Przygotowała posiłek dla rodziny, ale wszystko zjedli znajomi córki!

polregion.pl 4 dni temu

Gotowała obiad dla całej rodziny, a przyjaciele córki wszystko zjedli!

Moja córka Ania to dusza towarzystwa. Jej otwartość i dobroć przyciągają przyjaciół jak magnes. W naszym domu w Krakowie zawsze jest pełno jej kolegów — dzieci w różnym wieku, nie tylko ze szkoły. Cieszę się, iż jest tak towarzyska, ale ostatnio sytuacja wymknęła się spod kontroli i jestem bliska rozpaczy.

Wszystko zaczęło się, gdy Ania zaczęła zapraszać znajomych do domu. Na dworze zima, mroźno, więc nie miałam nic przeciwko, żeby dzieci bawiły się w cieple. Wcześniej częstowała ich herbatą z ciasteczkami, puszczała muzykę, wymyślała zabawy. choćby się wzruszałam, jaka jest gościnna. Ale teraz przyprowadza obcych nastolatków, których widzę po raz pierwszy. Ich zachowanie wprawia mnie w osłupienie.

Ostatnio wróciłam z pracy i zastałam w kuchni dwójkę nieznajomych. Jedli bigos prosto z garnka, który przygotowałam na dwa dni dla całej rodziny. Nie zostało ani kawałka! Brudne talerze zostawili w zlewie i wyszli, choćby się nie żegnając. Byłam wściekła. Na kolację nie mieliśmy co jeść, a ja byłam zbyt zmęczona, by gotować od nowa.

Spróbowałam wytłumaczyć Ani, iż nie może przyprowadzać obcych do domu i częstować ich naszym jedzeniem. Ciastka, cukierki — w porządku, ale jedzenie z lodówki jest dla rodziny. Ania wybuchnęła, nazwała mnie skąpą i uciekła do pokoju, trzasnęła drzwiami tak, iż zatrzęsły się szyby. Zamknęła się i nie chciała ze mną rozmawiać. Czułam się winna, ale co miałam robić?

Ugotowałam ziemniaki, usmażyłam kotlety i zawołałam wszystkich na kolację. Ania demonstracyjnie odmówiła jedzenia, jakbym była jej wrogiem. Rano, wychodząc do pracy, uprzedziłam: „Jedzenie na dwa dni, wracam późno, nie będę gotować”. Ale gdy wróciłam po jedenastej, mój mąż, Krzysztof, smażył ziemniaki w pustej kuchni. Przyjaciele Ani znów opróżnili lodówkę. Córka znowu zamknęła się w swoim pokoju, nie chcąc tłumaczyć.

Jestem zrozpaczona. Jak do niej dotrzeć? Nie słucha, rzuca absurdalne oskarżenia: „Jesteś skąpa, nie lubisz moich przyjaciół!” Może to wiek buntu? A może my z mężem coś przeoczyliśmy w wychowaniu? Nie wiem, jak się zachować. Serce mi pęka: chcę, by córka była szczęśliwa, ale nie zgadzam się na taki chaos.

Nie jestem sknerą, ale nasz budżet ledwo zipie. Z mężem pracujemy do upadłego, by zapewnić rodzinie jedzenie. Staram się gotować coś smacznego dla swoich, a na końcu karmię cudze dzieci. Moja mama powtarza: „Czas wziąć się za pas!” Ale jestem przeciwna przemocy. Chcę rozwiązać to pokojowo, ale jak? Ania nie chce rozmawiać, a ja czuję, iż tracę kontakt z własnym dzieckiem.

Każda rodzina musi znaleźć równowagę między otwartością a zdrowymi granicami. Czasem najmocniej uczymy się miłości, gdy stawiamy jasne zasady — nie jako zakazy, ale jako troskę o wspólny dom.

Idź do oryginalnego materiału