„Przyjechaliśmy po ciebie”: opowieść o tym, jak koledzy wyciągnęli mnie z otchłani

twojacena.pl 3 dni temu

Ewa jeszcze spała, gdy w ciszy sobotniego poranka rozległo się uparte pukanie do drzwi. Zerwała się z łóżka, zdezorientowana. Kto mógł przyjść tak wcześnie? Nikogo się nie spodziewała.

Gdy otworzyła drzwi, zamarła – na progu stały jej koleżanki z pracy – Kinga, Agnieszka i Magda. W rękach Kingi widniał termosk, Agnieszka trzymała pudełko ze szarlotką.

„Co wy tutaj robicie?!” wykrztusiła Ewa. „Dzisiaj jest weekend!”

„Właśnie dlatego jesteśmy” – Kinga weszła do mieszkania, jakby to było jej własne. „Gdzie twoja córeczka?”

„Zosia śpi… Ale o co chodzi?”

„O nic szczególnego. Pakuj ją i pakuj się sama. Jedziecie z nami na działkę. Sprzeciwów nie przyjmujemy.”

Ewa oniemiała. Nie rozumiała, co się dzieje. Jak to – jechać? Na działkę? Teraz?

„Przecież mówiłam w pracy, iż nie mogę…”

„A my wiemy dlaczego” – powiedziała łagodnie Agnieszka. „I wstyd nam, iż wcześniej nic nie zauważyłyśmy.”

Ewa zbladła.

„O czym mówicie?”

„Wiemy wszystko, Ewa. Że po rozwodzie jesteś sama z dzieckiem, iż twój ex nie płaci alimentów, iż ostatkiem sił zbierasz córkę do pierwszej klasy, sama nie dojadasz, a i tak nikomu nie pisniesz słowa.”

Ewa milczała. W gardle stanął jej wielki gul.

„Nie… chciałam narzekać. Wydawało mi się… iż dam radę…”

„A dajesz radę” – wtrąciła Magda. „Ale dawać radę to nie to samo, co przetrwać. Jesteśmy przyjaciółkami, Ewo. A przyjaciele nie pozwalają przyjaciołom tonąć.”

„Wszystko ogarnęłyśmy” – ciągnęła Kinga. „Działka za nasze. Nasz koszt to jedzenie, dojazd, wypoczynek. Twoje zadanie to tylko być – ty i twoja Zosia.”

Ewa opuściła wzrok. Czuła się niezręcznie. Przyjmować pomoc – to trudne. Ale gorsze jest już tylko milczące tonięcie.

„Ale… ja choćby nie mam rzeczy…”

„Masz nas” – stanowczo powiedziała Kinga. „Agnieszka przywiozła ubrania po swojej córce. Wszystko w dobrym stanie. Zosi do szkoły akurat pasują.”

„Zorganizowałyśmy też przybory szkolne” – dodał Marek, wchodząc do przedpokoju z torbą. „Długopisy, zeszyty, bloki. Wszystko, co potrzebne.”

„Nie… wiem, co powiedzieć…”

„Nic nie mów” – przytuliła ją Magda. „Po prostu uwierz – zasługujesz nie tylko na trudności. Zasługujesz na odpoczynek, troskę i wsparcie.”

Już dwie godziny później bus z wesołą gromadką wyjeżdżał z miasta. Zosia siedziała na kolanach Ewy, obejmując nowy plecaczek. A Ewa patrzyła przez okno, ściskając w dłoniach termosk z herbatą. I po raz pierwszy od bardzo długiego czasu w piersi poczuła ciepło.

Nie miała szczęścia do męża. Ale, jak się okazało, miała cholernie dużo szczęścia do ludzi, których miała wokół siebie.

Idź do oryginalnego materiału