Za dużo troski
Halina obudziła się od zapachu smażonej cebuli i dziwnego dźwięku. W pokoju było ciemno, ale za ścianą grzechotały garnki i coś bulgotało.
O szóstej rano, serio? szepnęła, narzucając szlafrok.
W kuchni, w czerwonym fartuchu z napisem Królowa kuchni, stała teściowa Wiesława Janowska. Sprawnie przewracała kotlety na ogromnej patelni, przy tym głośno nuciła Hej, sokoły!.
Dzień dobry, Halinko! zawołała wesoło, nie odwracając się. Postanowiłam was dziś rozpieszczać kotletami! Domowymi! Bez bułby, jak Krzysiu lubi!
Krzyś śpi próbowała się uśmiechnąć Halina. I ja też spałam. Dzisiaj sobota.
Ależ kochanie! Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje! Ja od piątej nie śpię, od razu wstałam, prysznic, przebiegłam się po podwórku ruch to zdrowie! A potem pomyślałam trzeba was porządnie nakarmić!
Halina powoli nalała sobie kawy. Zanim zdążyła wziąć pierwszy łyk, do kuchni wpadła jej matka Lidia Stanisławska w legginsach i z matą do jogi pod pachą.
Halina, dzień dobry! Nie zapomniałaś? Dziś idziemy na pilates!
Lidio uśmiechnęła się Wiesława z nutką jadu już wróciłaś?
Tak! odparła energicznie Lidia. Obiegłam osiedle, sprawdziłam, gdzie można kupić świeże zioła, i znalazłam studio jogi! Swoją drogą, Wiesa, kotlety o poranku to lekka przesada. Wiesz, ile tam tłuszczu?
Spróbowałabyś, zanim zaczniesz krytykować teściowa postąpiła krok naprzód. To pierś z indyka, zero tłuszczu. I Krzyś je uwielbia od dziecka, smażyłam mu co sobotę.
A Hala nie je smażonego! ostro odparła Lidia. Ma delikatny żołądek, od małego gotowałam jej tylko na parze.
Halina opuściła głowę w dłonie.
To był domowy koszmar.
Wieczorem w łazience rozegrała się scena numer dwa.
Dlaczego moja gąbka leży na podłodze? krzyknęła Wiesława z łazienki.
Może dlatego, iż swoją gąbką zrzuciłaś wszystkie inne? nie pozostała dłużna Lidia.
Ja? U mnie wszystko stoi idealnie! To twoje kosmetyki zawalają półkę! Nie mogę otworzyć szafki tam twoje słoiczki!
To ziołowe kremy do twarzy!
To śmieci, Lidiu! Śmieci!
Halina zamknęła laptopa. Praca była niemożliwa.
Krzyś powiedziała cicho do męża. Musimy porozmawiać.
Nie teraz machnął ręką. Gram w finale turnieju.
Krzyś Halina wstała albo rozmawiamy, albo się wyprowadzam do drewutni.
Zatrzymał grę i westchnął:
O co chodzi?
O to, iż w naszym domu mieszkają dwie kobiety i obie myślą, iż to ich kuchnia, ich łazienka i ich ty.
No, to tymczasowe…
To już trzeci tydzień powiedziała przez zęby Halina. Przerzuciłam się na herbatę, bo w kuchni jest wojna. Nie mogę skorzystać z łazienki, bo sedes jest zajęty kremami. Wczoraj twoja mama poukładała moje książki według wysokości. A moja mama anulowała nasz Netflix, żeby oglądać Taniec z gwiazdami.
No ale one chcą dobrze…
Tak Halina wstała. Jutro spalą się nawzajem na stosie z moich ulubionych powieści.
Następnego ranka rozpoczęła się wielka bitwa.
Wiesława zaczęła gotować tradycyjny żurek. Lidia, dowiedziawszy się o tym, wyciągnęła swój as z rękawa zupę warzywną bez soli i tłuszczu. Obie zaczęły równolegle szatkować kapustę.
Mój żurek zawsze jada Krzyś. Z jajkiem i białą kiełbasą! oznajmiła głośno Wiesława.
Bo go od dziecka do tego przyzwyczaiłaś! odparowała Lidia. W wieku trzydziestu lat czas jeść jak człowiek! Zdrowie przede wszystkim.
A miłość matki jest ważniejsza niż twoje fitnessy!
Fitness to zdrowie! A twój żurek to zawał w misce!
Halina nie wytrzymała:
Dość! Ja też mam swoje preferencje i nie jem ani żurku, ani zupy bez soli! Gdzie moje płatki?
Wyrzuciłam, były tam tłuszcze trans odpowiedziały równocześnie obie.
Co?..
Halina wyszła z kuchni. Na zewnątrz padał drobny deszcz. Włożyła kurtkę, minęła psa i ruszyła przed siebie.
Po godzinie dogonił ją Krzyś. Jechał na rowerze, z parasolem i termosem kawy.
Zrozumiałem powiedział. To za dużo.
Myślisz? nie patrzyła na niego.
Porozmawiam z nimi.
Nie chodzi o rozmowę. Chodzi o rozwiązanie.
Tego samego wieczoru Halina zwołała naradę rodzinną. Przy stole zebrali się wszyscy czworo.
Szanowne mamy zaczęła. Bardzo was kochamy. Ale mieszkanie z wami pod jednym dachem to jak wpuszczenie lwa i tygrysicy do jednego zoo.
Kto tu jest tygrysicą? oburzyła się Wiesława.
Ja oczywiście jestem lwem odcięła Lidia.
Stop! Krzyś uniósł ręce. Mamy rozwiązanie. Mamy domek gościnny. Tylko jeden. Więc postanowiliśmy… wprowadzić rotację.
Co? obie kobiety zmrużyły oczy.
Każda z was będzie mieszkać w domku na zmianę. Tydzień tu, tydzień tam.
Ale ja nie mogę bez kuchni! zaprotestowała Wiesława.
Tam jest kuchenka rzucił Krzyś.
A ja nie mogę bez wanny z solą wtrąciła Lidia.
Tam jest prysznic i kominek zapachowy spokojnie dodała Halina. Kupimy dyfuzor.
Nie zgadzam się! krzyknęły niemal równocześnie obie.
W takim razie wyprowadzacie się. Obie. Na stałe.
To szantaż! powiedziała Wiesława.
To wolność odparła Halina.
Następnego ranka w domu pachniało kawą. Jedną. Bez kotletów.
Halina wyszła na taras. Siedziały tam obie mamy, w kocykach, z kubkami herbaty.
Zdecydowałyśmy. Będziemy się wymieniać odezwała się Wiesława.
Ale następnym razem ja pierwsza w domu dodała Lidia.Następnego ranka do drzwi Haliny i Krzysia zapukała babcia Wiesi, trzymając w ręku walizkę i uśmiechając się szeroko, bo „przecież ktoś musi dopilnować, żeby dzieci nie głodowały”.