„Przygoda na Mariensztacie”: Co pociągającego mogło być w stalinowskiej kulturze?

krytykapolityczna.pl 5 miesięcy temu

Mało kto wierzy, iż w Polsce w ogóle była jakaś rewolucja. jeżeli już, to prześniona. Tak naprawdę był stalinizm i hańba domowa. Stalinizmu nikt nie lubi, trzeba się z niego tłumaczyć i nie wiadomo jak. Uwiedzenie, ukąszenie, a może po porostu szaleństwo. Chłopcy o twarzach ziemniaczanych i bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach.

No to powiedzmy: „sprawdzam!”, w końcu mamy Przygodę na Mariensztacie. Co pociągającego mogło być w stalinowskiej kulturze?

Rewolucja i romans

Jeśli zostały z pierwszej połowy lat pięćdziesiątych jakieś ikony, zapadające w pamięć obrazy, to wiele właśnie z Przygody. Stawiałbym na Hankę Ruczajównę i Janka Szerlińskiego (Lidia Korsakówna i Tadeusz Schmidt), albo na uśmiechniętych murarzy: Szerlińskiego i Wacka Osicę (Schmidt i Klemens Mielczarek). Rewolucja bez zaciśniętych pięści i słusznego gniewu zupełnie nie pasuje do Warszawianki 1905 roku. Może dlatego trudno ją zobaczyć, bo przecież bohaterowie rewolucji nie mogą być jednocześnie bohaterami romansu! A jeżeli są, to co to adekwatnie znaczy?

Na znanym obrazie Strajk, Stanisław Lentz przedstawił trzech robotników w ciemnym pomieszczeniu. Silni, muskularni mężczyźni pochyleni w geście oporu i niezgody. Walczą i to ich określa. W tle sztandar, a kolor jego jest czerwony, bo na nim robotnicza krew. Rewolucja jest walką i nie trzeba chyba dodawać, iż w męskim gronie. Tymczasem w Przygodzie na Mariensztacie bohater rewolucji nie marszczy już brwi, raczej się uśmiecha. I do tego romansuje.

Właściwie nie jeden bohater, ale para, która wspólnie buduje dom. Romans kręci się wokół budowania domu, a rewolucja i wokół romansu, i wokół domu. Bo żeby się kochać, trzeba mieć gdzie.

Rewolucja zawsze miała erotyczny urok. Wiadomo, „przez Mariannę w nocy polucja”. Ale rozpięty stanik Rewolucji prowadzącej lud na barykady musiał wydawać się wtedy – w czasach Przygody – podejrzany, tak samo zresztą jak dzisiaj. W video La Liberté Raisonneé Cristina Lucas ożywiła obraz Delacroix, żeby pokazać, co jest pod podszewką. Lud – w rodzaju męskim oczywiście – wchodzi na barykadę, ale zaraz potem gwałci kobietę-Rewolucję.

Coś w tym jest. Klaus Theweleit w Męskich fantazjach analizował wyobrażenie kobiety jako wzywającej do boju Ojczyzny, bardzo podobne do Rewolucji prowadzącej lud na barykady. Tego rodzaju przedstawienia są jego zdaniem symptomami lęku przed kobietami. Walka pozwala uciec przed realną bliskością i skanalizować tłumioną agresję. W fantazmacie unieruchomić kobiety w postaci niedostępnego symbolu, a w rzeczywistości podporządkować je sobie i kontrolować. Lęk znajduje ujście w patriarchalnym konserwatyzmie lub przemocy kierowanej przeciw wrogom. W przypadku freikorpsów, którymi zajmował się Theweleit, uosobieniem lęków była rewolucjonistka, wyemancypowana, wyzwolona seksualnie i nie podlegająca kontroli.

Polski socrealizm nie kieruje energii rewolucji w tę stronę. W Przygodzie, która jest przecież sztandarowym filmem naszego stalinizmu, w ogóle nie ma wroga klasowego. Nikt z nikim nie walczy. Ale choćby jeżeli walka jest w centrum opowieści, wygląda inaczej niż na obrazie Lenza.

Po prostu żyć

W Pokoleniu Wajdy cele walki są zdefiniowane przez pragnienie domu i romansu. Pragnienie, które się spełnia, ale nie może się spełnić do końca. Wojna i faszyzm niszczą dom Doroty i Stacha (Urszula Modrzyńska i Tadeusz Łomnicki), zakochanych, którzy jak tylko mogą próbują uciec od walki i po prostu żyć.

Nie raz słyszałem zarzut, iż Dorota to postać rodem z Delacroix, ale to moim zdaniem nieprawda. Chociaż oglądamy ją, jak ze schodów rzuca ulotki rozchwytywane później przez młodych mężczyzn i wprowadza chłopców w tajniki obchodzenia się bronią, to nie oni zostają na placu boju. W oddziale, który odtwarza Stach, pojawiają się chłopcy i dziewczęta. Najważniejsze jest jednak to, gdzie kieruje się pragnienie. A ono idzie prosto do związku, który jest erotyczny, seksualny, a do tego ma być natychmiast przeżyty i skonsumowany.

Wojenne filmy pierwszej połowy lat pięćdziesiątych są pod tym względem wyjątkowe. Weźmy Godziny nadziei Jana Rybkowskiego z 1955 roku. Historia wojenna, ale nikt nie walczy w niej za ojczyznę. Stawką jest ewakuacja wojennych rozbitków z całej Europy, byłych więźniów obozów i robotników przymusowych. Każdy mówi w innym języku, ale rozumieją się bez słów. Łączy ich pragnienie życia, które zaczyna się wśród nich odradzać i kipi euforią oraz erosem.

Warto obejrzeć ten zapomniany film, żeby poczuć atmosferę święta i karnawału. Podobnie jest w Błękitnym krzyżu Andrzeja Munka z tego samego roku. Znów jesteśmy na marginesie Historii przez wielkie „H”. GOPR ratuje partyzantów z polowego szpitala po słowackiej – a więc zajętej jeszcze przez Niemców – stronie Tatr. Trudno zapomnieć scenę, w której ostatni dwaj GOPR-owcy zjeżdżają na polską stronę i wszyscy cieszą się, iż żyją i mogą być razem.

Przygoda na Mariensztacie to film o bohaterach Pokolenia, którzy przeżyli i budują świat na miarę własnych pragnień. Pragnienie jest tu chyba słowem-kluczem. To właśnie nim oddycha rewolucja. Zawiaduje nią Eros i przekształca w żywiołowe święto. Zmiana okazuje się domeną młodości.

Wznoszenie nowych dzielnic mieszkaniowych i wieczorne tańce na placach miasta są manifestacjami tej samej życiodajnej energii. Eros ożywia zabawę i pracę, a obie wpisują się w opowieść o romansie. Miłość Hanki i Janka wciela marzenia o erotycznym spełnieniu, ale i nowym domu, w którym można razem zamieszkać. Domu materialnym, a także domu jako związku – w parze i szerzej wśród ludzi połączonych podobnymi aspiracjami, wspólną pracą oraz wspólnym tworzeniem.

Sens odbudowy Warszawy po wojennych zniszczeniach staje się zrozumiały dopiero w kontekście romansu. Domy powstają dla kochanków i mają stać się miejscem ich spełnienia oraz szczęścia. Dlatego śpiew, taniec, zabawa i flirt są tak blisko pracy. I w jednym, i w drugim jest ładunek żywiołowej radości.

Konstruowanie nowego ładu to w podsuwanym przez Przygodę wyobrażeniu realizacja pragnienia leżącego u podstaw romansu. Wspólne tworzenie warunków, w których będzie mogła się spełnić obietnica szczęścia. Tyle iż budowanie jest jednocześnie karnawałem, który odwraca zastane hierarchie. Przede wszystkim klasowe, ale nie tylko. Już sam fakt, iż bohaterowie to para robotników jest rewolucyjny. To zupełnie co innego niż hollywoodzki everyman, który znajduje niszę dla prywatnego szczęścia. Widzowie Przygody oglądali w Janku Szerlińskim i Hance Ruczajównie samych siebie jako twórców, którzy biorą władzę budowania własnego świata. Są sprawczy.

Nawet jeżeli rzeczywistość nie była tak różowa, pojawienie się tego rodzaju obrazu musiało mieć ogromne znaczenie społeczne. Było aktem rewolucyjnym, który wymykał się kontroli, bo tworzył realną wspólnotę polityczną, określał jej cele, fiksował pragnienia i dawał poczucie przynależności. Tak zwana komunistyczna władza będzie miała z nią kłopoty przy okazji każdego robotniczego protestu. A siła – także symboliczna – protestów w PRL-u będzie miała swoje źródło właśnie w tym wyobrażeniu i związanym z nim sposobie legitymizowania władzy.

W kąt idą także tradycyjne kobiece i męskie role. Eros i rewolucja potrzebują wolności także w tej sferze. W nowym domu nie zamieszkają małżonkowie i nikt słowem nie wspomni o ślubie. Romansowa perypetia – kochankowie, żeby się połączyć, najpierw się poróżnią – dotyczy w gruncie rzeczy podporządkowania kobiety. Żeby miłość mogła się spełnić, Janek musi uznać w Hance niezależnego człowieka, partnera w „męskim” fachu, wreszcie kogoś, kto stanowczo odmawia bycia zamkniętą w domu żoną. Nowe społeczeństwo jest więc także społeczeństwem równości płci. Młoda kobieta chce nie tylko mężczyzny, ale też samorealizacji poza domem. Udziału w rewolucji i budowaniu.

Komiczni są w tym świecie starzy majstrzy, którzy nie mogą przeżyć, iż na budowie pojawiają się kobiety. Chcą choćby poskarżyć się na wszędobylskie baby ministrowi, ale nie mogą! Minister okazuje się kobietą. Po Odwilży wszystko będzie powoli wracać na swoje miejsce, żeby było jak Pan Bóg przykazał. Bareja nakręci w 1960 roku Męża swojej żony, gdzie cały komizm wynikać będzie z tego, iż biedny inteligent i zdolny kompozytor ginie w cieniu znanej w całym kraju sportsmenki. Tak przecież nie powinno być! Rewolucja to najwyraźniej kraina absurdu.

Socrealistyczny Eros ma jeszcze jedną cechę: łączy nie tylko pary, stwarza społeczeństwo. Kochankowie pragną siebie nawzajem, ale potrzebują znacznie więcej. W świecie Przygody prawdziwe spełnienie jest możliwe tylko w nowym świecie rządzącym się nowymi regułami, a takiego świata nie da się zbudować w pojedynkę. Dlatego energia romansu i erosa popycha do wspólnego działania. Tworzy dużo szerszą wspólnotę, której kochankowie potrzebują jak powietrza i z której czerpią siłę, żeby żyć tak jak chcą.

„Witajcie zakochani”, żegnaj rewolucjo

Po roku ’56 śmierć Erosa uznana zostanie za śmierć rewolucji. Ósmy dzień tygodnia (1958) konfrontował widzów z rzeczywistością: nowego domu nie było, a na pewno nie dla wszystkich. Drogi samorealizacji – w tym najważniejsza: spełnienia erotycznego – okazywały się zamknięte. Ci, którzy mieli do niego dostęp, nie chcieli się z nikim dzielić. Aspiracje jednak pozostały i nikt nie próbował ich podważać. prawdopodobnie dlatego, iż stanowiły rdzeń projektu, z którego wcale nie zamierzano rezygnować.

Marzenie będące jeszcze kilka lat wcześniej motorem rewolucji zmieniało jednocześnie znaczenie i w tym sensie naprawdę odchodziło w przeszłość: pragnienie kierowało się w stronę konsumpcji. W Ósmym dniu tygodnia Ford parafrazuje znaną scenę z Dzisiejszych czasów Chaplina. Agnieszka i Piotr (Sonja Ziemann i Zbigniew Cybulski) zostają na noc w domu towarowym, wśród tego wszystkiego, co zdawałoby się można kupić, a co jest dla nich niedostępne. Oglądamy ich na wystawie pod sloganem „Witajcie zakochani”. Wycięty z tektury mężczyzna we fraku z muszką podaje kieliszek wina spoczywającej w łóżku nagiej kobiecie. Kontrast z parą bohaterów z Przygody na Mariensztacie wypada gorzko i ironicznie.

**

Tomasz Żukowski – historyk literatury, profesor w Instytucie Badań Literackich PAN. Autor książek Wielki retusz. Jak zapomnieliśmy, iż Polacy zabijali Żydów (2018) i Pod presją. Co mówią o Zagładzie ci, którym odbieramy głos (2021).

Idź do oryginalnego materiału