zmieniasz. To było bardzo miłe i takie momenty pokazują, iż rzeczywiście masz to, co dajesz. jeżeli patrzysz na świat przez pryzmat dobra, serdeczności i wdzięczności, to właśnie takie wartości wracają.
BWL: Co dziś Panią najbardziej cieszy?
IP: Mój mąż. Znamy się 20 lat, 16 jesteśmy po ślubie. Jest cudowny: spokojny, stonowany, ale z niesamowitym poczuciem humoru, dystansem do życia i zdolnością do śmiechu w każdej sytuacji. Nie ma dnia, żebym przy nim się nie roześmiała, choćby jeżeli wcześniej miałam trudny dzień. Oczywiście, on też trafił na odpowiednią partnerkę (uśmiech). Gdyby spotkał marudę, to pewnie nic by z tego nie wyszło. My się uzupełniamy – nasze charaktery pasują do siebie. Związek to według mnie przede wszystkim kooperacja i wzajemne wspieranie się. Żyjemy lekko, ale nie lekkomyślnie. Jesteśmy dla siebie partnerami i przyjaciółmi w pełnym znaczeniu tego słowa.
BWL: A sukces? Co uważa Pani za największe osiągnięcie w życiu?
IP: Drobiazgi codzienne, to moje sukcesy. Moja kariera taneczna, praca z innymi, każde małe zwycięstwo w pracy – to jest dla mnie bardzo ważne. Ale największym sukcesem jest rodzina: mąż, dzieci, bracia, mama. A teraz mamy jeszcze naszego cudownego psa kochanego, grzecznego i pełnego energii. Kiedyś spytałam mamę, czy urodziłam się w czepku. Odpowiedziała: Nie, to sobie sama wypracowałaś. Na wszystko ciężko zapracowałaś. I to prawda jestem pracowita. Wierzę, iż co dajesz, to masz. Nie dostajesz nic w prezencie. I to przekonanie staram się przekazywać dalej zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Bliskie są mi też słowa psycholog Ewy Woydyłło Ciesz się tym co masz, a nie martw się tym czego nie masz.
BWL: Marzy Pani?
IP: Jestem bardziej zadaniowa niż marzycielska. To nie znaczy, iż nie mam marzeń, ale działam, zamiast tylko czekać. Kiedy zaczęła się moja przygoda z telewizją, wszyscy namawiali mnie, żebym przeprowadziła się do Warszawy. Ale ja tego nie czułam, więc nie zrobiłam tego. Gdybym naprawdę tego chciała, to pewnie już bym tam mieszkała. Staram się realizować to, co przychodzi mi do głowy, ale w rytmie, który dla mnie jest naturalny.
BWL: Kieruje się Pani intuicją?
IP: Bardzo! To dla mnie fundament wielu decyzji. Ufanie sobie i własnym przeczuciom daje ogromną wolność. Mój mąż jest podobny pod tym względem, więc wzajemnie się wspieramy w tym podejściu. jeżeli coś się nie udaje, mówimy: Dobrze, tak miało być. I idziemy dalej. Nie wszystko jest nam pisane i to też jest część życia. Nigdy jeszcze nie zawiodłam się na własnej intuicji – i wierzę, iż właśnie ona prowadzi mnie przez życie, od tańca, przez telewizję, aż po codzienne szczęście. Myślę, iż jeżeli miałabym dać jedną radę innym, to byłaby taka: słuchajcie siebie i swoich odczuć. To one najczęściej podpowiadają, w którą stronę iść. Bo wtedy choćby najtrudniejsze decyzje stają się prostsze i naturalne.