To przykre
"Zdałam sobie sprawę, iż od jakiegoś czasu patrzę na swoje dziecko z góry. I nie mam tu na myśli różnicy wzrostu. To coś znacznie gorszego. To spojrzenie pełne wyższości. Takie, które nie zostawia miejsca na prawdziwe zrozumienie.
Moja córka ma osiem lat. Jest wrażliwa, mądra, bystra – ale też emocjonalna, zmienna, czasem chaotyczna. Taka, jaka powinna być ośmiolatka. A ja, zamiast to przyjąć, coraz częściej patrzę na nią jak surowy sędzia. Oceniająco. Krytycznie. Jakbym zapomniała, iż ona dopiero się uczy tego życia.
Niedawno wróciła zapłakana ze szkoły. Zgubiła coś, była zdenerwowana, mówiła przez łzy. A ja, zamiast ją przytulić, powiedziałam: 'I co znowu się stało? Przecież mówiłam, żebyś pilnowała rzeczy'.
Nie wiem, czy znacie to uczucie, gdy słowa jeszcze nie wybrzmią, a już żałujesz, iż padły. Spojrzała na mnie z takim rozczarowaniem, iż aż coś we mnie pękło. I wtedy do mnie dotarło: patrzę na nią jak żyrafa. Z góry. Przez filtr dorosłej, która zawsze wie lepiej.
Nie zniżam się do jej świata, nie słucham jej tak, jak powinnam. Nie pytam: 'Dlaczego płaczesz?', tylko: 'Czy to znowu o błahostkę?'. Nie chcę być taką matką. Nie chcę, by moje dziecko miało takie wspomnienia.
Chcę nauczyć się z powrotem klękać przy niej. Być na jej poziomie. Mieć cierpliwość, czułość i ciekawość – nie ciągłą gotowość do poprawiania, napominania, wygłaszania mądrości.
Dzieci nie potrzebują żyraf. Potrzebują ludzi, którzy są blisko. Którzy widzą je nie z góry, ale z miłością, twarzą w twarz. Piszę ten list, bo może gdzieś jest inna mama, która też zapomniała, jak ważne jest zejście z piedestału. I może jeszcze obie zdążymy zejść na ziemię, zanim nasze dzieci przestaną na nas czekać".