Przyjmij gościa, mamo

polregion.pl 5 dni temu

Jadwiga obudziła się późno. Nie miała się gdzie spieszyć – od siedmiu lat była na emeryturze, nie miała nikogo, o kogo musiałaby dbać. Mogła sobie poleżeć. Ale w sercu czuła niepokój, jakby coś złego miało się wydarzyć. Dlaczego? Przecież wszystko było w porządku, nie było powodu do zmartwień. A jednak.

Wstała, doprowadziła się do porządku, postawiła czajnik na kuchence i wyjrzała przez okno. Nad domem naprzeciwko niebo przybrało malinowy odcień – niskie zimowe słońce zaraz się pokaże. Więc po dwutygodniowej odwilży wreszcie przymroziło. „No to dobrze. Napiję się herbaty i pójdę do sklepu” – pomyślała Jadwiga i zdjęła z ognia wrzący czajnik.

Nalała sobie herbatę i piła małymi łykami. Ciepło rozlało się po ciele. Niska, drobna, choćby po urodzeniu jedynego syna nie przytyła. A mąż był postawny. Czuło nazywał ją „moja mała”, „Jadziuś”. Ale nie żył już od dziesięciu lat.

Podniosła filiżankę, gdy nagle rozległ się ostry dzwonek do drzwi. Zaskoczona, drgnęła, herbata wylała się i oparzyła jej pomarszczoną, poplamioną rękę. Ledwo powstrzymała się, by nie upuścić filiżanki. „No to zaczęły się kłopoty. Przeczucie mnie nie myliło. Czego jeszcze mam się spodziewać?” Ledwo pomyślała, gdy znów rozległ się natarczywy dzwonek.

Jadwiga zdmuchnęła na poparzone miejsce i poszła otworzyć, mamrocząc pod nosem: „Kogo to o takiej porze niesie?”. Dopiero po chwili zrozumiała, iż mężczyzna w pomiętych ubraniach to… jej syn. „Jakże się zmienił” – westchnęła. Wiesław pewnie też nie poznał postarzałej matki.

– Wracam do domu, mamo. – Uśmiechnął się niepewnie, jakby dopiero teraz oprzytomniał.

– Wiesiek? Dlaczego nie dałeś znać? Nie spodziewałam się ciebie. – Przytuliła się do jego piersi. On niezdarnie objął ją jedną ręką.

Jadwiga wyczuła zapach podróży, nieświeżej odzieży syna i coś jeszcze – coś, co wywołało w jej sercu lęk. Odsunęła się i przyjrzała mu uważnie. Zobaczyła zaniedbaną szczecinę na opuchniętej twarzy, podkrążone, zaczerwienione oczy.

– Jesteś sam? A gdzie Małgorzata, córeczka? – spytała.

– A mnie samego nie ucieszyłaś? – odparł, patrząc gdzieś ponad jej głową.

– Tylko się zdziwiłam. – Jadwiga cofnęła się, robiąc mu miejsce w przedpokoju. – Wejdź, rozgość się, synku.

Wiesław przeszedł przez próg, postawił na podłodze dużą sportową torbę i rozejrzał się po korytarzu.

– Jestem w domu. Nic się tu nie zmieniło.

– Przyjechałeś na urlop? W środku zimy? – spytała Jadwiga, nie spuszczając wzroku z torby.

– Później, mamo. Jestem zmęczony. – Zdjął kurtkę i powiesił na wieszaku.

– Tak, oczywiście. Herbata jeszcze gorąca – pospiesznie wróciła do kuchni i wyjęła z szafki starą filiżankę syna.

Wiesław wszedł za nią, usiadł bokiem do stołu, rozstawił szeroko nogi, zajmując prawie całą przestrzeń małej, schludnej kuchenki. Jadwiga postawiła przed nim filiżankę.

– Może coś zjesz po drodze? Mam zupę pomidorową. Wczoraj ugotowałam, jakby przeczuwając – zatrzymała się, czekając na odpowiedź.

– Dobrze – rzucił obojętnie Wiesław. – Stęskniłem się za twoją zupą. – Lekki uśmiech przemknął mu po ustach.

Jadwiga gwałtownie wyjęła garnek z lodówki. Podgrzała zupę i postawiła przed synem dymiącą miskę, położyła obok ciężką łyżkę, którą lubił jeść ojciec, gruby kawałek chleba, usiadła naprzeciwko i podparła głowę ręką.

– Jest coś mocniejszego do zupy? – Wiesław gwałtownie spojrzał na matkę, mieszając łyżką.

– Nie trzymam – odparła stanowczo.

Patrzyła, jak syn je łapczywie i głośno, mrużąc oczy z zadowolenia, jak kot wygrzewający się na słońcu.

– Co u Małgosi? A córka, do której klasy chodzi? Dlaczego nie przyjechały z tobą?

Wiesław jadł dalej, nie patrząc na matkę, jakby nie słyszał.

Jadwiga i tak po jego wyglądzie domyśliła się, iż syn pije. Żona nie wytrzymała i go wyrzuciła. A gdzie miał iść, jeżeli nie do matki? Nie miał już dokąd. Oczywiście, cieszyła się. Syn wrócił. Ale niepokój nie ustępował, tylko rósł w jej wnętrzu.

Syn odsunął pustą miskę. Jadwiga natychmiast wstała, nalała gorącej herbaty, postawiła przed nim filiżankę i przysunęła wazonik z cukierkami.

– Rozwiodłem się z Małgosią. Wracam na stałe – powiedział Wiesław, nie patrząc na nią.

– No nic. Odpoczniesz, znajdziesz pracę. Wszystko się ułoży – powtarzała, stawiając pustą miskę w zlewie. Potem znów usiadła naprzeciwko syna.

Wiesław hałaśliwie popijał gorącą herbatę, patrząc gdzieś obok. W końcu odsunął filiżankę i wstał.

– Dobrze, mamo. Jestem zmęczony. Położę się, dobrze? Pogadamy później – powiedział i wyszedł do swojego pokoju.

Jadwiga zmywała naczynia i myślała, iż serce jej nie zawiodło – przeczuwało powrót syna. Zrozumiała, iż nie będzie z nim łatwo. Gdy weszła do pokoju, Wiesław leżał na kanapie przed telewizorem. Usiadła obok.

– Opowiedziałbyś, co się stało? Mieszkanie zostawiłeś im? Słusznie, po męsku. Tutaj twój dom.

– Co tu opowiadać? Rozwód i tyle – odparł, nie odwracając głowy.

Jadwiga wpatrywała się w syna i nie poznawała go. Postarzał się, w oczach miał ból i tęsknotę, głębokie zmarszczki na czole. Wyglądał na zagubionego i zniszczonego. Może po prostu zmęczony? Droga z Gdańska długa i męcząca. Sama nigdy nie zebrała się, by go odwiedzić – to brakowało pieniędzy, to strach ją paraliżował.

Przypomniała sobie, jak po studiach przyszedł i oznajmiłAle gdy spojrzała na zdjęcie męża na ścianie, zrozumiała, iż prawdziwą miłość mierzy się nie słowami, ale gotowością do przebaczenia, choćby gdy serce krwawi.

Idź do oryginalnego materiału