Przygotowała posiłek dla rodziny, ale przyjaciele córki wszystko zjedli!

polregion.pl 2 dni temu

Przygotowywałam obiad dla całej rodziny, a przyjaciele córki wszystko zjedli!

Moja córka Zosia to dusza towarzystwa. Jej otwartość i życzliwość przyciągają znajomych jak magnes. W naszym domu w Krakowie zawsze pełno jest jej kolegów i koleżanek — dzieci w różnym wieku, nie tylko tych ze szkoły. Cieszę się, iż jest tak towarzyska, ale ostatnio sytuacja wymknęła się spod kontroli i jestem na skraju rozpaczy.

Wszystko zaczęło się, gdy Zosia zaczęła zapraszać przyjaciół do domu. Na dworze zima, mróz, więc nie miałam nic przeciwko, żeby dzieci bawiły się w cieple. Wcześniej częstowała ich herbatą z ciastkami, puszczała muzykę, wymyślała gry. choćby mnie wzruszało, jaka jest gościnna. Teraz jednak przyprowadza obcych nastolatków, których widzę pierwszy raz w życiu. A ich zachowanie wprawia mnie w osłupienie.

Ostatnio wróciłam z pracy i zastałam w kuchni dwoje obcych dzieciaków. Jedli rosół prosto z garnka, który przygotowałam na dwa dni dla całej rodziny. Nie zostało ani łyżki! Brudne talerze zostawili w zlewie i wyszli, choćby się nie żegnając. Byłam wściekła. Nie mieliśmy co jeść na kolację, a ja byłam zbyt zmęczona, żeby gotować od nowa.

Próbowałam wytłumaczyć Zosi, iż nie można zapraszać obcych do domu i częstować ich naszym jedzeniem. Ciastka, cukierki — proszę bardzo, ale jedzenie z lodówki jest dla rodziny. Zosia wybuchnęła, oskarżyła mnie o skąpstwo i wybiegła do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi tak głośno, iż aż szyby zadrżały. Zamknęła się i nie chciała ze mną rozmawiać. Czułam się winna, ale co miałam zrobić?

Ugotowałam ziemniaki, usmażyłam kotlety i zawołałam wszystkich na kolację. Zosia demonstracyjnie odmówiła jedzenia, jakbym była jej wrogiem. Rano, wychodząc do pracy, powiedziałam: „Jedzenie starczy na dwa dni, wracam późno, nie będę gotować.” Ale kiedy wróciłam po jedenastej wieczorem, mój mąż, Marek, smażył ziemniaki w pustej kuchni. Znów przyjaciele Zosi opróżnili lodówkę. Córka z powrotem zamknęła się w pokoju, nie chcąc nic wyjaśnić.

Jestem zrozpaczona. Jak do niej dotrzeć? Nie słucha, rzuca bezsensowne oskarżenia: „Jesteś skąpa, nie lubisz moich przyjaciół!” Może to wiek buntu? A może my z mężem coś przeoczyliśmy w wychowaniu? Nie wiem, jak się zachować. Serce mi pęka: chcę, żeby córka była szczęśliwa, ale nie mogę godzić się na taki bezład.

Nie jestem sknerą, ale nasz budżet ledwo się trzyma. Z mężem pracujemy do upadłego, żeby utrzymać rodzinę. Staram się gotować coś pysznego dla swoich, a kończy się na tym, iż karmię obce dzieci. Moja mama powtarza: „Czas wziąć pas w ręce!” Ale jestem przeciwko przemocy. Chcę rozwiązać to pokojowo, ale jak? Zosia nie chce rozmawiać, a ja czuję, iż tracę kontakt z własną córką.

Co byście poradzili? Jak wytłumaczyć Zosi, iż jej postępowanie szkodzi całej rodzinie, nie raniąc jej? Jak wyznaczyć granice, żeby przyjaciele nie zamieniali naszego domu w stołówkę? Spotkaliście się z czymś podobnym? Podzielcie się radami — jestem na krawędzi…

Idź do oryginalnego materiału