Przyjechałam pomóc synowi i synowej, a on wyrzucił mnie z domu tuż przed świętami

polregion.pl 5 dni temu

Nazywam się Jadwiga Nowak. Mój syn Tomek był dla mnie całym światem. Mieszkaliśmy we dwójkę w Poznaniu, odkąd skończył liceum. Starałam się nie wtrącać w jego życie osobiste, choć w naszym domu co jakiś czas pojawiały się różne dziewczyny. Parę razy zdawało się, iż zbliżamy się do ślubu, ale za każdym razem coś nie wypalało.

Tomek zawsze marzył o prawdziwej, mocnej rodzinie, ale widocznie nie wszystkie jego wybranki chciały tego samego. Ostatnia powiedziała wprost, iż nie zamierza żyć z „maminsynkiem”. Szczególnie zabolało mnie to słyszeć — przecież nigdy nie wtrącałam się w ich relacje, nie narzucałam opinii, nie kontrolowałam. Ale chyba samo moje istnienie stało się dla niej problemem.

Zrozumiałam: dopóki mieszkamy razem, synowi trudno będzie zbudować własne życie. Podjęłam trudną decyzję — wyjechałam na wieś, do rodzinnego domu, by dać Tomkowi przestrzeń. Minął rok. W tym czasie ożenił się, a w ich rodzinie miało pojawić się dziecko. Maluch miał przyjść na świat pod koniec stycznia. Przez cały ten czas syn nie zaprosił mnie, ale nie miałam pretensji. Myślałam — młoda para potrzebuje czasu dla siebie.

Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, więc postanowiłam przyjechać wcześniej, w grudniu. Chciałam nie tylko ich zobaczyć, ale i pomóc — może trzeba coś przygotować na przyjście dziecka, doradzić, wesprzeć synową, jeżeli będzie zmęczona. Spakowałam torby z przysmakami, domowe konfitury, manualnie robiony kocyk, prezenty. Sądziłam, iż się ucieszą. Marzyłam, iż razem zasiądziemy do wieczerzy wigilijnej, iż zostanę na tydzień — póki synowa jest w ciąży, pomogę w domu, pozmywam, ugotuję. W końcu jestem matką i zawsze jestem blisko, gdy jest potrzebna.

Ale tego, jak Tomek mnie przywitał, nigdy nie zapomnę. Otworzył drzwi i już na progu rzucił: „Mamo, mogłaś chociaż zadzwonić… Nie mamy gdzie cię ulokować. niedługo przyjeżdża pani Halina — mama Małgosi. Umówiliśmy się wcześniej, iż nam pomoże. Wybacz, ale nie możesz zostać”. choćby nie zaprosił mnie do środka, stał jak obcy, jakbym była przypadkową znajomą, która wpadła w nieodpowiednim momencie.

Weszłam, jednak nalegałam — posiedziałam chwilę w kuchni, wypiliśmy herbatę. Tomek udawał, iż wszystko w porządku, pytał, jak mi się wiedzie. Ale co pięć minut zerkał na zegarek. Zrozumiałam. Nie czekał na mnie. Nie chciał mnie tu. choćby nie starał się ukryć irytacji.

Potem pomógł mi zanieść torbę na przystanek i wsadził do ostatniego autobusu. W Wigilię. W święto, które zawsze było rodzinne. Tej nocy płakałam tak, jak nie płakałam choćby wtedy, gdy żegnałam męża na zawsze. Bo czułam, iż wymazano mnie z życia. Mama już nie jest potrzebna. Pomoc nie jest potrzebna. Jestem zbędna.

Minął tydzień. Żadnego telefonu. Żadnej wiadomości. Żadnych przeprosin. Jakby nic się nie stało. Jakbym w ogóle nie przyjeżdżała. Jakbym była nikim. Choć całe życie poświęciłam synowi. Pracowałam na dwa etaty, by mógł się uczyć, żyłam skromnie, by on miał lepiej. A teraz nie zasługuję choćby na zwykłe „dziękuję” i miejsce przy wigilijnym stole.

Nie wiem, czym na to zasłużyłam. Czy naprawdę miłość matki w dzisiejszych czasach już nic nie znaczy? Czy matka, która oddała wszystko dla dziecka, musi wracać do domu sama, z ciężkim sercem i uczuciem, iż jest niepotrzebna?…

Idź do oryginalnego materiału