Przeprowadzka stała się rozwodem

newsempire24.com 4 dni temu

**Dziennik osobisty**

Co za koszmar. Nie mogę uwierzyć, iż doszło do tego.

– Co ty wygadujesz, Elżbieto! – wrzeszczał Marek, wymachując rękami. – Gdzie ja podzieję swój warsztat? Narzędzia? Tam połowa mojego życia!

– A gdzie ja podzieję moją pracę? – odkrzyknęła równie głośno Elżbieta, stojąc wśród sterty kartonów. – Dwadzieścia lat w jednej firmie! Wszyscy mnie znają, doceniają!

– To znajdziesz coś nowego! W Krakowie klimat lepszy, ludzie milsi, wszystko tańsze!

– Tak, w pięćdziesiąt lat na pewno! – Elżbieta zaśmiała się gorzko. – Zwariowałeś chyba, Marek Andrzeju!

Ich syn Krzysztof siedział na kanapie i w milczeniu obserwował kłótnię rodziców. Miał trzydzieści dwa lata, ale w takich chwilach czuł się jak dziecko, zmuszone wybierać między mamą a tatą.

– Krzysiu – zwróciła się do niego Elżbieta – powiedz ojcu, iż normalni ludzie w naszym wieku nigdzie nie przeprowadzają się!

– Mamo, nie wciągaj mnie w to – wymamrotał zmęczony Krzysztof. – To wasza sprawa.

– Jaka nasza sprawa! – warknął Marek. – Rodzina powinna decydować razem! A ty, Elu, uparłaś się jak kozioł! W niczym nie ustąpisz!

Elżbieta opadła na skraj kanapy i zakryła twarz dłońmi. Miała pięćdziesiąt cztery lata, a w ciągu ostatniego miesiąca postarzała się o pięć. Wszystko zaczęło się tamtego dnia, gdy Marek wrócił do domu z błyszczącymi oczami i oznajmił, iż jego kuzyn zaprasza ich do Krakowa.

– Wyobraź sobie, Elu – mówił wtedy, chodząc nerwowo po kuchni – Wojtek kupił tam duży dom. Mówi, iż mamy miejsce, możemy u niego pomieszkać, aż znajdziemy coś swojego. A jaki tam klimat! Blisko góry! Wszystko świeże, lokalne!

Elżbieta tylko kiwała głową, myśląc, iż to kolejny kaprys męża. Marek często wpadał na różne pomysły – to chciał hodować pszczoły, to kupować działkę na wsi. Ale po tygodniu ochłaniał i zapominał.

Tym razem było inaczej.

– Elu, już kupiłem bilety – powiedział Marek, wchodząc do kuchni. – Pojutrze jedziemy oglądać.

– Jakie bilety? Co oglądać? – nie rozumiała Elżbieta, mieszając zupę.

– Do Krakowa! Do Wojtka! Znalazł nam dom niedaleko siebie. Sprzedają tanio.

Elżbieta wyłączyła gaz i odwróciła się do męża.

– Marek, o czym ty mówisz? Jaki dom? Jaki Kraków?

– No jak to jaki! – zdziwił się. – Przecież rozmawialiśmy! Sama mówiłaś, iż dobrze byłoby coś zmienić!

– Kiedy ja tak mówiłam?

– Pamiętasz, w zeszłym miesiącu narzekałaś, iż w pracy nowy szef, młodzi wchodzą, a dla starych szacunku nie ma. Więc jest okazja!

Elżbieta usiadła na krześle. Kręciło jej się w głowie.

– Marek, pomyśl logicznie! Mamy po pięćdziesiątce! Tu całe nasze życie! Mieszkanie, praca, znajomi! Chcesz to wszystko rzucić dla jakichś przygód?

– To nie przygody – uparł się Marek. – To nowe możliwości. Wojtek mówi, iż tam można się świetnie urządzić. Sam tylko zyskał na przeprowadzce.

– A co mówi jego żona?

– Aneta? Jest zadowolona. Twierdzi, iż to najlepsza decyzja w życiu.

Elżbieta pokręciła głową. Aneta była o dziesięć lat młodsza i nie pracowała. Łatwo jej było się przenieść.

– Marek, ja nigdzie nie jadę. choćby oglądać nie chcę.

– Dlaczego jesteś taka uparta! – wybuchnął. – Choć zobacz, a potem decyduj!

– Nie chcę. Nie chcę się przeprowadzać. I koniec.

Ale Marek nie odpuścił. Codziennie przynosił nowe argumenty. Mówił o klimacie, cenach, o tym, jak dobrze żyje się tam emerytom.

– Elu, zrozum – mówił, pijąc herbatę w kuchni – będziemy się tam tarzać jak pączki w maśle! Wojtek kupił dużą działkę, może i nam kawałek sprzeda. Będziemy mieć ogród, może kury, a może choćby kozę…

– Jaką kozę, Marek? – spytała zmęczona. – Umiesz doić krowę? Ja mam kury karmić?

– Nauczymy się! Ludzie jakoś żyją!

– Niech żyją. Ja nie chcę się uczyć w pięćdziesiąt cztery lata.

Marek jednak nie rezygnował. Pojechał sam, przywiózł zdjęcia, filmy. Pokazywał Elżbiecie piękne domy, góry, targi z tanimi owocami.

– Patrz, jakie to ładne! – zachwycał się. – A jakie powietrze! Jacy mili ludzie!

Elżbieta patrzyła i myślała o swojej pracy. O koleżankach, z którymi spędziła tyle lat. O przyjaciółkach, które widywała co weekend. O swoim życiu, takim, jakie znała.

– Tu mi dobrze – mówiła. – Po co coś zmieniać?

– Bo tam będzie lepiej! – przekonywał.

– A jeżeli nie będzie? jeżeli się nie przyzwyczaimy? Co wtedy?

– Przyzwyczaimy się! Musimy spróbować!

Te rozmowy zamieniały się w kłótnie. Marek stawał się coraz bardziej natarczywy, a Elżbieta coraz bardziej uparta.

– W ogóle mnie nie słuchasz! – krzyczała. – Nie obchodzi cię, co myślę!

– Słucham cię! – odpowiadał. – Tylko ty myślisz… nielogicznie!

– Nielogicznie? A logicznie to jak?

– Logicznie to myśleć o przyszłości! O tym, co dla nas lepsze! A nie trzymać się przeszłości!

– To nie przeszłość, to nasze życie!

W końcu Marek postanowił działać bez zgody żony. Wystawił mieszkanie na sprzedaż i zaczął zbierać dokumenty.

– Co ty robisz? – przestraszyła się Elżbieta, widząc ogłoszenie w internecie.

– To, co już dawno powinienem zrobić – odparł spokojnie. – jeżeli ty nie chcesz podejmować rozsądnych decyzji, ja to zrobię.

– Bez mojej zgody? Mieszkanie jest na nas dwoje!

– Zgodę dostanę. Prędzej czy później.

– Nigdy! – oświadczyła. – Nie podpiszę żadnych papierów!

– Zobaczymy.

Elżbieta była nieugięta. Nie tylko nie podpisała dokumentów, ale i zabroniła Markowi pokazywać mieszkanie potencjalnym kupcom.

– To też moje mieszkanie! – mówiła. – Dopóki żyję, nikt go nie sprzeda!

Marek wściekł się ostatecznie.Marek spakował walizkę i wyjechał do kuzyna, a Elżbieta została w pustym mieszkaniu, gdzie każde odbicie jej kroków przypominało, iż czasem choćby miłość nie wystarcza, by pokonać strach przed zmianą.

Idź do oryginalnego materiału