Raj za naszą południową granicą, o którym nikt nie wie. Zakochałam się od razu

natemat.pl 2 godzin temu
Śledząc Instagrama, TikToka cz YouTuba mamy wrażenie, iż coś niezwykłego i pięknego można odkryć jedynie na drugim końcu świata. Ale to nieprawda. Ten raj za naszą południową granicą to niedocenione miejsce, w którym znalazłam to czego szukałam – spokój, naturę i nieziemsko smaczną kuchnię.


Była godzina 2:00 w nocy, kiedy rozbrzmiał budzik w telefonie. Pierwsza myśl po przebudzeniu? "Za jakie grzechy…". Druga – to budzik wzywający do rozpoczęcia urlopu. Dwie godziny później siedziałam już w pociągu do Wrocławia, tam przesiadłam się do busa, a o godzinie 14:00, po 12-godzinnej przeprawie, zameldowałam w Libercu, stolicy kraju libereckiego na północy Czech. Tam zaczęła się moja podróż, która okazała się jedną z największych pozytywnych niespodzianek tego roku.

Kraj liberecki, czyli miejsce spokoju i niesamowitej natury


Ze Szklarskiej Poręby do Liberca jest tylko 50 kilometrów. Samochodem jedzie się ok. godziny, pociągiem niespełna dwie. Tyle wystarczy, żeby zostawić za sobą kicz i plastikozę polskiego miasta i odkryć spokój zabytkowego starego miasta ponad 100-tysięcznego Liberca.

Miasto ma dwie wielkie wizytówki. Pierwszą jest oczywiście liberecki neorenesansowy ratusz. Choć często porównuje się go do ratusza wiedeńskiego, ale jest to błąd, bo austriacka konstrukcja postawiona jest w stylu neogotyckim. Przewodniczka, która oprowadzała mnie po tym budynku, podkreślała to z pełną stanowczością. Budynek wygląda imponująco, a dostojności i elegancji dodają mu wielobarwne witraże. To piękne nawiązanie do lokalnego przemysłu, w którym huty szkła odgrywają bardzo istotną rolę.

Druga ikona Liberca to oczywiście wieża na szczycie góry Ještěd, która na horyzoncie będzie pojawiać się podczas całego mojego urlopu. Budynek jest zwieńczony nadajnikiem telewizyjnym, a w jego niższych częściach znajduje się trzygwiazdkowy hotel i restauracja. Ještěd to także miejscowe centrum sportów zimowych. W pobliżu można szaleć na trasach zjazdowych. Jest tam choćby kompleks skoczni narciarskich. Liberec jak i cały kraj liberecki słynął zresztą z dobrych warunków do uprawiania sportów zimowych.

Podczas spaceru przez miasto podziwiałam elegancką architekturę. Podobnie jak Łódź, niegdyś tutejsze życie także napędzał przemysł włókienniczy. Spacerując bogatą dzielnicą dawnych willi, dotarłam do Muzeum Północnoczeskiego powstałego w 1873 roku. W jego murach zgromadzono wiele dzieł sztuki użytkowej. Po przekroczeniu progu powitał mnie widok szkła uranowego, a ciekawostką okazała się najdłuższa szklana drabina świata. Ma aż 24 metry długości, ale nie polecam się nią wspinać.

To, co w kraju libereckim najpiękniejsze. Góry nie muszą być wysokie, żeby zachwycać


Do kraju libereckiego na zaproszenie CzechTourism Polska dotarłam przede wszystkim po to, żeby poznawać uroki tamtejszej przyrody. I ta zdecydowanie zachwyciła mnie najbardziej. Uwielbiam chodzić po górach, a jesienią są one najpiękniejsze.

W kraju libereckim można wędrować m.in. po Czeskim Raju i Górach Izerskich. jeżeli wolicie po górach jeździć rowerem niż chodzić, będziecie mogli przebierać w ścieżkach. Na miejscu możecie udać się na długą przejażdżkę, albo spróbować czegoś z większym dreszczykiem. W sąsiedztwie punktu widokowego Špička znajduje się trasa zjazdowa, która powstała na dawnym torze bobslejowym. Podobnie jak ze szlaków pieszych, z toru również skorzystacie za darmo.

Szukając mniej typowych atrakcji, możecie udać się na spływ łódką, a nie kajakiem. Wiosło z jednej strony robi różnicę. Coś o tym wiem, bo na wodzie zostałam mistrzynią w skręcaniu w prawo i kręceniu pszczółek na wodzie. Łódki wypożycza m.in. firma Sundisk. W ich ofercie pozostało jedna interesująca opcja. Po spływie do przystani możecie wrócić kołobieżką, czyli taką hulajnogą na dużych kołach.

I uwierzcie mi, warto z tego korzystać. Zmęczyłam się, ale i ubawiłam jak dziecko. jeżeli natomiast niedomagacie kondycyjnie jak ja, zawsze możecie wypożyczyć rower elektryczny, który wspomoże was w pedałowaniu. Z własnego doświadczenia wiem, iż widoki na trasie są cudowne. Cisza, spokój, zieleń, a czasami także pasące się krowy i owce.

Podobnie było także w skalnym mieście Besedicke skały. Na trasie minęłam może 3-4 osoby. Spacer, wciśniętymi między wysokie na kilka lub kilkanaście metrów skały, zostanie ze mną na zawsze. Pośród szumu liści na drzewach i z widokiem na niewielkie miasteczka widoczne z punktów widokowych znalazłam to, czego zawsze szukam w górach – ciszę, spokój i odpoczynek dla głowy. o ile i wam brakuje tego w codziennym życiu, to Czeski Raj jest dla was miejscem idealnym.

Niepowtarzalnego klimatu temu miejscu dodają jeszcze dwie kwestie. Po pierwsze wiejska i małomiasteczkowa architektura, czyli drewniane domki z płotami ze sztachet, na których końcach wiszą gliniane wielokolorowe kubki. Drugim powodem jest brak tłumów turystów. Na miejscu jesteście najczęściej sami, albo z garstką innych podróżnych. Dzięki temu poznajecie je takimi, jakie są, a nie z przez pryzmat zatłoczonych ulic i szlaków, oraz irytujących zachowań innych.

A może kraj libereckim szlakiem szkła lub browarów? Nie zapomnijcie też o knedlikach


Kraj liberecki można zwiedzać na przynajmniej kilka sposobów, np. jeżdżąc rowerem lub wędrując po górach. Znajduje się tam także Dolina Kryształowa. Region słynie bowiem z hut szkła. Produkcję artystycznych wyrobów zobaczycie m.in. w warsztacie czeskiego mistrza, czyli w Pačinek Glass. interesująca jest także wizyta w przemysłowej hucie w Harrahovie. Szkło produkuje się tam od 313 lat. I niezależnie, gdzie pójdziecie, widok kształtowania plastycznej masy o temperaturze ok. 1000 st. C będzie miał w sobie coś hipnotycznego.

Na trasie zwiedzania regionu znajdziecie także wiele browarów. Swoje piwo produkują tam zarówno większe firmy (np. Cvikov), jak i małe firmy, których wyroby można kupić wyłącznie w przybrowarnych restauracjach.

A jeżeli już o restauracjach mowa, to dla mnie punktem obowiązkowym podczas wizyty w Czechach są zawsze knedliki. I nie, nie chodzi mi o rodzaj słodkich pierogów, które znamy w Polsce. W Czechach knedliki to coś w rodzaju bułeczek robionych na parze i podawanych z gęstym sosem, mięsem i np. żurawiną, bitą śmietaną, albo modrą kapustą. Na punkcie tego tradycyjnego i prostego dania przepadłam już lata temu. Knedliki rozpływają się w ustach, sos dodaje daniu wyrazistości, a porcje są tak ogromne, iż po obiedzie można już nie jeść kolacji.

Innym klasykiem czeskiej kuchni jest smažený sýr. Są to grubo krojone plastry sera panierowane i smażone na patelni lub w głębokim oleju, podawane z frytkami i sosem tatarskim lub majonezem. W Polsce często mówi się, iż smażonym serem jest camembert, ale to nie prawda. Smakiem i ciągnącą się konsystencją zdecydowanie bardziej przypomina on ser żółty, może coś w rodzaju edamu. Czesi mają do tego także specjalny rodzaj sera o nazwie hermelín.

Kraj liberecki to kulinarne spełnienie i krajobrazowy raj. Żałuję, iż na razie spędziłam w nim tylko 4 dni, ale nie mam wątpliwości, iż na pewno tam wrócę. Zwłaszcza iż zwiedzanie go jest banalnie proste dzięki aplikacji i stronie IDOS. Zarezerwujesz tam przejazdy komunikacją publiczną, której siatka jest bardzo rozbudowana.

Do planowania wędrówek, ale i wycieczek rowerowych warto wykorzystać stronę mapy.cz, która dostępna jest w języku polskim. Dzięki tym dwóm ułatwieniom odkrywanie Czech jest wręcz dziecinnie proste. I szkoda z tego nie skorzystać.

Idź do oryginalnego materiału