Jestem w szoku i muszę się tym podzielić, choć historia może wydać się chaotyczna.
Mam koleżankę, Martę, z którą znamy się jeszcze z czasów studenckich. Niedawno zaprosiła mnie na swoje urodziny. Niczego nie podejrzewając, pojawiłam się o wyznaczonej godzinie. Impreza miała odbyć się w kawiarni.
Przyjechałam razem z naszymi wspólnymi koleżankami. W prezencie dla Marty kupiłyśmy drogą, markową torebkę, o której od dawna marzyła. Marta nie kupiła jej wcześniej, bo odstraszała ją wysoka cena. A teraz miała ją dostać od nas. Wyobrażałyśmy sobie, jak bardzo ucieszy się z takiego prezentu.
W butiku udało nam się wynegocjować niewielką zniżkę, dzięki czemu wystarczyło jeszcze na kosz z kwiatami dla solenizantki.
Marta była zachwycona, gdy zobaczyła prezent. Dziękowała nam za niego, za życzenia i za poświęcony czas. Wieczór przebiegał miło – trochę wypiłyśmy, porozmawiałyśmy, podzieliłyśmy się nowinkami z naszego życia. W czasach studenckich spotykałyśmy się często, ale teraz każda ma rodzinę i pracę, więc takie spotkania zdarzają się rzadziej.
Na początku imprezy Marta zamówiła butelkę szampana. Później dziewczyny zamawiały drinki według własnych upodobań. Każda zamawiała też jedzenie, na co miała ochotę, choć ze względu na diety skończyło się głównie na sushi i sałatkach.
Pod koniec wieczoru Marta oznajmiła, iż pokrywa koszt tylko butelki szampana i swojego rachunku. Resztę każdy musi zapłacić sam.
Marta nas o tym wcześniej nie uprzedziła. Już nie raz świętowałyśmy urodziny w tym gronie i zawsze rachunek opłacał solenizant.
Byłyśmy lekko wstrząśnięte, ale nikt nie wszczynał kłótni. Oczywiście zapłaciłyśmy za swoje zamówienia, ale pozostał niesmak.
Zawsze uważałam, iż jeżeli zapraszam gości na przyjęcie, to ja odpowiadam za ich rachunki. W czasach studenckich, gdy wszyscy mieliśmy ograniczone fundusze, zawsze ustalaliśmy wcześniej menu, żeby solenizant mógł pokryć koszty.
Czasami nie kupowało się prezentów, tylko składało się na rachunek. Tymczasem tutaj dałyśmy drogi prezent, a na dodatek musiałyśmy zapłacić za siebie.
Nie uważam się za skąpczynię, ale sytuacja pozostawiła niesmak. Warto dodać, iż rachunek był całkiem standardowy, nikt nie zamawiał drogich dań.