Wiktor wstawał o trzeciej nad ranem, pracując jako śmieciarz na ulicach Gdańska. Dzięki dobrym ocenom w szkole dostał stypendium na studia. Marzył o zostaniu inżynierem. Nie po to, by się wzbogacić, ale by odmienić los swojej rodziny.
Nie było łatwo. Aby pogodzić naukę z pracą, musiał dokładnie planować każdą minutę. Budził się o trzeciej. Przez godzinę lub dwie wkuwał materiał przed wyjściem. Pracował od piątej do dziewiątej, czasem dłużej. Potem biegł do domu lub do toalety publicznej, by się oporządzić. Zimą marzł, latem pot nie schodził mu z czoła.
Czasem spóźniał się na zajęcia. choćby gdy się umył, woń śmieciaków ciągle go prześladowała. Nie miał wyboru. Nic na to nie mógł poradzić.
Koledzy z uczelni patrzyli na niego z niesmakiem. Odsuwali się, szeptali za jego plecami. Niektórzy teatralnie otwierali okna, inni rzucali żarty. Nikt nie chciał siedzieć obok niego.
Wiktor schodził wzrokiem. Nie odpowiadał. Po prostu otwierał zeszyt i skupiał się na wykładzie. Czasem ręce trzęsły mu się ze zmęczenia, czasem oczy same się zamykały. Ale wytrzymywał. Bo chciał się wyrwać. Bo pragnął lepszego życia.
Wykładowcy to widzieli. Zawsze odpowiadał celnie, rozumiał szybko, nigdy nie oszukiwał. Nie narzekał.
Pewnego dnia, po trudnym kolokwium, profesor wszedł do sali z kamienną twarzą. Oświadczył, iż wszyscy oblali. Zapanowała cisza. Potem dodał:
— Wszyscy oprócz Wiktora.
Rozległy się szmery. Niektórzy nie mogli uwierzyć, inni warczeli pod nosem: „Pewnie mu ściągał”, „Jak on to ogarnia?”.
Profesor spojrzał na Wiktora i zapytał głośno:
— Co robisz, iż tak dobrze sobie radzisz?
Wiktor się zmieszał. Nie przywykł do tylu spojrzeń. Przełknął ślinę i odparł:
— Uczę się na głos. Powtarzam, aż zrozumiem. Robię notatki. Nagrywam się i słucham w pracy.
Nikt nie odezwał się ani słowem.
Tego samego dnia profesor, wychodząc, usłyszał, jak kilku studentów wyśmiewa się z Wiktora. Zatrzymał się i zwrócił do nich:
— Wy choćby nie wiecie, co to trud. On haruje ze śmieciami od świtu, gdy wy jeszcze śpicie. A i tak daje radę lepiej niż wy, i nie jęczy. Powinniście się wstydzić. Zamiast drwić, uczcie się od niego.
Studenci zamilkli. Niektórzy spuścili oczy. Jeden podszedł do Wiktora i przeprosił. Drugi też. Profesor usiadł przy nim i powiedział:
— Nie poddawaj się, Wiktor. Życie bywa niesprawiedliwe, ale to, co robisz, ma sens. Nie jesteś sam.
Wiktor kilka odpowiedział. Tylko się uśmiechnął. W środku poczuł, iż jego wysiłek w końcu przynosi owoce.
Nie przestawaj. Twoja wartość nie zależy od tego, co o tobie myślą, ale od tego, jak walczysz, gdy nikt nie podaje ręki. Jak Wiktor. Nie rezygnuj. Każda kropla potu kiedyś zaowocuje. Zasługujesz na to.