"Zawsze z gór przywoziło się ciupagę, kapelusz lub ciepłe skarpety. Jednak dziś takie rzeczy dużo łatwiej dostać. Zresztą często to były same łapacze kurzu. Pamiętam termometr z góralką i góralem, który jako dziecko przywiozłam z Zakopanego. Po latach mama przyznała, iż go nie znosiła, ale nie chciała robić mi przykrości. Były też za małe kierpce, manualnie malowany kubek, rzeźbiona szkatułka i pewnie jeszcze kilka innych gadżetów.
Nie wydawaj kasy na głupoty
Uprzedzając takie pomysły u mojego dziecka, przed wyjazdem powiedziałam synowi, żeby kupił co najwyżej magnes na lodówkę. Resztę kasy miał wydać na swoje przyjemności: lody, automaty itp. Gdy zobaczyłam, co kupił na Krupówkach, oniemiałam. Nie mam pojęcia, co strzeliło mu do głowy. Twierdzi, iż wszyscy koledzy kupowali.
Stwierdzam, iż górale oszaleli już do reszty. Pluszowa gęś to pikuś przy tym, co dzieci mogą od nich kupić. Okazuje się, iż na straganach jest pełno 'pamiątek' z wulgarnymi napisami nawiązującymi do polityki czy gadżetów z genitaliami. Podczas wyjazdu kolonijnego, jednak nikt nie kontroluje tego, co dzieci kupują. Handlarzom choćby nie przychodzi do głowy, by takich rzeczy nie sprzedawać nieletnim. Kasa musi się zgadzać.
To nie zabawki dla dzieci
Gdy zwróciłam uwagę organizatorom obozu, iż jednak może wypadłaby patrzeć, na co dokładnie dzieci wydają pieniądze, usłyszałam, iż to nie zadanie wychowawców. Zarządzanie budżetem to cenna lekcja samodzielności, która przyda się im w przyszłości.
Opiekun, owszem, może część pieniędzy przechować lub każdego dnia wydawać podopiecznemu kieszonkowe, ale z założenia nie kontroluje tego, na co uczestnik kolonii je wydaje. Dzieci mają czas w wolny i samodzielnie robią zakupy. Wychowawca także nie grzebie w rzeczach dzieci. Serio? choćby jeżeli jest to otwieracz do piwa w kształcie męskiego przyrodzenia (to właśnie zakupiło moje dziecko)? Kpina jakaś!
Oddajesz dziecko pod opiekę obcych ludzi, a ono robi, co chce, bo tak uczy się samodzielności? Tak być nie powinno!".