Psych

aleksandra.jursza.net 5 dni temu

Dzień dobereł. Pierwszy plakat to prawdopodobny winowajca zaistniałej sytuacji, a drugi obrazek to stan mojego interneta z Playa. I nie, nie mam dostępu do światłowodu.

O „Psych” już pisałam wcześniej, ale myślałam, iż skończę na ośmiu odcinkach pierwszego sezonu. Plan nie wypalił, bo się skończyło na obczajeniu ośmiu sezonów. To trochę duży kaliber, bo serie mają od 22 do 16 odcinków (ostatni ma 10). I myślę, iż warto powiedzieć sobie o paru sprawach, przez które skończyło się to tak, jak się skończyło. Zapraszam.

Humor to chyba główna przyczyna, bo niemal nie było odcinka, na którym bym nie rąbnęła śmiechem. Owszem, oglądanie ciągiem może spowodować, iż formuła będzie nudniejsza, nie mniej przez cały czas ten serial bardzo śmieszy. Szczerze mówiąc, na niektórych odcinkach niemal płakałam ze śmiechu.

Nawiązania do kina. Nie przebiję wiedzą Shawna Spencera (James Roday Rodriguez) w tym zakresie, ale kiedy zauważałam odniesienia, to robiło się jeszcze bardziej śmieszniej, niż było śmiesznie. adekwatnie to w każdym odcinku jest jakieś odniesienie i tylko szkoda, iż nie wiem, czy Spencer ma na myśli seriale, czy film „Partnerzy”. Reszta da się odnaleźć – jak na przykład „Ostatnie lato” z 1969 czy „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Tak, serial ewidentnie zachęca do sięgania po inne twory kultury i chwała mu za to, bo to bardzo szlachetne i tak się to powinno robić. A „Psych” bardzo często parodiuje formuły, ale o tym może za chwilkę.

Muzyka jest wbrew pozorom bardzo ważna. Nie ma tu jakiegoś bardzo czaderskiego budowania klimatu rodem z „Gry o tron” HBO, ale za to mamy proste rzeczy, typu: zmieńmy opening. I tak na przykład w paru odcinkach opening jest w innym języku czy aranżacji, co znacząco wprawia widza w klimat. Żałuję tylko, iż było tak mało eksperymentów, ale rozumiem – czuwanie nad produkcją ogólnie to ogrom pracy, a czasu niekoniecznie dużo.

Politpoprawność, która jest jak kot Schrodingera. Serial produkowany w latach 2006-2014 nie jest produkcją Disneya, czy innego Netflixa, więc może politpoprawność aż tak bardzo nie uwiera. Ale mam wrażenie, iż twórcy tu poszli zupełnie po bandzie i tak naprawdę robią sobie jaja ze wszystkiego, a już chyba najbardziej z woke. Gus (Dule Hill, czarnoskóry aktor) w pewnym odcinku stwierdza, iż Shawn jest rasistą, a w innych jest kompletna parodia tego wszystkiego. Ale to jest możliwe tylko dlatego, iż absolutnie wszyscy bawili się konwencją „Psych”. I pod tym względem, im dalej w las, tym lepiej. Tak, najbardziej zwariowane, zabawne epizody to te, które powstawały już w późnej fazie serii.

Jak nie lubię, gdy coś jest opisywane jako kryminał/cokolwiek i nagle w połowie zaczyna się coś innego, fantastycznego, tak w przypadku „Psych” mogłabym taki zabieg wybaczyć. Jasne, zabawa konwencją to jedno. Ale twórcy sami przyznają, iż na planie panowała bardzo kreatywna atmosfera, często też zabawna. Tak na przykład, Steve Franks przyznał, iż chciałby zrobić odcinek o podróży w czasie. I jeszcze parę innych pomysłów, ale problemem była telewizja, bo nie byli pewni, czy ta by klepnęła pomysły. Były one tak odjechane, iż to zakrawało na abstrakcję. Jednakże udało się wykombinować jeden z najbardziej kreatywnych odcinków, w którym Shawn zastanawia się nad alternatywną wersją wydarzeń. To było bardzo interesujące doświadczenie i mi się kojarzyło z prawem założenia. Nie wiem, czy warto tu ten temat rozwijać, ale nie jest to jedyny interesujący przypadek. Mamy jeszcze totalną parodię niektórych hitów, na przykład „To nie jest kraj dla starych ludzi”, dwa musicalowe odcinki i kilka mroczniejszych. Całkiem zgrabna historia z tego wychodzi.

Nie ma tu Oscarowych ról, nie mniej znowu – im dalej w las, tym lepiej. Być może wynika to z zażyłości ekipy, bo w serialu naprawdę widać, iż ci bohaterowie do siebie docierają. Dwóch głównych protagonistów – Shawn i Gus – grają całkiem nieźle, ale… myślę, iż na końcu przede wszystkim błyszczeli Carlton Lassiter (Timothy Omundson), Juliet O’hara (Maggie Lawson) – w ostatniej, finałowej scenie ma się wrażenie, iż Lawson nie tyle gra, co staje się O’harą.

Przyznaję – seria ma na tyle dużo odcinków, iż pod koniec postanowiłam iść na skróty, co nie zawsze mi się udawało, a to przez to, iż atmosfera „Psych” wprawia mnie w totalne odprężenie. Nie mniej, poszłam na stronę IMDB i leciałam wg najlepszych epizodów, co nie było łatwe, bo większość odcinków waha się między 7.+ a 8.+. Mimo to mam wrażenie, iż niektóre wątki zostały pourywane i jakoś tak splecione na szybko, jakby aktorzy musieli się wycofać z projektu ze względu na inne projekty aktorów. Tak było z postacią Rachael (Parminder Nagra), która pojawiła się tak szybko, jak gwałtownie zniknęła, choć widz miał wrażenie, iż wszystko idzie w jak najlepszy scenariusz. Trochę też taki los czekał samą O’harę – była, ale nagle jakby zniknęła. I oczywiście przeniesienia w policji się zdarzają, ale tu nie czułam, by sytuacja była w pełni jasna. Ale może się czepiam i po prostu w którymś ze słabszych epizodów sytuacja jest całkowicie wyjaśniona. Dobra, bo sama zaczynam krążyć wokół tematu, jak po orbicie planety…

Finał – i tu będzie trochę spojlerowo, a trochę nie. Z opisu odcinka wynika, iż Shawn przeprowadza się tam, gdzie jest O’hara, czyli bodaj do San Francisco. Uważam, iż zmiana miejsca bohatera to jest najgorszy typ zakończenia długiej, wieloletniej serii. I wiele hitów już się tak kończyło, poczynając od „Ally McBeal”, a skończywszy na „Friends”, ale, no… człowiek by chciał, by na końcu było jakieś pełne walnięcie. I w „Psych” tego walnięcia nie ma, niestety. Jest za to coś innego, i w sumie w klimacie całego serialu. Bo okazuje się, iż Gus i Shawn w San Francisco przez cały czas będą kontynuować swoje kariery detektywów, i to mi się spodobało. Nie spodobało mi się natomiast, iż nie ma ciągu dalszego.

Tu powinnam postawić kropkę nad i, ponieważ zastanawianie się nad materiałem, który robi sobie jaja z woke w czasach woke jest trochę stratą czasu. Bo otóż, wiadomo, iż „Psych” dziś nie mógłby powstać z taką swobodą, jak w tamtych latach.

„Psych” to bardzo dobry, komediowy serial z nutką kryminału. Polecam każdemu na chandrę. I nie, nie żałuję, iż przez niego oglądanie czegokolwiek ograniczyło się tylko do Netflixa, bo Netflix sobie radzi z niskimi szybkościami internetowymi. Reszta niestety nie.

PS.: Postaram się dokończyć „To nie jest kraj dla starych ludzi”, choć z takim tempem sieci może być ciężko. I zastanawiam się też, co z seansem „Na południe”, bo to jest bardzo długi serial z bardzo ciekawym, kanadyjskim klimatem lat 90′. Jutro postaram się zrobić recenzję „Ostatniego lata” z 1969 roku. Trzymajcie się i miłego dnia!

Idź do oryginalnego materiału