„Przeniosłaś nas w przeszłość” – opowieść o urodzinach

twojacena.pl 3 dni temu

„Przeniosiłaś nas z powrotem w przeszłość” — historia jednych urodzin

Barbara w pośpiechu rozkładała serwetki i ustawiała sztućce. Dzisiaj były urodziny jej męża — Wojciecha. Data nie okrągła, ale ważna. Obiecały przyjechać córki z rodzinami, a wnuki od dawna prosiły o „prawdziwe święto, jak kiedyś”. Barbara przypomniała sobie, jak to bywało dawniej, w latach dziewięćdziesiątych…

Wtedy wszystko przychodziło z trudem. Pieniędzy brakowało, a produkty zdobywało się niemal „z walką”. Ale ona zawsze się starała — dla rodziny, dla ciepła i euforii w domu. Zwłaszcza przed świętami.

Tamten rok zaczynał się od zwykłej dziecięcej prośby. Córki, Kinga i Ania, wróciły z szkoły z zgaszonymi oczami. Oceny dobre, ale humor — żaden. Potem Kinga się przyznała:
— Mamo, wszyscy w klasie już mają angorskie berety, tylko my w starych czapkach. Kupisz, proszę?

Barbara uległa. Nie bogaci, ale córki mądre, starały się, pomagały. Pobiegła na bazar, wydała ostatnie złotówki — i kupiła. Ku euforii dziewczynek — i swojej. Ale na świętowanie już nie zostało nic.

Uratował ją przypadek. Następnego dnia w sklepie spożywczym ktoś krzyknął:
— Kiełbasa! — i tłum rzucił się do lady. Barbara zdążyła złapać dwa kawałki ulubionego szynkowego. A w sobotę udało jej się zdobyć masło — sprzedawczyni szepnęła, kiedy będą „wyrzucać”. Z kartkami i córkami na pomocnicy, Barbara osiągnęła cel.

W niedzielę stół był nakryty — jak za najlepszych czasów. Na środku — kurczak, rumiany, chrupiący, na poduszce z ryżu. Teściowi szczególnie przypadła do gustu sałatka z topionych serków, jajek i czosnku. Szarlotka wyszła znakłowicie — teściowa choćby przepis wypytywała.

A teraz — teraźniejszość. Córki dorosły, każda ma rodzinę, dzieci. Rodziców Wojciecha i Barbary już nie ma. Ale oto — niedziela, i znów urodziny. Wojciech wyszedł na spacer z Reksem, ich psem, a Barbara znowu nakrywała stół. Już nie zamawiana pizza, nie sushi — tylko domowy obiad. Stary, dobry, serdeczny.

Goście zaczęli zjeżdżać prawie jednocześnie. Wnuki wrzeszczały w przedpokoju, zrzucając buty, Kinga z Anią przytuliły matkę.
— Mamo, a co tak pachnie? — zapytała Kinga.
— Nie chcemy pizzy! — krzyknęły wnuki z korytarza.

Ostatni wszedł Wojciech. Wszyscy rzucili się z życzeniami.
— No to chodźmy do stołu — uśmiechnęła się Barbara.

Gdy weszli do pokoju, gdzie stał nakryty stół, wszyscy zamilkli.
— Mamo… — wy— szepnęła Ania, patrząc na stół — to przecież dokładnie tak, jak kiedyś…

Idź do oryginalnego materiału