Przewracając strony życia

newsempire24.com 2 dni temu

Zawsze żyły we trójkę: babcia Wanda, mama Alina i Kasia. Ojca Kasia nie pamiętała, próbowała kiedyś zapytać mamę o niego, ale ta tylko przytuliła córkę mocniej, a w oczach pojawiły się łzy. Od tamtej pory Kasia już nie pytała nie chciała sprawiać mamie przykrości.

Nie będę już o to pytać postanowiła. Po co mi ojciec, skoro z babcią i mamą i tak jest nam dobrze?

Ale babcia Wanda zmarła, gdy Kasia skończyła dziesięć lat, i zostały tylko we dwie. Kasia od zawsze uwielbiała rysować szkicowała od dziecka, gdzie tylko się dało. Alina nie zwracała uwagi na te artystyczne zapędy, tylko mruczała:

Córeczko, marnujesz papier zamiast się uczyć.

W szkole nauczyciel plastyki zawsze ją chwalił:

Kasia, jeżeli zostaniesz artystką, czeka cię wielka przyszłość. Wierz mi, znam się na tym. Powtórz to mamie.

Ale matka nie potraktowała tych słów poważnie:

Co tam jakiś nauczyciel plastyki może wiedzieć? Niech sobie rysuje, byle była zajęta. Mimo to kupowała córce farby i pędzle.

Kasia z zapałem oddawała się swojej pasji, szczególnie uwielbiała pejzaże. Gdy nadszedł czas wyboru studiów, postanowiła zdawać na akademię sztuk pięknych, ale matka miała inne plany:

Żadnej akademii! Idziesz na pedagogikę.

Mamo, ja nie chcę

Nikogo nie obchodzi, czego ty chcesz! Co to za zawód malarka? Kasia nie śmiała się sprzeciwić.

Jak każda młoda dziewczyna, marzyła o księciu z bajki wysokim, przystojnym i czułym. Wiedziała, iż go rozpozna od pierwszego wejrzenia.

Gdy zbliżały się matury, Kasia uciekała z sztalugą nad Wisłę, by się uspokoić. Tylko tam czuła się naprawdę szczęśliwa, malując krajobrazy. Na drugim brzegu rzeki wznosiła się stroma skarpa, a za nią rozciągał się piękny sosnowy las. Czasem widywała tam wędkarzy jedni łowili z łódek, inni z brzegu. Przenosiła te obrazy na płótno, starając się uchwycić chmury odbijające się w wodzie.

Pewnego dnia obraz jakoś nie wychodził. Kasia wpatrywała się weń zamyślona, gdy nagle usłyszała męski głos:

Farbę należy nakładać lżej, delikatniej. Za mocno naciskasz, dlatego chmury nie wyglądają naturalnie Płótno trzeba muskać, patrz. Kasia oniemiała, gdy nieznajomy wyjął jej pędzel z dłoni, lekko dotknął płótna i chmury ożyły.

Ale nie tylko chmury zadrżały. Jej serce zabiło mocniej. Spojrzała na młodzieńca i zamarła. Stał przed nią jej wymarzony książę.

Cześć, jak masz na imię, młoda artystko? spytał. Ja jestem Marek.

Kasia zaniemówiła, słowa utknęły jej w gardle. W końcu wyszeptała:

Kasia.

Wyciągnął dłoń. Gdy podała swoją, Marek ucałował ją z czułością. Nikt wcześniej tego nie zrobił.

Od tego dnia spotykali się nad rzeką. Uczył ją malarskich sekretów, bo sam był artystą. Okazało się, iż przyjechał do małego miasteczka z Warszawy, by odwiedzić ciotkę. Skończył akademię, ale jak wielu utalentowanych malarzy, nie doczekał się uznania. W głosie czuć było gorycz:

Nic nie szkodzi. Jeszcze pożałują! Przyjdzie mój czas, a wtedy te bezduszne miernoty zrozumieją, kogo odrzuciły!

Mówiąc to, przytulał Kasię, całował ją. Topniała w jego ramionach, aż w końcu pewnej nocy stało się to, czego się nie spodziewała. Nie broniła się była ślepo zakochana. Powtórzyło się to jeszcze kilka razy, aż Marek zniknął. Czekała na niego nad rzeką dzień za dniem, ale nie mogła już malować. Tylko czekała.

Czyżby mnie porzucił? Mówił przecież, iż mnie kocha Nie mógł tak po prostu odejść. Ale w końcu zrozumiała, iż Marek nie wróci.

Matury dobiegały końca, przed nią studia. Kasia nie miała ochoty na świętowanie, ale zdała dobrze zawsze była pilną uczennicą.

Minęły dwa miesiące od zniknięcia Marka, gdy Kasia poczuła się źle.

Córeczko, dlaczego jesteś taka blada? zaniepokoiła się Alina.

Nie wiem, mamo, kręci mi się w głowie

Okazało się, iż Kasia jest w ciąży. Matka wpadła w furię. Krzyczała, płakała, tupała nogami, aż w końcu oznajmiła:

Znam lekarza, za rozsądną cenę wszystko załatwi

Kasia zdrętwiała. Nie chciała stracić dziecka, mimo zdrady Marka.

Mamo, nigdy się na to nie zgodzę.

A kto cię pyta? Ten dzieciak nam nie jest potrzebny. Zbieraj się, jedziemy dziś do doktora.

Nie! jeżeli mnie zmusisz, ucieknę z domu. Albo coś gorszego. Powiedziała to tak stanowczo, iż matka zbladła i przestraszyła się.

Przepraszam cię, córeczko wybuchnęła płaczem. Wychowałam cię sama, i wnuka też wychowamy.

Pogodziły się. Alina nigdy więcej nie wracała do tematu. Wręcz przeciwnie z euforią wypatrywała narodzin wnuka. W końcu nadszedł dzień porodu.

Kasia ocknęła się w szpitalu. Przy łóżku stała nieznajoma starsza kobieta w kitlu:

No, już dobrze.

Kto pani jest? spytała Kasia. Gdzie moja córeczka?

Jestem lekarzem. Dziewczynki już nie ma. Zrobiłam, co mogłam, ale niestety nie przeżyła. Ale na pewno będziesz miała jeszcze dzieci.

Kasia krzyczała, aż podano jej zastrzyk. Zapadła w ciemność. Później uparła się, by iść na pogrzeb widziała malutką trumienkę, a choćby pozwolono jej zobaczyć córeczkę. Ten obraz zostanie z nią na zawsze.

Minęły lata. Kasia nigdy nie wyszła za mąż i nie została malarką. Chęć tworzenia umarła razem z córką. Czas jednak goił rany. Została krawcową i pracowała w zakładzie odzieżowym.

Matka ciężko zachorowała. Kasia opiekowała się nią, biegła z pracy, by ją nakarmić. Ale Alina gasła powoli. Pewnego dnia szepnęła ledwo słyszalnie:

Kasieńko Twoja córka żyje. Moja wnuczka Weronika żyje Jest Weroniką Szymo Nie dokończyła. Jej oczy zastygły.

Kasia nie uwierzy

Idź do oryginalnego materiału