**Pęknięcie i pojednanie**
15 kwietnia
Rodzinne burze to podstępna rzecz. Przed ślubem Kornelia choćby nie przypuszczała, iż życie z rodziną męża może stać się próbą charakteru. Wychowała się w zgodnej rodzinie, gdzie kłótnie były rzadkością, więc myślała, iż takie problemy ją ominą. Opowieści koleżanek o teściowych uważała za przesadzone – na pewno jej to nie spotka.
Po ślubie Kornelia i Marek wprowadzili się do jego matki, Barbary, do jej przytulnego, ale ciasnego dwupokojowego mieszkania w małym miasteczku pod Poznaniem. Teściowa przyjęła synową ciepło, a pierwsze miesiące minęły gładko. Dzieci nie były jeszcze w planach – młodzi małżonkowie marzyli o oszczędzaniu na własne mieszkanie.
Marek pracował w dużej firmie IT, a jego pensja pozwalała im snuć plany na przyszłość. Kornelia też pracowała, ale zarabiała mniej jako nauczycielka w lokalnej szkole. Barbara była życzliwa, ale miała zwyczaj rozdawać rady, które początkowo wydawały się nieszkodliwe.
Kornelia starała się nie reagować, ale z czasem teściowa coraz częściej wtrącała się w ich życie. Ton jej rad stawał się coraz bardziej władczy, a uwagi – uszczypliwe.
Pewnego dnia Kornelia, promieniejąc z radości, przyniosła do domu nowy blender.
– Teraz będziemy robić koktajle na śniadanie, zdrowo i smacznie! – zawołała, stawiając pudełko na kuchennym stole.
Barbara, obejrzawszy zakup sceptycznym wzrokiem, skrzywiła usta:
– Po co ci to? Zbyteczny wydatek. Normalni ludzie rano jedzą owsiankę, a wy sobie żołądki psujecie nowomodnymi fanaberiami. Później będziecie żałować. – Demonstracyjnie odwróciła się i wyszła do swojego pokoju.
Kornelia, nie mogąc się powstrzymać, rzuciła za nią:
– Twój syn nie znosi owsianki! Wystarczy mu kanapka z herbatą i pędzi do pracy!
Teściowa zastygła w drzwiach, odwróciła się i zimno odparła:
– Gdybyś była dobrą żoną, wstawałabyś wcześniej i gotowała Markowi porządne śniadanie, zamiast spać do południa!
– Nie śpię do południa! – wybuchnęła Kornelia. – Moje lekcje zaczynają się później, i co, mam się przez to pozbawiać snu?
Od tego wieczoru między nimi pojawił się cień. Blender był tylko pretekstem – napięcie narastało od dawna. Kornelia siedziała w kuchni, sącząc herbatę, i rozmyślała:
„Co za teściowa mi się trafiła? Zamiast się ucieszyć, tylko szuka dziury w całym. Nie moja wina, iż pracuję później. Marek jest dorosły, sam może sobie kanapkę zrobić. Dlaczego mam żyć według jej zasad?”
Usłyszawszy, jak klucz przekręca się w zamku, Kornelia ożywiła się – wrócił Marek. Zawsze dzielili się nowinkami, bo widywali się tylko wieczorami.
– Cześć – cmoknął ją w policzek. – Czemu taka markotna?
– Czekałam na ciebie, chciałam się pochwalić – skinęła głową w stronę blendera. – od dzisiaj nowe śniadania!
– Super, brawo! – uśmiechnął się Marek.
Lecz wtedy z pokoju dobiegł głos Barbary:
– Z czego się cieszycie? Tylko zdrowie sobie zepsujecie tymi zabawkami!
– Mamo, no co ty znowu? Wszyscy mają blendery i nikt nie narzeka – próbował złagodzić sytuację Marek.
– Ile za ten badziew zapłaciłaś? – zwróciła się teściowa do Kornelii.
Ta, nie tracąc rezonu, podała sumę o połowę niższą od rzeczywistej.
– To mało?! – oburzyła się Barbara. – Kto w tym domu zarabia? Marek haruje, a ty roztrwaniasz pieniądze!
– Ja też pracuję! – odgryzła się Kornelia. – I wcale nie siedzę bezczynnie!
– Grosze pieniądze! – ciąBarbara odwróciła się z pogardą i wyszła, trzasnąwszy drzwiami, a Kornelia poczuła, iż ich konflikt sięga znacznie głębiej niż zwykła sprzeczka o blender.