Przepraszam za ten obrót spraw.

twojacena.pl 15 godzin temu

— Krzysiu, na pewno wszystko zabrałeś? Nie musisz jeszcze raz sprawdzać? — krzyknęłam, zatrzymując się przed zamkniętymi drzwiami łazienki.

— Beato, nie dręcz mnie! Spakowałem całą walizkę, sama widziałaś — odpowiedział przez szum prysznica. Ale jego głos… głos zadrżał. Czy mi się tylko wydawało?

— Walizkę widziałam. Ale co do niej wcisnąłeś — to już nie — mruknęłam, odsuwając się na bok.

— Beato, zrób mi kawę! Mocną. Bez mleka — dodał już spokojniej, wyłączając wodę.

Poszłam do kuchni, w milczeniu wyjęła tygielek, nalałam wody, wsypałam zmieloną kawę, szczyptę soli — tak jak lubi. Mamy ekspres, ale Krzysiek uwielbia kawę gotowaną przeze mnie. „Jesteś taka troskliwa” — mówił dzień wcześniej, wracając późno z pracy i widząc, jak po staromodnemu, jak nasza babcia, owinęłam kolację w ręcznik, żeby nie wystygła.

Ostatnio coraz częściej zostawał w biurze — podobno przez pracę. Buduje karierę. Szykuje się do awansu. A ja? Cicho wspierałam. Gotowałam, prasowałam, znosiłam.

— Boski zapach boskiego napoju! — powiedział Krzysiek, wchodząc do kuchni i odgarniając mokre włosy z czoła. Usiadł przy stole, sięgnął po filiżankę.

— Beato, dziś ma przyjść przesyłka — zamówiłem pokrowce do samochodu. Odbierz, dobrze? Płatne przy odbiorze — dodał, wsypując łyżeczkę cukru do kawy.

— Jasne. Jak zwykle — usiadłam naprzeciwko.

— Wyjazd służbowy akurat teraz — westchnął. — Ale nie mogę odmówić. Sam rozumiesz — szansa, może jedyna. Kierownik działu to nie przelewki.

— No tak… Nie myślałam, iż na takim stanowisku będziesz jeździć po kraju.

— Kaprysy szefa. Mam jeszcze pół godziny, sprawdzę maile z telefonu.

Wstał, poszedł do drugiego pokoju. Filiżanki po sobie nie sprzątnął. Trudno. Napięcie w nim czuć.

Sięgnęłam po jego filiżankę, gdy telefon zadrżał — wiadomość. Otworzyłam.

„Beata, Krzysiek kłamie. To nie służbówka. Leci z Magdą Nowak do Włoch. Powstrzymaj go, póki nie jest za późno. Zrujnuje sobie życie.”

Ania. Jego młodsza siostra.

Coś we mnie pękło. On… z Magdą? Niemożliwe. Żart? Ale Ania nie należy do tych, którzy żartują w ten sposób. I na pewno by nie kłamała.

Przed oczami wszystko się zamgliło. Powietrze stało się ciężkie jak beton. Ledwo oddychałam. Z trudem wstałam, nalałam sobie wody — i opadłam z powrotem na krzesło.

Chciało mi się wyć. Krzyczeć. Rozbić wszystko w drobny mak. A w głowie tylko jedno: „Za co?”

Zwinęłam złość w pięść. Chciałam rzucić się na niego, urządzić awanturę, zdjąć maskę. Ale… nie zrobiłam tego. Nie zasłużył.

Niech leci. Ja mu zgotuję niespodziankę. Nie krzykiem — czynem.

Otworzyłam aplikację bankową. Na wspólnym koncie — sto pięćdziesiąt tysięcy złotych. I co? Trzydziestu już nie było. Na moje pieniądze, swoją drogą. Moje honoraria za projekty, moja praca po nocach. A on… za moje oszczędności zabiera swoją dawną miłość na wakacje.

O Magdzie wiedziałam. Krzysiek sam opowiadał, Ania też kiedyś wspomniała. Szkolna miłość, przewrażliwiona. Rzuciła go dwa razy — raz dla bogatszego, raz dla kogoś „z perspektywami”. A teraz wróciła. Krzysiek znowu dał się nabrać. I znowu kłamie.

Mógł przynajmniej być szczery: „Beata, kocham inną. Przepraszam.” Byłoby boleśnie, owszem. Ale nie tak podłe. A on? Jak szczur. Pieniądze zabrał, o wyjeździe nakłamał, walizkę spakował…

No cóż. Resztę wypłacę ja. Dzisiaj. Do grosza. Potem — rozwód. Jego rzeczy — kurierem do rodziców.

Sprawdziłam kalendarz — jutro w południe ważna prezentacja online. jeżeli pójdzie dobrze — biorę urlop. Nie do Włoch, oczywiście. Do Portugalii, na przykład. Albo gdzieś, gdzie on jeszcze nie był.

— Beato, wychodzę, wolę wyjechać wcześniej — zajrzał do kuchni elegancki, w garniturze.

— Pa. Udanej podróży — wychrypiałam, ściskając filiżankę.

— Co to za ton?

— Wydawało ci się.

— Będę tęsknić…

— Wątpię, żebyś miał na to czas.

— Nie odprowadzisz?

— Wolę pozmywać.

— Dobra, lecę.

— Idź.

Drzwi zatrzasnęły się. Krzysiek choćby nie podejrzewał, iż odchodzi na zawsze. Jutro zmieniam zamki.

Usiadłam na krześle. Rozpłakałam się. Gorzko. Z bezsilności, z upokorzenia. Zdrajca.

Znowu wiadomość od Ani:

„Beata, jak się trzymasz?”

Otarłam łzy, wybrałam jej numer.

— Ania, skąd informacja?

— Koleżanka Magdy się wygadała. Ta znów do niego wróciła. Dał się nabrać. Beata, przepraszam, iż tak…

— Dziękuję, iż powiedziałaś. Nie zatrzymałam go. Niech leci.

— Idiota. Ona go po raz trzeci kopnie.

— Jego wybór. Ania, nie mów mu, iż wiem.

— I tak nie mam ochoty z nim gadać. Ma mnie już dość!

— Dzięki. My musimy zostać w kontakcie. choćby po rozwodzie.

— Oczywiście, Beata. Trzymaj się.

Znów otworzyłam bank. Kolejne dziesięć tysięcy mniej. Szybko! Nie. Uspokoiłam się. Po prostu przelewam resztę mamie. Swojej mamie. On już nie ma prawa.

— Mamo, przelewam ci sto dwadzieścia. Resztę on zabrał.

— Co się stało, córeczko?

— Rozwodzimy się. Leci z tamtą do Włoch.

— Jezu… Beata, trzymaj się. Jesteśmy z tobą. To minie. Znajdziesz kogoś lepszego.

— Nie, mamo. Nie będę szukać. Może po prostu urodzę sobie dziecko. I tyle.

— No… to też droga. A wiesz, ciotka Ewa ma siostrzeńca… przystojny…

— Mamo, nie teraz.

— No jak chcesz. Ważne, żebyś się nie załamywała.

Rozłączyłam się. Wzięłam się w garść. Jutro nowy dzień. Krzysiek odszedł, ale ja zostałam. Cała. Prawdziwa. I mam jeszcze wszystko”Następnego ranka obudziłam się z dziwnym uczuciem ulgi, jakby ktoś zdjął ze mnie ciężar, którego choćby nie byłam świadoma.”

Idź do oryginalnego materiału