Rodzinne niesnaski: W cieniu skandalu

polregion.pl 1 dzień temu

Szał w Radoszycach: Cień rodzinnej waśni

– Sylwia, mama dzwoniła, jadą do nas z ojcem. Chcą odwiedzić Małgosię – powiedział Marek, wchodząc do pokoju, gdzie jego żona usypiała roczną córeczkę.

Twarz Sylwii ściągnęła się mimowolnie. Ta wiadomość była jak cios w serce. Relacje z Heleną Kazimierówną popsuły się po narodzinach Małgosi, choć wcześniej były ciepłe. Sylwię wściekało, iż teściowa wykorzystywała każdą okazję, by potajemnie karmić jej dziecko byle czym, ignorując prośby młodej matki.

Każda wizyta Heleny kończyła się kłótnią. Ostatnim razem, trzy miesiące temu, poczęstowała Małgosię torcikiem czekoladowym. Sylwia zostawiła córkę z teściową na pięć minut, a ta już zdążyła wykorzystać jej nieobecność.

– Co pani robi?! – wybuchnęła Sylwia, wyrywając Małgosię z rąk teściowej. – Ona ma zaledwie dziewięć miesięcy! Jaki tort?!

Urażona samowolą Heleny, zabrała córeczkę do łazienki, by umyć jej twarz i rączki, pobrudzone kremem. Z łazienki słyszała, jak Marek, wchodząc do kuchni, beształ matkę:
– Po co się pani wtrąca, gdzie nie proszą?
– Nic się nie stanie! Ty jadłeś słodycze jako dziecko i żyjesz – tłumaczyła się Helena.
– Dlaczego pani nigdy nie słucha? – warknął Marek. – Dopiero teraz widać, jaka pani była matką!
– Nie widzę problemu – mruknęła urażona teściowa, krzyżując ręce.

Gdy rozmowa ucichła, Sylwia wróciła z Małgosią do kuchni. Nie wytrzymała i wybuchnęła:
– Proszę wyjść, skoro nie potrafi się pani zachować!

Helena spojrzała zdziwiona na synową, potem na syna, oczekując wsparcia. Ale milczenie Marka dało jej do zrozumienia, iż stoi po stronie żony.
– Wielka sprawa! U nas na wsi wszystkim dawali, co chcieli, zanim wymyślili te wasze internetowe głupoty. Robicie z igły widły! – rzuciła i ruszyła do wyjścia.

Gdy teściowa wyszła, Sylwia spojrzała na męża z rozpaczą. W piersi kipiała uraza do Heleny.
– Nie wpuszczajmy jej więcej – odpowiedział Marek na jej nieme pytanie.

Po tamtym wydarzeniu Helena sama się nie pokazywała. Dzwoniła do syna, prosiła o zdjęcia Małgosi, ale nie nalegała na wizyty. Odważyła się dopiero po trzech miesiącach – na pierwsze urodziny wnuczki.

– Znowu coś wymyśli? – zirytowana zapytała Sylwia.
– Nie, uprzedziłem ją! – zapewnił Marek. – Nic nie zrobi.

Sylwia nieufnie spojrzała na męża. Nie wierzyła, iż uparta Helena nagle zacznie słuchać.

Teściowie pojawili się dokładnie dziesięć minut po telefonie Marka. To znaczyło, iż byli pewni – wpuszczą ich do wnuczki. Helena już od progu zaczęła:
– Gdzie moja dziewczynka? Gdzie moja kruszynka? Przyniosłyśmy prezenty! – Wepchnęła Sylwii torebkę.

Teść, Jan Stanisławowicz, niósł tort i butelkę szampana. gwałtownie podał je synowi.
– Nie liczyliśmy na poczęstunek, wszystko przywieźliśmy ze sobą! – oznajmiła z dumą Helena, sugerując, iż tort i szampan to nie tylko dla gospodarzy.

Sylwia zrozumiała aluzję. Podała Małgosię mężowi i zaczęła nakrywać do stołu w salonie. Marek pomagał, a Helena z Janem i wnuczką usiedli w kuchni, by nie przeszkadzać.

– Otwórz szampana, spróbujmy, wydaliśmy czterysta złotych – szepnęła Helena do męża.

Jan gwałtownie poradził sobie z korkiem i podał otwartą butelkę żonie.
– Nalej do kieliszka! – rozkazała. – Widzisz, ja z dzieckiem!

Teść posłusznie spełnił prośbę i podał kieliszek. Helena pociągnęła łyk, cmoknęła i skinęła z aprobatą:
– Dobre! – Spojrzała na Małgosię, siedzącą jej na kolanach. – Kochanie, spróbujmy, póki nikt nie widzi – szepnęła, podnosząc kieliszek do ust dziewczynki.

– Synowa zobaczy – będzie awantura! – zaśmiał się Jan.

Sylwia, słysząc dziwne słowa teścia, wyjrzała z salonu. Widok Heleny podającej szampana jej córce sprawił, iż wpadła do kuchni i zastygła w przerażeniu.
– Co wy wyprawiacie?! – krzyknęła, wyrywając kieliszek z rąk teściowej. – Prosiłam, żeby nic nie dawać! Jak śmiecie?! – Odebrała Małgosię, a jej głos drżał z gniewu.

– Oj, daliśmy Markowi jako dziecku i żyje! – zaśmiała się Helena, widząc nadciągającą burzę. – To choćby zdrowe czasem…
– Wyjdźcie! – Marek wpadł do kuchni na krzyk żony. – Dość! Prosiłem, żeby nic nie dawać mojej córce! Najpierw tort, teraz szampan!
– O co ci chodzi?! – włączył się Jan w obronie żony. – Matka dała tylko kropelkę…
– Ani kropli, ani łyka więcej nie dasz mojemu dziecku! – wrzasnął Marek. – Żeby was tu więcej nie było! Co następnym razem jej podasz?

– Jak wy lubicie robić z igły widły! – rzuciła z dezaprobatą Helena. – Z Sylwią to dwie krople wody! Chodź, Jan!

Minutę później drzwi wejściowe zatrzasnęły się – teściowie wyszli. Sylwia, wciąż drżąca, tuliła Małgosię.
– Jak chcesz, ale więcej nie wpuszczę twoich rodziców do naszego domu! Co się dzieje w głowie Heleny? – wybuchnęła.

– Nie mam nic przeciwko – wzruszył ramionami Marek.

Po tym wydarzeniu kontakt z rodzicami Marka się urwał. Helena i Jan chowali urazę, iż ich wyrzucono, a młodzi rodzice nie mogli wybaczyć upartym teściom ich lekkomyślności.

Idź do oryginalnego materiału