Barbara wstała późno. Nie miała się gdzie spieszyć – siedem lat na emeryturze, nikogo do opieki. Można było sobie poleżeć. Ale coś dziś nie dawało jej spokoju. Dlaczego? Przecież wszystko w porządku, nie ma powodów do niepokoju. A jednak…
Umyła się, nastawiła czajnik i wyjrzała przez okno. Nad domem naprzeciwko niebo zabarwiło się na malinowo – zaraz wzejdzie niskie zimowe słońce. Znaczy, po dwutygodniowych roztopach wreszcie przymroziło. „Dobrze. Napiję się herbaty i skoczę do sklepu” – pomyślała, zdejmując z kuchenki gwizdzący czajnik.
Nalała herbatę do ulubionego kubka i piła małymi łykami. Ciepło rozlało się po ciele. Niska, drobna, choćby po urodzeniu jedynego syna nie przytyła. A mąż był postawny. Czuło nazywał ją „Mała”, „Barbeńka”. Ale od dziesięciu lat już go nie było.
Podniosła kubek, gdy nagle rozległ się ostry dzwonek do drzwi. Zaskoczona, drgnęła – gorąca herbata oblała jej pomarszczoną dłoń w brązowych plamach. Ból był tak silny, iż omal nie upuściła naczynia. „A nie mówiłam. Przeczucie mnie nie myliło. Co teraz?” Ledwo to pomyślała, gdy dzwonek zabrzmiał ponownie, bardziej natarczywie.
Barbara przytrzymała poparzoną rękę i poszła otworzyć, mrucząc pod nosem: „Kogo to tak wcześnie niesie?”. Nie od razu zrozumiała, iż mężczyzna w pomiętych ciuchach stojący w progu to jej syn. „Jakże się zmienił” – wyszeptała. Krzysztof najwyraźniej też był zaskoczony widokiem postarzałej matki.
— No, witaj gościa, mamo — ocknął się nagle i uśmiechnął niepewnie.
— Krzysiu? To ty? Czemu nie dałeś znać? Nie spodziewałam się ciebie. — Przytuliła się mocno do jego klatki piersiowej. On niezdarnie objął ją jedną ręką.
Poczula zapach podróży, nieświeżej odzieży i jeszcze coś, co wywołało niepokój w jej sercu. Odsunęła się nieco, przyglądając się synowi uważnie. Zauważyła niechlujny zarost na opuchniętej twarzy, podkrążone oczy.
— Jesteś sam? A gdzie Agnieszka, córeczka? — zapytała Barbara.
— A samemu nie cieszysz się? — odpowiedział pytaniem, patrząc gdzieś nad jej głową.
— Tylko się zdziwiłam. — Cofnęła się, robiąc mu miejsce. — Wchodź, rozbierz się, synku.
Krzysztof przekroczył próg, postawił na podłodze dużą sportową torbę i rozejrzał się po przedpokoju.
— W domu. Nic się nie zmieniło.
— Na urlop przyjechałeś? W środku zimy? — spytała, nie spuszczając wzroku z torby.
— Później, mamo. Zmęczony jestem. — Zdjął kurtkę i powiesił na wieszaku.
— Tak, tak, oczywiście. Herbata jeszcze gorąca. — Zaczęła krzątać się po kuchni, wyjmując z szafki dawny kubek syna.
Krzysztof wszedł za nią, usiadł bokiem do stołu, szeroko rozstawiając nogi i zajmując całą przestrzeń maleńkiej kuchenki. Barbara postawiła przed nim kubek.
— Może coś zjesz po podróży? Mam rosół. Wczoraj ugotowałam, jakby przeczuwając…
— Dawaj — mruknął niedbale. — Tęskniłem za twoim rosołem. — Lekki uśmiech przemknął mu po ustach.
Barbara wyjęła garnek z lodówki, podgrzała zupę i postawiła dymiącą miskę przed synem. Położyła obok ciężką łyżkę, którą lubił jeść jego ojciec, grubą kromkę chleba i usiadła naprzeciw, podpierając głowę dłonią.
— A coś mocniejszego do tego rosołu? — Krzysztof rzucił matce szybkie spojrzenie, mieszając łyżką.
— Nie trzymam — odparła stanowczo, marszcząc brwi.
Patrzyła, jak syn je łapczywie, mrużąc oczy z zadowolenia jak kot wygrzewający się na słońcu.
— Jak Agnieszka? I córeczka, do której klasy chodzi? Dlaczego nie przyjechały z tobą?
Krzysztof jadł dalej, nie patrząc na nią, jakby nie słyszał.
Barbara i tak po jego wyglądzie domyśliła się, iż syn pije. Żona nie wytrzymała i go wyrzuciła. A gdzie miał iść, jeżeli nie do matki? Innego miejsca nie miał. Oczywiście była rada, iż przyjechał. Ale niepokój nie mijał, narastał.
Syn odsunął pustą miskę. Barbara natychmiast wstała, nalała świeżej herbaty, podsunęła wazonik z cukierkami.
— Rozwiodłem się z Agnieszką. Wróciłem na stałe — powiedział, nie podnosząc wzroku.
— No nic. Odpoczniesz, pracę znajdziesz. Wszystko się ułoży — mówiła, odkładając naczynia do zlewu. Potem znów usiadła naprzeciw syna.
Krzysztof hałaśliwie popijał gorącą herbatę, patrząc gdzieś obok. W końcu odsunął kubek i wstał.
— Dobrze, mamo. Jestem zmęczony. Położę się, dobrze? Pogadamy później. — Wyszedł do pokoju.
Barbara zmywała naczynia i myślała, iż serce jej nie kłamało, przeczuwało przyjazd syna. Zrozumiała, iż nie będzie łatwo. Kiedy weszła do pokoju, Krzysztof rozłożył się na kanapie przed telewizorem. Usiadła obok.
— Opowiedziałbyś, co się stało? Mieszkanie im zostawiłeś? Słusznie, po męsku. Tu twój dom.
— Co tu opowiadać? Rozwód i tyle — odparł, nie odwracając głowy.
Barbara wpatrywała się w syna i nie poznawała go. Postarzał się, w oczach miał ból i smutek, głębokie bruzdy na czole. Wyglądał na zagubionego i zniszczonego. Może po prostu zmęczenie? Droga znad morza daleka i męcząca. Sama nie mogła się zebrać, żeby go odwiedzić — to brak pieniędzy, to strach.
Przypomniała sobie, jak po studiach przyszedł i oznajmił, iż wyjeżdża do Gdańska z kolegą. Budowali tam nową stocznię, potrzebowali młodych specjalistów. Marzył o karierze, zarobieniu pieniędzy. niedługo się ożenił, urodziła się córeczka.
Pierwsze lata przyjeżdżali na wakacje we troje. Potem rzadziej. Do obiadu syn zwykle przynosił butelkę. Ojciec kręcił głową z dezaprobatą, Agnieszka marszczyła brwi.
Kiedyś Barbara zapytała ją, czy Krzysztof często pije. Wybuchnęła płaczemBarbara westchnęła ciężko, patrząc na syna, który znów sięgnął po butelkę, i zrozumiała, iż jej największym błędem było zawsze wierzyć, iż jeszcze się opamięta.













