Kiedy Anastazja przyszła na świat, położna powiedziała mamie, iż urodziła się pod szczęśliwą gwiazdą. I rzeczywiście, do piątego roku życia Anastazja była szczęśliwa: mama zaplatała jej warkoczyki, czytała książki z obrazkami, chociaż czasami złościła się, iż Anastazja nie chce zapamiętać liter, a tata uczył ją jeździć na rowerze i zabierał ze sobą na działkę, pozwalając jej kierować na polnej drodze.
Kiedy miała pięć lat, rodzice powiedzieli jej, iż niedługo Anastazja będzie miała braciszka.
— Dostaniesz prezent na urodziny.
Prezent rzeczywiście pojawił się dokładnie na jej urodziny, zabierając Anastazji wszystkie kolejne święta: od pierwszego roku życia Kamil zaczął zajmować szczególne miejsce w ich rodzinie. Najpierw dlatego, iż był mały, a potem, bo okazał się cudownym dzieckiem.
Kamil nauczył się czytać szybciej niż Anastazja, która i w wieku dwudziestu lat czytała wolniej niż pierwszoklasistka (dzisiaj nazwaliby to dysleksją, ale wtedy nie używano takich słów i wysłano Anastazję do klasy korekcyjnej). Kamil liczył tak, iż nauczycielka matematyki, której go pokazano, łapała się za głowę i biegła dzwonić do swojego profesora Jerzego, a na dodatek Kamil pisał, może i trochę dziwne, ale bardzo oryginalne wiersze.
Odtąd szczęśliwe życie Anastazji się skończyło – nie tylko urodziny miała wspólne z bratem, ale cała jej egzystencja zaczęła się kręcić wokół Kamila. To Anastazja odprowadzała brata do szkoły i na angielski, na basen i do profesora Jerzego, do szkoły muzycznej i na kółko poetyckie. Kiedy sama chciała udać się na kółko gastronomiczne, mama zaprotestowała:
— Co, chcesz, żebym rzuciła pracę i sama prowadziła Kamila do profesora i szkoły muzycznej? Wiecznie myślisz tylko o sobie!
I Anastazja się poddała. Zwłaszcza iż jeżeli robiła wszystko adekwatnie: nie myliła skomplikowanego planu Kamila, gotowała dwa dania na kolację (Kamil od siódmego roku życia został wegetarianinem, a tata nie mógł żyć bez mięsa), a tym bardziej gdy przynosiła do domu pieniądze (wieczorami wyprowadzała psy sąsiadów), mama ją chwaliła i głaskała po ogolonej głowie.
Włosy Anastazji obcięto, bo mamie nie było już czasu zaplatać warkoczyki, musiała powtarzać rano z Kamilem język angielski albo zapisywać jego wiersze, które wymyślił w nocy, a sama Anastazja robiła niechlujny kucyk, przez co nauczycielka wpisywała uwagi czerwoną długopis. Mama nie znosiła uwag i zabrała córkę do fryzjera, gdzie zrobiono jej krótką fryzurę, całkiem ładną, ale Anastazja i tak płakała całą noc za swoimi warkoczykami.
— Tylko skończ szkołę, a wtedy rób, co chcesz – mówiła mama, kiedy Anastazja słabo próbowała coś powiedzieć na kolejne obowiązki związane z bratem. — Co ci za różnica, i tak nic nie robisz, tylko czytasz swoje przepisy.
Po szkole, nie tylko Anastazji, ale i Kamila, ona wcale nie zyskała wolności – do tamtego czasu, oprócz tego, iż musiała mu gotować śniadanie, obiad i kolację z wyższą zawartością witamin, prasować i prać ubrania i wykonywać inne drobne prace domowe, Anastazja stała się kimś w rodzaju jego sekretarki. Prowadziła terminarz brata, śledziła konkursy i olimpiady, sortowała jego listy. Kiedy wspomniała, iż chce pracować w schronisku dla psów, teraz już nie tylko mama, ale i Kamil zaczął ją ganić, narzekając, iż bez niej sobie nie poradzi.
I Anastazja znów się poddała.
Tylko raz sprzeciwiła się tej niesprawiedliwości – kiedy poznała Borysa.
Borys nie był przystojny – był wysoki, krępy, całymi dniami siedział przy komputerze, pisząc kody. Rodzina podarowała mu psa, mając nadzieję, iż ten zacznie przynajmniej trochę spacerować. Zamiast tego zatrudnił Anastazję do wyprowadzania psa – tak się poznali. I jakoś tak się stało, iż bardzo gwałtownie po wyprowadzeniu psa zostawała u niego na noc.
Mama dzwoniła i kazała wracać do domu – nie cierpiała prasować koszul, a Kamil nosił tylko takie. Kamil też dzwonił i skarżył się, iż nie ma kto temperować jego ołówków, tata znów przyniósł pierogi, a nic innego do jedzenia nie ma, bo mama jest na kolejnej diecie.
— Zostawcie mnie w spokoju! – krzyczała Anastazja. – Nie jestem waszą służącą!
Borys całował ją w mokre oczy, obiecywał, iż kiedyś się pobiorą. A potem wyjechał do Stanów, dostając atrakcyjną ofertę pracy.
— Przepraszam – powiedział tylko.
Kiedy ogłosili, iż Kamil dostaje nagrodę, rodzice z dumy prawie pękli – wszystkim sąsiadom ogłosili, mama gwałtownie pobiegła zapisać się do salonu piękności, a tatę najbardziej interesowała część finansowa, bo bardzo chciał kupić nowe auto, ale nie miał na nie pieniędzy, więc syn może się z nim podzieli.
Przybyło też obowiązków Anastazji – oprócz zwykłego „posprzątaj-podaj-przynieś”, musiała prowadzić aktywną korespondencję, rezerwować bilety lotnicze, szukać hotelu, w którym będzie basen i wegetariańskie menu i tak dalej. Była tak zmęczona, iż kiedy przylecieli, wszystko było gotowe: smoking, przemówienie, tłum widzów już czekał na sali – Anastazja z wyczerpania pocałowała brata w policzek za kulisami i udała się na salę, mając nadzieję, iż rodzice zajęli jej miejsce.
Wysoki ochroniarz stojący przy wyjściu na salę zablokował jej drogę i powiedział:
— Obsługa nie ma wstępu na salę.
— Co? – nie zrozumiała Anastazja.
— Poczekaj na swojego pana za kulisami – wyjaśnił jej inny, młodszy, przyglądając się jej z wysoka. – W takim ubraniu tam nie wejdziesz.
Anastazja spojrzała na swoją starą sukienkę – nie iż nie miała innej, po prostu nie zdążyła się przebrać. Ale i tak nie wyglądała zbyt nieestetycznie, więc to nie sukienka była problemem, ale to, iż naprawdę ją wzięto za obsługę. Zresztą nie byli dalecy od prawdy – służąca i jest służąca.
Brat spojrzał na nią długim, zaskoczonym spojrzeniem, i na chwilę wydawało się Anastazji, iż powie ochroniarzom: „Przepuśćcie, to moja siostra!”. Ale brat milczał – prowadzący już głośno wymawiał jego imię, a on wszedł na scenę, choćby nie oglądając się na Anastazję.
Usiadła na niskim krześle przy ścianie, zamknęła oczy, przeglądając listę zadań: zdążyć odebrać kostium z pralni, zarezerwować hotel i kolację w restauracji, posegregować maile – nie zaglądała tam od dwóch dni. Ile to gratulacji nadejdzie – drogi Boże, jak ona to wszystko przeczyta!
Co tam mówił Kamil, nie słuchała – wczoraj już przed nią ćwiczył swoje wystąpienie, i oczywiście było idealne. Jak zwykle – dziękuję rodzicom, dziękuję nauczycielom, jestem gotów pracować dla dobra ojczyzny i światowej harmonii. Pamięć Anastazja miała doskonałą, rejestrowała zdania kątem umysłu.
Ale wtedy coś poszło niezgodnie z planem. Zamiast powiedzieć: „I to wszystko zawdzięczam moim drogim rodzicom (mama dziś w zielonej sukni i kapeluszu z piórem, tata w ciemnym garniturze z jasną koszulą, siedzą w pierwszym rzędzie) i niezapomnianemu profesorowi Jerzemu (ten w niebieskim garniturze pogrzebowym siedzi na jakiejś chmurze i z euforią patrzy na swojego najlepszego ucznia)”, Kamil nagle powiedział:
— Tutaj powinienem powiedzieć coś całkiem innego, ale posłuchajcie… Naprawdę, jest tylko jedna osoba, której zawdzięczam to, iż tu stoję.
Anastazja gwałtownie wyobraziła sobie, jak mama i tata triumfalnie spoglądają na siebie – oczywiście, każdy z nich uważał swój wkład za bardziej wartościowy, a profesor Jerzy musiał w tym momencie spaść z chmury.
— Całe swoje życie poświęciła mnie. Przez długi czas tego nie zauważałem, przyjmowałem to jako coś oczywistego. I wiecie co? Czas odpłacić dobrem za dobro, choć przyznam, jej rola w moim życiu jest nieoceniona, i choćby wszystkie skarby świata nie zdołałyby w pełni jej wynagrodzić.
Ojciec na pewno ma teraz nabrzmiałą żyłkę na czole – tak się zawsze działo, kiedy się złościł, a matka na pewno się rumieni, i oczy ma pełne łez radości.
— Ten dzień dedykuję tobie. I całą tę nagrodę pieniężną, którą dzisiaj otrzymałem, chcę przekazać tobie, abyś mogła otworzyć schronisko dla psów, o którym zawsze marzyłaś, i żebyś wreszcie mogła robić to, na co masz ochotę.
Te słowa zabrzmiały jakoś inaczej, jakby kierując się bezpośrednio do niej, i kiedy Kamil złapał ją za rękę i przyciągnął na scenę, Anastazja nie od razu zrozumiała, co się dzieje.
— Poznajcie moją siostrę Anastazję. Gdyby nie ona, nigdy bym niczego nie osiągnął.
Rozległy się burzliwe oklaski, jaskrawe światło uderzyło Anastazję w oczy. I dopiero w tej chwili zaczęła rozumieć, co się dzieje. Spojrzała na brata z wdzięcznością, a on patrzył na nią i się uśmiechał. I ten uśmiech leczył wszystko – wyjazd Borysa, niespełnione kółko gastronomiczne, tęskniące psy w schronisku… Stała w blasku reflektorów, zgarbiona i przerażona, ale powoli coś w niej się budziło, coś, co zmusiło Anastazję do wyprostowania się.
Kamil naprawdę przekazał jej wszystkie pieniądze. I zatrudnił młodego chłopaka, którego Anastazja nauczyła wszystkiego, co robiła przez te lata dla brata.
— Już nie będziesz moją służącą – powiedział Kamil. – Przepraszam, Anastazjo, byłem ślepym głupcem.
I Anastazja mu wybaczyła. Naprawdę założyła schronisko dla psów, poszła na szkołę cukierniczą, otworzyła własną działalność – niedużą, ale za ladą często musiała stać sama, ale wszystko było dokładnie tak, jak zawsze marzyła. Pewnego zimnego wieczoru październikowego, kiedy już miała zamknąć kasę, rozległ się dzwonek, sygnalizujący, iż do drzwi wszedł gość. Anastazja serdecznie uśmiechnęła się do wysokiego mężczyzny w czarnym płaszczu, zaczęła pytać, czego by sobie życzył, ale zamarła.
Przed nią stał Borys. Schudł, wyglądał na zmęczonego i surowego. Taki bliski.
— Wróciłeś…
Anastazja poczuła, jak nogi jej się uginają, i chwyciła się rękami za ladę.
— Aniu – uśmiechnął się. – Przepraszam za wszystko, byłem w błędzie…
No cóż – drugi najważniejszy mężczyzna w jej życiu poprosił o wybaczenie, czego jeszcze mogła chcieć?
Nie przeprosił tylko ojciec – on i matka teraz z Anastazją nie rozmawiali, stwierdzili, iż to ona namówiła Kamila, żeby wszystko jej oddał. Ale to nie było ważne – rodzice są rodzicami, jacy są, tacy są. A Borys… Wrócił, i teraz Anastazja była pewna, iż wszystko będzie dobrze.