Weronika zatrzymała samochód pod dobrze znanym domem i spojrzała na zegarek. Przyjechała o pół godziny za wcześnie. „Nic się nie stało” – pomyślała. „Moja teściowa zawsze się cieszy, gdy mnie widzi.”
Poprawiła włosy w lusterku wstecznym i wysiadła, trzymając w ręce pudełko z tortem. Dzień był słoneczny, a powietrze wypełniał słodki zapach kwitnących bzów. Weronika uśmiechnęła się, przypominając sobie, jak niegdyś spacerowała po tych cichych podwórkach z Markiem, zanim jeszcze się pobrali.
Podeszła do drzwi i wyjęła klucz – teściowa od dawna nalegała, by synowa miała swój. Otworzyła cicho, nie chcąc przeszkadzać Jadwidze, gdyby ta odpoczywała.
W mieszkaniu panowała cisza, tylko stłumione głosy dobiegały z kuchni. Weronika rozpoznała głos teściowej i już miała zawołać, gdy kolejne słowa sparaliżowały ją w miejscu.
„Jak długo jeszcze będziemy to przed Weroniką ukrywać?” – głos Jadwigi brzmiał niespokojnie. „Marek, to nie fair wobec niej.”
„Mamo, wiem, co robię” – odpowiedział głos męża, który, jak twierdził, miał być teraz na ważnym spotkaniu w biurze.
„Naprawdę? Myślę, iż popełniasz błąd. Widziałam dokumenty na stole. Zamierzasz sprzedać naszą rodzinną firmę i wyjechać do Ameryki? Przez tę… jak ona się nazywa… Jessikę z funduszu inwestycyjnego? Co obiecuje? Złote góry w Kalifornii? A co z Weroniką? Ona choćby nie wie, iż przygotowujesz papiery rozwodowe!”
Pudełko z tortem wypadło z zdrętwiałych palce Weroniki i z głuchym łoskotem uderzyło o podłogę. W kuchni zapadła cisza.
Chwilę później do przedpokoju wybiegł zmieszany Marek. Zbladł, gdy zobaczył żonę.
„Weronika… jesteś za wcześnie…”
„Tak, za wcześnie” – głos jej zadrżał. „Za wcześnie, by poznać prawdę. A może… właśnie w samą porę?”
Za synem pojawiła się Jadwiga, jej oczy wypełniły się łzami i współczuciem.
„Córko…”
Ale Weronika już odwróciła się w stronę drzwi. Ostatnie, co usłyszała, to słowa teściowej:
„Widzisz, Marku? Prawda zawsze wyjdzie na jaw.”
Weronika wsiadła do auta i odpaliła silnik. Jej dłonie drżały, ale myśli były zaskakująco jasne. Wyjęła telefon i wybrała numer swojej prawniczki. Skoro Marek szykował dokumenty rozwodowe, ona też się przygotuje. W końcu połowa rodzinnej firmy prawnie należała do niej i nie pozwoli, by jej los został rozstrzygnięty bez jej udziału. Sieć ekskluzywnych salonów jubilerskich „Złoty Kwiat” została założona przez ojca Marka trzydzieści lat temu. Z małego warsztatu tworzącego unikalną biżuterię firma rozrosła się do prestiżowej sieci piętnastu salonów w całym kraju.
Weronika dołączyła do spółki sześć lat temu jako specjalistka od marketingu i tam poznała Marka. Po ślubie całkowicie zaangażowała się w rodzinny biznes, wprowadziła nowe pomysły, uruchomiła sprzedaż online i wysyłki zagraniczne. Dzięki niej zyski firmy w ciągu ostatnich trzech lat podwoiły się. A teraz Marek chciał to wszystko sprzedać?
„Spotkajmy się za godzinę” – powiedziała do prawniczki. „Mam interesujące informacje o planowanej sprzedaży biznesu. Chodzi o ‚Złoty Kwiat’.”
Rozłączyła się i uśmiechnęła. Może nie przyjechała za wcześnie, ale właśnie w samą porę. Teraz jej przyszłość była w jej rękach.
Kolejne sześć miesięcy to była wyczerpująca batalia prawna. Później Weronika poznała całą historię: pół roku temu na międzynarodowych targach jubilerskich w Mediolanie Marek poznał Jessikę Brown, przedstawicielkę dużego amerykańskiego funduszu inwestycyjnego. Jessica dostrzegła potencjał w „Złotym Kwiecie” i zaproponowała Markowi sprzedaż firmy oraz przeprowadzkę do Doliny Krzemowej, gdzie obiecała mu miejsce w zarządzie nowej spółki technologicznej.
Marek, który zawsze czuł się przyćmiony sukcesami żony i obciążony rodzinną tradycją jubilerską, zobaczył w tym szansę na własną drogę do sukcesu. Ponadto między nim a Jessiką zawiązał się romans, a ona już choćby znalazła mu dom w okolicach San Francisco.
Teraz w sądzie Marek był przekonany, iż przejmie kontrolę nad firmą, powołując się na to, iż „Złoty Kwiat” to spadek po ojcu. Nie przewidział jednak przezorności Weroniki, która zachowała wszystkie dokumenty potwierdzające jej wkład w rozwój przedsiębiorstwa.
Na trzeciej rozprawie przedstawiono raporty finansowe, które pokazywały, iż dzięki strategii marketingowej Weroniki i uruchomieniu sprzedaży online zyski wzrosły o 200%. Umowy międzynarodowe, które podpisała, potroiły wartość biznesu. Jej prawniczka umiejętnie wykorzystała te dane, udowadniając, iż nowoczesny „Złoty Kwiat” to w dużej mierze zasługa Weroniki.
Ku zaskoczeniu Marka, Jadwiga stanęła po stronie synowej. Przyniosła do sądu stare księgi rachunkowe, pokazując, iż firma była na skraju bankructwa przed przyjściem Weroniki i to jej pomysły uratowały rodzinny interes.
Proces trwał prawie rok. Ostatecznie zapadło salomonowe rozwiązanie: spółka została podzielona. Marek otrzymał siedem salonów działających w tradycyjnym modelu. Weronika dostała osiem nowych punktów, w tym wszystkie zagraniczne przedstawicielstwa i platformę internetową.
„Wiesz” – powiedziała Jadwiga po ogłoszeniu wyroku – „mój mąż zawsze mawiał, iż w biznesie liczy się nie spadek, ale umiejętność rozwoju. Udowodniłaś, iż jesteś godna kontynuować jego dzieło.”
Rok po rozwodzie w magazynie „Biznes Polska” ukazał się artykuł o dwóch firmach jubilerskich. Jak się okazało, wyjazd Marka do Ameryki nie doszedł do skutku – fundusz inwestycyjny wycofał się z transakcji po tym głośnym rozwodzie, a Jessica gwałtownie straciła zainteresowanie niedoszłym magnatem z Doliny Krzemowej. Tradycyjny „Złoty Kwiat” Marka Sokołowskiego wciąż utrzymywał stabilną pozycję w swojej niszy.
Ale w życiu Weroniki dokonała się wielka zmiana. Na międzynarodowej wystawie w Dubaju, gdzie prezentowała swoją kolekcję, poznała Marcusa Steina, właściciela znanego niemieckiego domu projektowania biżuterii. Jego podziw dla jej pracy najpierw przerodził się we współpracę biznesową, a później w coś więcej. Jadwiga, która przez cały czas utrzymywała ciepłe relacje zWeronika uśmiechnęła się, patrząc na odbicie w oknie swojego nowego butiku w Warszawie, i pomyślała, iż czasem wystarczy pół godziny, by życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, ale najważniejsze, by znaleźć w sobie siłę, by iść dalej.