Rodzinna sobota

newsempire24.com 4 dni temu

– Ale nie zaczynaj mi tu o diecie! – oburzyła się Kinga, wymachując widełkiem z kawałkiem sernika. – Wiem, iż jestem gruba!

– Kinguś, kto ci coś takiego powiedział? – próbowała ją uspokoić siostra Beata. – Po prostu Grażyna chciała podzielić się przepisem…

– A ja nie prosiłam! – przerwała Kinga. – Mam już dość! Co weekend to samo – albo figura nie taka, albo fryzura staroświecka, albo mąż do niczego!

Grażyna Tomaszewska ciężko westchnęła i odstawiła filiżankę z herbatą. Sobotnie rodzinne spotkania w jej domu zmieniały się w prawdziwą próbę cierpliwości. Zebrały się wszystkie trzy córki z rodzinami, wnuki biegały po mieszkaniu, a dorośli zamiast spokojnie porozmawiać, urządzali kolejną awanturę.

– Dziewczyny, już wystarczy – powiedziała zmęczonym głosem. – Sąsiedzi usłyszą.

– Niech słyszą! – nie ustępowała Kinga. – Może wtedy zrozumieją, jaką mam wspaniałą rodzinkę!

Weronika, najstarsza z sióstr, zacisnęła usta i z wyraźną dezaprobatą odsunęła swój talerek.

– Próbujemy ci pomóc – oznajmiła lodowatym tonem. – Ale skoro nie chcesz…

– Nie chcę waszych rad! Żyję, jak żyję, i jest mi z tym dobrze!

Grażyna Tomaszewska spojrzała na swoje córki i po raz kolejny pomyślała, jak bardzo się od siebie różnią. Weronika, w wieku czterdziestu ośmiu lat – surowa, zadbana, zawsze elegancka, choćby u matki w domu. Pracuje jako księgowa w dużej firmie, mężatka z inżynierem, syn studiuje na uniwersytecie. Wzorcowa rodzina, przynajmniej na pozór.

Beata, średnia, trzydziestodziewięcioletnia, łagodna i ustępliwa. Zawsze stara się pogodzić wszystkich, wszystkim dogodzić. Pracuje jako przedszkolanka, mąż jest hydraulikiem, mają dwoje dzieci w szkole podstawowej. Żyją skromnie, ale zgodnie.

A Kinga, najmłodsza, trzydziestopięcioletnia, ale zachowuje się jak nastolatka. Wiecznie niezadowolona, wiecznie z kimś się kłóci. Wyszła za mąż późno, w wieku trzydziestu dwóch lat, urodziła córeczkę, a teraz ciągle narzeka na życie.

– Babciu, a gdzie są zdjęcia dziadka? – zapytał Kacper, syn Weroniki, zaglądając do salonu. – Chcę pokazać Krzysiowi.

– W dużym albumie na półce – odpowiedziała Grażyna. – Tylko ostrożnie, nie podrzyj niczego.

Kacper skinął głową i pobiegł do kuzynów. Grażyna spojrzała za nim z uśmiechem. Wnuki przynajmniej cieszą, w przeciwieństwie do córek.

– Słuchajcie, może już się sprzeczać? – zaproponowała Beata. – Porozmawiajmy o czymś miłym.

– O czym miłym? – zaśmiała się gorzko Kinga. – O tym, jak Weronika ma wszystko świetnie? Trzypokojowe mieszkanie, nowe auto, syn na studiach…

– Co ma moje mieszkanie do rzeczy? – oburzyła się Weronika. – Pracuję od rana do nocy, żeby to wszystko mieć!

– No tak, pracujesz – przeciągnęła Kinga. – A ja nie mam kiedy pracować, mam małe dziecko.

– Jagodzie już pięć lat, jakie małe! – nie wytrzymała Weronika.

– Dla ciebie pięć lat to dużo? Twój Kacper od dziesiątego roku życia wszystko sam robił!

Grażyna poczuła, jak zaczyna ją boleć głowa. Co sobota to samo. Córki zbierają się u niej, niby po to, żeby porozmawiać, a w efekcie kończy się tylko nerwami.

– Dziewczynki – powiedziała cicho – wasz tata nie chciałby widzieć was w takim stanie.

Na wspomnienie ojca wszystkie trzy siostry ucichły. Tomasz Janaszewski zmarł trzy lata temu, a od tamtej pory rodzinne spotkania stały się jakieś nerwowe, pełne napięcia. Jakby był tym spoiwem, które wszystkich łączyło.

– Mamo, nie trzeba – szepnęła Beata.

– Trzeba – stanowczo odpowiedziała Grażyna. – On tak bardzo chciał, żebyście były dla siebie wsparciem. A wy co robicie?

Kinga opuściła wzrok i zaczęła rozdrabniać ciastko na talerzu. Weronika poprawiła włosy i spojrzała przez okno.

– Mamo, nie kłócimy się specjalnie – powiedziała Beata. – Po prostu… nie wiem… Mamy różne charaktery.

– Charaktery! – prychnęła Kinga. – Ona ma taki charakter, iż wszystkich poucza!

– Ja nie pouczam! – obruszyła się Weronika. – Po prostu mówię, co jest lepsze!

– Właśnie! A kto cię pytał, co jest lepsze?

Grażyna wstała od stołu i wyszła do kuchni. Tam panował kompletny chaos – stos brudnych naczyń w zlewie, resztki jedzenia na blacie, podłoga usłana okruchami. Odkręciła wodę i zaczęła myć talerze, starając się uspokoić.

Za plecami rozległy się kroki.

– Mamo, pomagamy – to była Beata.

– Nie trzeba, sama dam radę.

– Daj spokój. W cztery osoby szybciej posprzątamy.

Beata wzięła ręcznik i zaczęła wycierać talerze. Po chwili dołączyła Weronika.

– Mamo, przepraszam, iż znowu… – zaczęła, ale Grażyna machnęła ręką.

– Już dobrze. Przywykłam.

– Nie przywykłaś, tylko znosisz – powiedziała Weronika. – Wszyscy to widzimy.

Kinga też weszła do kuchni, ale nic nie mówiła, tylko zabrała się za zbieranie okruchów ze stołu.

Przez chwilę pracowały w ciszy. Grażyna myła naczynia i myślała o tym, jak wszystko się zmieniło. Kiedy mąż żył, soboty były świętem. Tomasz Janaszewski opowiadał wnukom historie, grał z nimi w warcaby, a córki pomagały w domu i dzieliły się nowinkami. Bez awantur, bez pretensji.

– Mamo, pamiętasz, jak tata zabierał nas w soboty do parku? – zapytała nagle Beata.

– Pamiętam – uśmiechnęła się Grażyna. – Huśtaliśmy się na karuzeli, jedliśmy lody.

– I fotografował nas przy fontannie – dodała Weronika. – Zawsze mówił: „Dziewczynki, uśmiechnijcie się, to na pamiątkę!”.

Kinga podniosła głowę.

– A pamiętacie, jak mnie brał na barana? Byłam najmniejsza, sama nie sięgałam do huśtawki.

– Tak, pamiętam – skinęła Grażyna. – Piszczałaś z radości.

Łzy napłynęły jej do oczu. Jak bardzo tęskniła za mężem, szczególnie w takich chwilach.

– Babciu, co wy tu robicie? – do kuchni zajrzaI tak, przy dźwięku śmiechu wnuków i wspólnym porządkowaniu zdjęć, Grażyna pomyślała, iż może jednak uda się odzyskać tę dawną rodziną bliskość.

Idź do oryginalnego materiału