Przepraszam za długie czekanie…

newsempire24.com 19 godzin temu

Przepraszam, iż tak późno…

Marek dawno nie był w domu. Pierwsze dwa lata, studiując w innym mieście, jeszcze przyjeżdżał na wakacje. Matka oczywiście karmiła go na zabój, gotując wszystkie jego ulubione potrawy. Po trzech, czterech dniach takiego objadania się zaczynał się nudzić. Wszyscy przyjaciele się rozjechali, nie było co robić.

Miasto było niewielkie, znał każde drzewo – można je było obejść w kilka godzin. Po tygodniu wyspania się i męczenia zaczynał tęsknić za powrotem.

Matka prosiła, żeby został jeszcze tydzień, ale Marek wymyślał nieistniejące sprawy i z lekkim sercem wyjeżdżał. Wielkie, hałaśliwe miasto go przyciągało. Tam się nie umierało z nudów, tam było wesoło. Zdążył już znaleźć nowych przyjaciół. A tutaj? Nuda aż do bólu zębów.

Na trzecim roku zaczął pracować w fast foodzie. Pracował wieczorami, aż do zamknięcia, akurat wtedy, gdy przychodziła masa młodzieży. Takie życie mu się podobało. I pieniądze też były potrzebne – ze stypendium trudno było wyżyć. Dumnie odmawiał pomocy matki. Mama dzwoniła, prosiła, żeby przyjechał choć na święta. Obiecał, chociaż w pracy właśnie zaczynał się gorący okres.

Święta minęły, zaczęły się zajęcia na uczelni. Powrót do domu Marek odłożył na wakacje letnie. Ale z nadejściem lata przeszedł na pełny etat. Życie w dużym mieście płynęło szybko, czas leciał niepostrzeżenie. Nagle miał już dyplom w ręku. Świętowali z rocznikiem przez kilka dni – kto wie, kiedy znów się spotkają?

Potem kolega zaproponował wyjazd do pracy w Turcji.

– Jedź ze mną. Wszystko się zgadza. Tylko musisz zdecydować teraz. Trzeba zdążyć z dokumentami. Ten, z którym miałem jechać, nagle się wycofał. Dziewczyna zaszła w ciążę, postanowił się ożenić. Więc nie wahaj się, nie pożałujesz. Kontrakt na rok. Angielski znasz. Turecki poduczysz się.

Póki młodzi, świat trzeba zobaczyć. Później zaczniemy pracować, żenić się, dzieci przyjdą, a na wyjazdy za granicę będziemy robić jedną wyprawę na trzy lata. “Tańcz, póki młody, chłopcze” – zaśpiewał fałszywie przyjaciel.

Marek się zgodził. Zaczęły się gorączkowe dni biegania po lekarzach za zaświadczeniami, składania papierów. Tuż przed wyjazdem zadzwonił do matki. Z poczuciem winy obiecał, iż wróci za rok i na pewno przyjedzie.

– Jak to, synku? Na cały rok?! Choć na jeden dzień byś wpadł. Już zaczynam zapominać, jak wyglądasz – prosiła mama.

– Przepraszam. Jutro lecę, bilety już mam. Nie mogę zawieść firmy i kolegi. Wszystko, mamo, kocham cię, będę dzwonił…

W Turcji mieszkali przy hotelu, jedli tam, gdzie pracowali. Kto chciał, wynajmował mieszkanie. Nie wydawali wiele, oszczędzali. Wykonywali różne prace. Nie było czasu w rozluźnienie – za najmniejsze przewinienie groziła kara. Ale Markowi się podobało.

Wrócił dopiero po trzech latach. Od razu wziął kredyt na mieszkanie, znalazł pracę. Dzwonił do matki, ale zawsze w pośpiechu. Obiecywał przyjazd, jak tylko ogarnie sprawy. Ale jedne obowiązki zastępowały drugie.

W weekend z kolegą poszli odpocząć do klubu. Pili, tańczyli, bawili się. Marek obudził się w łóżku z dziewczyną. Nie mógł stwierdzić, czy jest ładna – na twarz spadł jej kosmyk ciemnych włosów. Nie śmiał ich odgarnąć, żeby jej nie obudzić. Nie pamiętał ani jej imienia, ani jak się w ogóle znalazła w jego mieszkaniu.

Ostrożnie wysunął się spod kołdry i poszedł do kuchni. Wypił wodę prosto z kranu, potem wziął prysznic. Długo stał pod mocnym strumieniem, zastanawiając się, jak grzecznie ją wyprowadzić.

Gdy wyszedł z łazienki, roznosząc wokół zapach żelu pod prysznic, prawie trzeźwy, dziewczyna już gospodarowała w kuchni. Na szczęście okazała się ładna. Miała na sobie tylko jego koszulę, odsłaniającą zgrabne nogi. Wyglądała tak oszałamiająco, iż Marek natychmiast zapomniał o wcześniejszym planie wyrzucenia jej. W kuchni unosił się zapach kawy, na stole leżały cienkie plasterki sera.

– Przepraszam, ale w lodówce nic więcej nie znalazłam – uśmiechnęła się.
Po kawie wrócili do łóżka…

Dziewczyna przedstawiła się jako Lana. Marek wątpił, czy to jej prawdziwe imię, ale nie dopytywał. Co za różnica? Liczyło się, iż jest bezpośrednia i swobodna. Lana została u niego na miesiąc.

Podobała mu się, pociągała go fizycznie. A czego więcej młodemu facetowi trzeba? Było z nią lekko i wesoło. Gotować nie lubiła ani nie umiała. Zamawiali jedzenie na wynos albo chodzili do knajp.

Przez ten miesiąc Marek ani razu nie wyspał się porządnie. Lana nigdzie nie pracowała. Mówiła, iż szuka siebie. On wychodził do pracy, gdy ona jeszcze spała. A wieczorem ciągnęła go znowu do klubu, gdzie godzinami siedzieli przy drinkach.

Narastało zmęczenie i rozdrażnienie. Marek rozumiał, iż takie życie mu nie służy. Szef patrzył na niego podejrzliwie. Nie łudził się też co do Lany – żyła kosztem facetów, którzy płacili za jej urodę. Czas było skończyć z takim życiem, zanim straci pracę. Pieniądze uciekały mu między palcami. Ale nie mógł jej przecież wyrzucić na ulicę.

Nie wymyślił nic lepszego, niż uciec w weekend do rodzinnego miasta, żeby odpocząć i przemyśleć sprawę, licząc, iż Lana sama się zorientuje i wyjdzie. Kupił mamie prezenty i z dworca zadzwonił do Lany, iż wyjechał do domu, a kiedy wróci – nie wie.

– A co ze mną? – przeciągnęła obrażonym tonem Lana.

Marek wyobraził ją sobie, jak siedzi w efektownej pozie na kanapie, wyciągając długie nogi, w krótkim szlafroku i z telefonem w dłoni. Ale ten obraz nie poruszył go jak dawniej.

– Rób, co chcesz – rzucił i rozłączył się.

Całą drogę myślał o tym, jak wróci do domu, naciśnie dzwonek, usłyszy zza drzwi brzęk, potem kroki. Matka otworzy i aż krzyknie z radości, wyciągnie ręce, żeby go objąć…

ByPrzez resztę podróży myślał tylko o tym, iż w końcu zrozumiał, co tak naprawdę jest w życiu ważne.

Idź do oryginalnego materiału