Przyzwyczajona, iż wycierają Ci stopy, tak będzie przez całe życie – powiedziała koleżanka.

przytulnosc.pl 2 godzin temu

— I dokąd patrzą oligarchowie? Taka kobieta! Elżbieta, czyżby żaden jeszcze nie złożył Ci oświadczyny? — szkolny woźny Wojtek złożył ręce na piersi i krytycznie obserwował, jak Elżbieta myje podłogi korytarza.

— Jakie oświadczyny? — Elżbieta zarumieniła się.

— Jakie? Zatrudnić Cię jako sprzątaczkę! — zaśmiał się Wojtek, a za nim wybuchł śmiech ochroniarz Mateusz.

Elżbieta odwróciła się i kontynuowała sprzątanie. Nie potrafiła odpierać, dyskutować, kłócić się. Tym właśnie wykorzystywali ją inni.

— Elżbieto, — wyjrzał z gabinetu dyrektor szkoły, — kiedy skończycie, umyjcie mój gabinet.

— Ale to nie moja strefa, — cicho odpowiedziała Elżbieta. Znała swoje gabinety przypisane do niej. I tak już zmusiły ją dziś do umycia korytarza, który miała czyścić Justyna. Ale Justyna znów nie przyszła do pracy. Świętowała czyjeś urodziny i teraz cierpiała z kaca. A urodziny miała prawie co tydzień.

— Co znaczy, nie Twoja strefa? To jedna strefa — szkoła! Przyszłaś do pracy czy się wyżywasz? Przy takim podejściu premii Ci się nie należą! — dyrektor zmarszczył brwi. Wiedział, iż można nie wypłacić Elżbiecie premii lub nie dopłacić za nieobecnego kolegę, a ona milczała.

A Justynie spróbuj nie zapłacić choćby za nieobecność — taki skandal zrobi, iż sprawa skończy się na tym, iż dostanie jej też premię, dokładnie tę, której Elżbieta nie dostała.

— Elżbieto, zatrzymaj się! — wyszła z innego gabinetu wicedyrektorka młodszych klas. — Otrzymałam skargę, iż źle myjesz klasy w bloku podstawowym.

— To nie moje klasy, Justyna je sobie wzięła, — Elżbieta jednak próbowała jakoś się bronić przed oskarżeniami.

— Ale widzisz przecież, iż jej nie ma w pracy! — wicedyrektorka postanowiła naciskać na sumienie. — Jak dzieci mają uczyć się w brudnych klasach?

— Ale jeszcze muszę umyć gabinet dyrektora, — Elżbieta miała nadzieję, iż wspomnienie o dyrektorze ją uratuje, ale to się nie udało.

— I co? Umyjesz u dyrektora, przejdziesz do klas. Sprawdzę, — i wicedyrektorka zniknęła w pokoju nauczycielskim.

— Co, Elżbieta? Widzisz, jak Cię cenią! — znów zaśmiał się Wojtek. — Oligarchowie, hej! Gdzie jesteście? Stańcie w kolejce! Ta kobieta jest prawie niedostępna!

Elżbieta tylko pokręciła głową i poszła umyć gabinet dyrektora.

Przyszła później niż zwykle.

— Czego przyszłaś? Widziałaś godzinę? Idź tam, gdzie byłaś! — mąż zamknął przed nią drzwi.

— Ojej, rozpuściłaś się, królewno! — potakiwała teściowa. — Trzeba spotykać się z mężem, karmić go, a ona, nie wiadomo gdzie, wędruje. Niech sobie usiądzie w korytarzu i pomyśli nad swoim zachowaniem.

Elżbieta usiadła na schodkach przy drzwiach i czekała, aż w końcu otworzą.

— Co, nie wpuszczają? — uśmiechnęła się sąsiadka z górnego piętra, wracająca ze spaceru ze swoim psem. Pies obwąchał Elżbietę i polizał jej rękę. Uśmiechnęła się i pogłaskała psa po grzbiecie.

— Czemu tak się nie kochasz? — pokręciła głową sąsiadka i poszła dalej.

— Gdzie się rozsiadłaś? — drzwi się otworzyły i pojawiła się głowa męża. — Przynosisz nam tylko wstyd. gwałtownie wracaj do domu!

Elżbieta weszła do mieszkania pod pogardliwym wzrokiem teściowej.

— Rozpuściłaś się! Teraz zjesz się ze snu, a kogo będziesz karmić, męża?

— Ja już przygotowałam od rana, — usprawiedliwiała się Elżbieta.

— Zjedz to sama, — teściowa skrzywiła usta, — lepiej pierwszoklasistka to przygotuje. Czego cię tylko uczono?

Elżbieta weszła do kuchni. Garnek, w którym od rana były zupy, był pusty. „Wylali?” — Elżbieta z przykrości zakosztowała wargi i prawie zapłakała. Ale, zaglądając do lodówki, zobaczyła, iż wlewano tam do małego garnuszka. Dokładniej, to co zostało. „Wypłukali wszystko, a skargi są!” — nie chciała wyjaśniać relacji, miała tylko jedno życzenie: żeby ją zostawiono w spokoju.

Po tym, jak mąż i teściowa zasnęli, Elżbieta wyjęła z ukrytego szuflady krosno z naciągniętą tkaniną, nici, igłę i paleczkę. Usiadła w kuchni w rogu, włączyła lampkę stołową i zaczęła haftować.

Haftowanie było jedyną rzeczą, która sprawiała jej euforia w życiu. Z jej igły wychodziły fantastyczne krajobrazy, wspaniałe martwe natury, eleganckie portrety. Nie pokazywała nikomu swoich prac. To była jej osobista tajemnica.

Pewnej nocy mąż zobaczył ją przy pracy, gdy wstał, żeby napić się wody.

— To jeszcze co? — był choćby zaspany, wściekły. — To ty rodzinny budżet marnujesz na tę bzdurę? Żebym tego więcej nie widział! Znalazłaś sobie tu bogacę! Lepiej byś kupiła mężowi papierosy! I piwo!

Elżbieta jeszcze bardziej schowała swoje rękodzielnicze materiały, żeby mąż lub teściowa, niech Boga, nie znaleźli i nie zrobili skandalu. Ale haftować nie przestała. Z własnej skromnej pensji potrafiła jednak odłożyć trochę na nici i tkaniny.

W szkole przez cały czas ciągle jej narzekano.

— Hej, koleżanko, — siedząc na parapecie i machając nogami, uśmiechała się Justyna, — czemu tak źle pracujesz, iż twoją premię oddali mi?

— Justyno, miej sumienie! Całą pracę za ciebie zrobiłam, wróciłam do domu późno, był skandal. A ty moje pieniądze zabrałaś? — Elżbieta prawie zarzewieła z takiej niesprawiedliwości. Już dostrzegłała nici odpowiedniego koloru, których jej brakowało do haftu. I tak liczyła na tę premię.

— No, twoje skandale — nie moje problemy, — Justyna skoczyła z parapetu. — jeżeli jesteś przyzwyczajona, iż wycierają Ci stopy, to tak i będziesz zawsze w głupich chodzić.

Elżbieta szła do domu zupełnie bez nastroju. W zasadzie i tak nigdy się nie cieszyła, idąc do domu, ale przynajmniej wiedziała, iż nadejdzie noc i będzie mogła się zająć haftem. A teraz co? Przechodząc obok Domu Twórczości, Elżbieta zwróciła uwagę na duży, kolorowy plakat: „Zapraszamy do udziału w naszym konkursie twórczym, którego celem jest poszukiwanie i rozwój talentów wspierających rozwój przedsiębiorczości! Tematy prac: wyroby rzemieślnicze, projekty artystyczne, pomysły na biznes oparte na ręcznym rzemiośle, propozycje rozwoju inicjatyw twórczych.

Najlepsze prace zostaną nagrodzone nagrodami i wyróżnieniami, a autorzy będą mogli przedstawić swoje pomysły szerokiej publiczności!”

I daty przeprowadzenia konkursu. Elżbieta stała przy plakat, przeczytała go kilka razy i coś zadziałało w jej głowie. W domu wyjęła swoje najlepsze prace, starannie je złożyła i zabrała do Domu Twórczości organizatorom konkursu, nie oczekując nic szczególnego. Tam zabrali jej numer telefonu, adres, zapisali imię i tytuły prac.

Minął miesiąc. Elżbieta już zapomniała o konkursie, jak nagle zadzwonili do niej.

— Elżbieto, dzień dobry! To Dom Twórczości. Przynosiłaś swoje prace na konkurs. Zapraszamy Cię na uroczystość wręczenia nagród. Twoje prace zrobiły furorę wśród jury i nie tylko. Czekamy na Ciebie jutro o trzeciej po południu. Weź ze sobą paszport i dobre nastawienie! Do zobaczenia!

Organizator odłączył się, a Elżbieta została stać z telefonem przy uchu, nie wierząc, co usłyszała. „Może to żart? — myślała. — Ale po co komuś trzeba żartować?”

Postanowiła iść i przekonać się sama.

Przyszła z pracy wcześniej.

— Elżbieto, dokąd? — dozór zobaczył, jak Elżbieta się przebiera i odkłada narzędzia na miejsce. — Dzień pracy jeszcze się nie skończył!

— Wygląda na to, iż mam nieregularny dzień pracy, — Elżbieta była zmęczona słuchaniem pretensji i rozkazów wszystkich, komu nie było leni, — pracowałam nadgodziny przez miesiąc, a teraz mam prawo wyjść wcześniej.

I wyszła, zostawiając dozór z otwartymi ustami.

Było tam dużo ludzi. Rękodzielnicy i rękodzielniczki przyszli, żeby odebrać swoje nagrody.

— Elżbieto, Twoje hafty to coś! Powiedz, haftujesz według schematów? — organizatorzy zrobili Elżbiecie prawdziwy przesłuchanie.

— Nie rozumiem, według jakich schematów? — Elżbieta zdziwiona patrzyła na nich. — Może podoba mi się obrazek z internetu lub fotografia z czasopisma, dobieram nici, a potem haftuję.

— To znaczy, cała paleta kolorów i odcieni — tylko Twoja twórcza inspiracja? — zdziwili się organizatorzy.

— Można tak powiedzieć, — Elżbieta była zawstydzona takim zainteresowaniem jej osobą. Ale jednocześnie pochwalona.

— Elżbieto, chcemy zaoferować Ci w ramach nagrody za zwycięstwo w konkursie w kategorii „Wyroby rzemieślnicze” darmowy wynajem gabinetu w Domu Twórczości. Nie chcesz zająć się profesjonalnie swoim hobby?

Elżbieta zaniemówiła. Taki zwrot akcji nie oczekiwała.

— Nie wiem, — pokręciła ramionami, — a komu potrzebny jest ten haft?

— No, nie mów! Nie bez powodu zdobyłaś miejsce na podium! Znaczy, komuś jest potrzebny ten haft, — zaśmiali się organizatorzy. — Proponujemy Ci pomyśleć, omówić to z domownikami. I czekamy na odpowiedź za… hm… powiedzmy, tydzień.

Elżbieta leciała do domu jak na skrzydłach. Musi być, iż jej prace zauważyli, komuś się podobały. I dają jej gabinet do darmowego wynajmu! „A jeżeli mi się nie uda? Wtedy rozczaruję tych, którzy we mnie wierzyli. — Elżbieta choćby się zatrzymała. — A jak ze szkołą? A mężem? On się sprzeciwia, do wróżki nie chodź”.

Elżbieta zwolniła krok. Myśli w głowie zmieniały się jedna po drugiej. Czasami postanawiała wszystko zapomnieć, kontynuując pracę jako sprzątaczka, a czasami wyobrażała sobie, jak uczy dzieci i dorosłych, a znów wyrosły jej skrzydła. Potrzebował jej jakiś znak.

Nagle jej wzrok zatrzymał się na szyldzie. Wcześniej tego szyldu tu nie było, bo Elżbieta przechodziła obok tego domu każdego dnia. „Rękodzieło dla duszy” — tak nazywał się nowy sklepik, którego wcześniej tu nigdy nie było. A na dole pod nazwą, trochę mniejszą czcionką, dodano: „Marzenia się spełniają”.

— Dokładnie jak w reklamie, — uśmiechnęła się Elżbieta. To był ten sam znak. Weszła do środka. Czego tam tylko nie było! Jej oczy rozbiegły się: nici wszystkich kolorów i odcieni, tkaniny różnych rozmiarów, krośnie, koraliki, igły o każdej grubości.

Wyszła ze sklepiku z kilkoma motkami nici i pewnością siebie. Decyzja była podjęta choćby bez rad męża.

Elżbieta nie czekała tydzień i następnego dnia przyszła do Domu Twórczości.

— Zgadzam się, — znalazła organizatorów i ją prowadzono do jej gabinetu. Była to przestronna, jasna pracownia.

— Spójrzcie, co będziecie potrzebować do pracy, — zaproponowali jej pracownicy Domu Twórczości. — Na początek przyznaliśmy Wam przyzwoitą sumę. Na nią musicie urządzić gabinet, zapewnić reklamę i zaopatrzyć się w materiały.

Elżbieta przez cały czas nie mogła uwierzyć, iż to nie sen. Chodziła po gabinecie i wyobrażała sobie, gdzie będą stały stoły, gdzie będą regały i szafy na materiały. Już widziała siebie w roli mentora. Elżbieta choćby wymyśliła nazwę dla swojego koła: „Magiczny Ścieg”.

Teraz pozostawało jej tylko zrezygnować z pracy i opowiedzieć w domu o zmianach w jej życiu.

— Zwariowałaś? Jak zrezygnować? Dlaczego zrezygnować? — teściowa wybuchła z pianą w ustach. — Trudno Cię było zatrudnić na tę pracę! Kto jeszcze Cię weźmie bez wykształcenia? Komu potrzebna jest taka nieuczona w czterdziestu latach?

— adekwatnie to ukończyłam szkołę zawodową, jeżeli zapomniałaś, — Elżbieta przez cały czas nie chciała kłócić się. — I mam trzydzieści pięć. Wszystko zdecydowałam.

— Synku, — teściowa rzuciła się do męża Elżbiety, gdy ten wszedł do mieszkania, wracając z pracy, — twoja głupia co wymyśliła! Zdecydowała się zrezygnować z pracy, wyobrażasz sobie?! Ktoś jej tam opowieści wkurzył, iż będzie jakieś koło prowadzić. A ona uszy rozwiesiła.

— To kto Cię zainspirował? — zmarszczył brwi mąż. — To wszystko Twoje siedzenia w kącie? Wiedziałem, iż nie powinno się pozwalać Ci marnować pieniędzy na bzdury.

— To moje pieniądze i mam pełne prawo je wydawać. Tym bardziej, iż większość z nich idzie na opłatę za mieszkanie, gdzie mieszkamy, adekwatnie trójka. A jeszcze część na Twoje papierosy i piwo. Więc nie licz moich groszy!

— Ojej, jak rozmawiasz! — teściowa schichotała, chociaż w głębi duszy rozumiała, iż Elżbieta ma rację, ale choćby pod przymusem by tego nie przyznała.

Elżbieta przyniosła wniosek o rozwiązanie umowy do dyrektora szkoły.

— Co to, Elżbieto, postanowiłaś? Jeszcze musisz pracować dwa tygodnie, — uśmiechnął się dyrektor, odsuwając wniosek.

— Proszę, po prostu podpiszcie wniosek i wszystko. Inaczej wezmę zwolnienie na dwa tygodnie i musicie za nie zapłacić, a potem i tak odejdę bez pracy, — Elżbieta odesłała wniosek z powrotem do dyrektora.

— No proszę, — dyrektor z zaskoczeniem i choćby odrobiną szacunku spojrzał na byłą sprzątaczkę, — w cichym stawie — takie diabełki!

Wychodząc ze szkoły, Elżbieta spotkała Wojtka-woźnego.

— Co, Eluśka, poszłaś za oligarchą? — Wojtek nie umiał się śmiać, tylko rżnął się.

— Żaden oligarcha Cię nie weźmie, choćby chodki nie potrafisz normalnie zamiatać, — uśmiechnęła się Elżbieta, kopiąc suche liście pochodzące z miotły Wojtka.

Elżbieta zajęła się urządzeniem studia. Po kilku dniach gabinet był gotowy na przyjęcie pierwszych uczniów. „Magiczny Ścieg” rozpoczął swoją działalność. Najpierw było mało chętnych. Elżbieta prowadziła zajęcia tylko kilka dni w tygodniu. Potem zaczęła dodawać nowe techniki, najpierw same je opanowała, potem uczyła innych.

Haft płaski, krzyżykowy, z koralikami, wstążkami i kilka nowych technik pojawiły się w ofercie „Magicznego Ściegu”. Ludzie przyjeżdżali. I już Elżbieta nie miała wystarczająco dni w tygodniu, musiała prowadzić kilka zajęć dziennie.

Przemieniła się zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie. Dyrektor szkoły, przyprowadzając swoją wnuczkę na zajęcia, nie od razu rozpoznał w tej eleganckiej, taktowniej kobiecie swoją byłą sprzątaczkę. A po rozpoznaniu, poczuł zakłopotanie i wstyd. Ale Elżbieta ani słowem nie przypomniała mu tamtych czasów, za co był jej bardzo wdzięczny.

Koło już nie mieściło wszystkich chętnych i wtedy Elżbieta postanowiła otworzyć swoją szkołę sztuki pod tym samym nazwiskiem.

— Eluśka, taka się stałaś, choćby słowami nie opiszę, — mąż widział zmiany w Elżbiecie i próbował nawiązać z nią duchowy kontakt, którego nigdy nie mieli. — Może gdzieś się wybierzemy? Usiądziemy, uczcimy Twój sukces?

— Tak, Eluśko, — wtrąciła teściowa, która poczuła, jak Elżbieta nauczyła się bronić, — wyjdź z mężem, zrelaksujcie się. Nie siedź w domu ze staruszką.

— Dziękuję za propozycję, — Elżbieta w końcu zebrała się z duchem, — mój sukces nikomu z Was nie przeszkadza. Rozwodzę się sama. Już wynajęłam mieszkanie, więc życzę Wam, żebyście dalej parzyli się we własnej żółci.

Złożyła rzeczy do walizki, wyjęła z ukrytej szuflady swoje prace i materiały pod zdziwione spojrzenia domowników i odszła do nowego życia.

Idź do oryginalnego materiału