W piękny jesienny, zwykły dzień tygodnia odwiedzamy Soce. Piekną podlaską wieś znaną jako Kraina Otwartych Okiennic. Odwiedzaną chętnie przez turystów, którzy robią tu piękne zdjęcia i… wyjeżdżają . Jednak krótki spacer i rozmowa z mieszkańcami przekonuje, iż życie tu na Podlasiu to nie jest bajka z folderów turystycznych.
Tu wszystko stoi. Turyści przyjechali z Pomorza i mówią O Jezu Pani jak wy tu w tych rosyjskich biednych domkach mieszkacie? Tak powiedzieli,( nie ukrywa oburzenia) ale nie wiedzą, iż tu każdy domy ma w mieście. A tu tylko skansen i nikt nie wraca – tłumaczy nam spotkana w Socach ponad 70-letnia pani Nina.
I chociaż nie che ujawniać nazwiska, to zatrzymała na dłużej przy mnie swój czerwony rower i chętnie opowiada dalej:
A do lekarza popróbuj hahaha, chyba tylko jak zdrowy. Gdzie jest lekarz? Jak do lekarza się dostać Tragedia ! Dzieci trzeba wozić. Jak zakupy zrobić? Przyjeżdża samochód i byle co, byle jak a człowiek chciałby na starość coś sobie dobrego kupić.
Co przyjechać, to nie mieszkać
Tutaj to wegetacja, proszę Pani. Latem to pięknie, na ławeczce posiedzieć w słońcu, bo zimą zawieje, światła nie ma. (…) Ja pochodzę z tej wsi i 20 lat mieszkam i się nie cieszę. Co przyjechać to nie mieszkać! – kontynuuje Pani Nina.
Kto zechce tu chociaż przyjechać zobaczy zachowany jest tu dawny charakter tych wsi. Mają one niepowtarzalną kulturę z widocznymi wschodnimi wpływami. Wojszki, Trześcianka, Puchły i Soce. Zachwycają także Plutycze, Ryboły, Narew. Wsie łączy charakterystyczna zabudowa wsi, przepiękne drewniane cerkwie, gwara i tu modne; słowo slow life a po polsku wolne, spokojne tempo życia.
Do rozmowy dołącza Jan Timoszuk i nie okazuje się takim pesymistą jak Pani Nina. Pochodzi spod samej granicy, z Mielnika. W Socach mieszka trzy lata i jest bardziej zadowolony.
Drewnem się pali, najtaniej z własnego lasu. Teraz październik i jeszcze ciepło a kiedyś było tak na Wszystkich Świętych spadł śnieg i do kwietnia była zima. Na moje wesele w 78 jak spadł śnieg to wesele było tydzień, bo śniegu do płata było. Ani pociąg ani nic. Trzeba było zabić drugiego świniaka. Chłopaki na koniach po wódkę a wódka na kartki była. Sanki się brało i dachu stodoły na pół wioski się jechało.
Wracają teraz. Tam skąd pochodzę, z Wilamówki koło Mielnika Ze względu, iż masz własne podwórko, a więc warzywa. A w sklepach w miastach trzeba zapłacić dwa razy tyle.Taka prawda – przekonuje Jan Timoszuk.
Na koniec chętnie oprowadza mnie po pięknych Socach, które choć pustawe, wciąż istnieją i czekają na nowych mieszkańców.