Przybyliśmy po Ciebie: opowieść o tym, jak koledzy wyciągnęli mnie z otchłani

twojacena.pl 3 dni temu

Ola jeszcze spała, gdy w ciszy sobotniego poranka rozległo się natarczywe dzwonienie do drzwi. Zerwała się z łóżka, zaskoczona. Kto mógł przyjść o tej porze? Nie spodziewała się gości.

Otworzyła drzwi i zamarła: na progu stały jej koleżanki z pracy — Kinga, Basia i Ewa. Kinga trzymała termos, Basia — pudełko z sernikiem.

„Co wy tu robicie?!” — wykrztusiła Ola. „Dzisiaj mamy wolne!”

„Właśnie dlatego jesteśmy” — odparła Kinga, wchodząc do mieszkania, jakby to była jej własna chałupa. „Gdzie twoja córka?”

„Zosia śpi… Ale co się stało?”

„Nic się nie stało. Pakuj ją i pakuj się sama. Jedziecie z nami do pensjonatu nad jeziorem. Sprzeciwy wylatują przez okno.”

Ola oniemiała. Nie rozumiała, o co chodzi. Jak to — jechać? Na Mazury? Teraz?

„Przecież mówiłam w biurze, iż nie mogę…”

„Wiemy dlaczego” — powiedziała łagodnie Basia. „I wstyd nam, iż wcześniej tego nie zauważyłyśmy.”

Ola zbladła.

„O czym wy mówicie?”

„Wiemy wszysko, Ola. Że po rozwodzie sama ciągniesz dzieciaka, iż twój ex nie płaci alimentów, iż ledwo wiążesz koniec z końcem, a i tak nikomu nie narzekasz.”

Ola milczała. W gardle ściśnięte jak u wróbla.

„Nie… nie chciałam się żalić. Myślałam… iż dam radę…”

„I dajesz radę” — wtrąciła Ewa. „Ale dawanie rady to nie to samo, co życie. Jesteśmy przyjaciółkami, Ola. A przyjaciele nie patrzą, jak ktoś tonie.”

„Wszystko załatwiłyśmy” — dodała Kinga. „Pobyt w ośrodku — na nasz koszt. Jedzenie, podróż, relaks — z głowy. Ty zabierasz tylko siebie i Zosię.”

Ola spuściła wzrok. Czuła niezręczność. Przyjmowanie pomocy — trudne. Ale jeszcze trudniej — topić się w ciszy.

„Ale… choćby ubrań nie mamy…”

„Masz nas” — stwierdziła Kinga stanowczo. „Basia przyniosła ciuchy po swojej córce. Wszystko jak nowe. Zosi idealnie na szkołę.”

„I przy okazji zebrałyśmy ci przybory” — dodał Kacper, wchodząc do przedpokoju z torbą. „Długopisy, zeszyty, bloki. Wszystko, co trzeba.”

„Nie… nie wiem, co powiedzieć…”

„Nic nie musisz” — przytuliła ją Ewa. „Uwierz tylko, iż zasługujesz nie tylko na trudności. Zasługujesz też na odpoczynek, troskę i ludzi, którzy stoją za tobą.”

Dwie godziny później autobus z hałaśliwą gromadą wyruszył z miasta. Zosia siedziała na kolanach Oli, ściskając nowy plecak. A Ola patrzyła przez okno, trzymając w dłoniach termos z herbatą. I po raz pierwszy od dawna w piersi czuła coś ciepłego.

Nie miała szczęścia do męża. Ale — jak się okazało — miała cholernie dużo szczęścia do ludzi wokół niej.

Idź do oryginalnego materiału