– Zdaje się, iż już Jan Stanisławowi sił brakuje – powiedziała Krystyna mężowi, przygotowując sałatkę jarzynową.
– Skąd ci to przyszło do głowy? – zdziwił się Marek.
– No przecież nie mógł dziś Anię unieść, żeby gwiazdkę na choinkę zawiesiła. A kiedyś… – Krystyna westchnęła.
– Ojciec jeszcze ma siłę, po prostu zmęczył się trochę – odparł Marek.
– Nie, Marku, lata robią swoje. od dzisiaj będziesz rodzicom raz w tygodniu zakupy przywoził i bez dyskusji – Krystyna poprawiła włosy i wzięła półmisek z sałatką. – Chodźmy do stołu.
Jan Stanisław wszystko słyszał. Zatrzymał się, by zapalić światło w łazience, i niechcący podsłuchał rozmowę syna z synową.
W wigilię Nowego Roku rodzina Nowaków miała tradycję: wszyscy zbierali się w domu rodziców na wspólną ucztę, by razem spędzić ukochane zimowe święto. Tego roku nie było inaczej. Najstarszy syn przyjechał z rodziną pierwszy. Synowa pomagała nakrywać do stołu, a wnuki w salonie wesoło ubierały choinkę.
Jan Stanisław odkręcił wodę i usiadł na brzegu wanny.
„Miała rację, Krystyna… To prawda. Jak tylko przeszedłem na emeryturę, od razu poczułem się niepotrzebny, a potem już poszło z górki. Taka ospałość mnie ogarnęła, wszystko wydawało się nudne, iż aż płakać się chciało!”.
– Janie Stanisławie, wszystko w porządku? – cicho zapytała Krystyna, podchodząc pod drzwi łazienki.
– Tak, tak, zaraz wychodzę – odpowiedział Jan Stanisław.
Za drzwiami stał mały Jasiu i podskakiwał z niecierpliwości.
– Wejdź prędzej! – Dziadek wpuścił wnuka.
Przy świątecznym stole Jan Stanisław coraz bardziej się zamyślał. Machinalnie unosił kieliszek, gdy składano toasty, ledwie popijając.
– Tato, czemuś taki smutny? Święta, trzeba się weselić, może źle się czujesz? – zapytał Marek, gdy rodzina już zbierała się do wyjścia. W korytarzu, gdy stali gotowi do wyjścia, Krystyna delikatnie popchnęła męża do rozmowy.
– Nie, wszystko w porządku, synu. Przywoźcie wnuki na wakacje. Nie planujecie gdzieś wyjechać? – uśmiechnął się ojciec.
– Przecież mamy remont, Janie Stanisławie, nie pojedziemy. Wam też odpocząć należy, dzieciaków zawieziemy do moich rodziców, już się umówiliśmy – wtrąciła się Krystyna.
– No dobrze, skoro się umówiliście, teściom też trzeba pozwolić nacieszyć się wnukami – westchnął ojciec.
Krystyna szepnęła coś mężowi do ucha.
– W niedzielę, rodzice, wpadnę, przywiozę zakupy – powiedział Marek i ruszył w stronę drzwi.
Matka rozłożyła ręce ze zdumieniem.
– Jakie zakupy, synku? Sklepy są blisko, warzyw mam pod dostatkiem, a jeżeli czegoś zabraknie, to ojciec pójdzie.
– Po co ma chodzić, Ewo Stanisławo? Marek wszystko przywiezie. Nie trzeba dźwigać po schodach na piąte piętro, lepiej odpocznijcie – nalegała Krystyna.
Gdy syn z rodziną odeszli, matka jeszcze długo mruczała pod nosem.
– No proszę, wnuków nie oddamy, do sklepu chodzić nie pozwolą, o co jej znowu chodzi?
– Krystyna jest bardzo dobra, Ewo, troszczy się o nas, nie martw się – powiedział Jan Stanisław.
– Przecież nie mamy dziewięćdziesięciu lat, żeby o nas tak dbać, a tak to wygląda, iż nas odstawili na półkę, choćby wnuków nie dają.
– Przywiozą ci wnuki, później przywiozą. Słyszałaś przecież, iż teraz jadą do teściów.
Matka zamilkła.
*„A może jednak niesłusznie jestem taka oschła dla Krystyny. Ona najbardziej się stara, przychodzi najczęściej, pomaga, zawsze uśmiechnięta, zawsze taktowna. Druga synowa tylko przychodzi się najeść i zabrać słoiki z przetworami. A o zięciu lepiej wcale nie mówić.”*
– Dlaczego ty, Janie, taki markotny jesteś? – przestawiła się na męża Ewa Stanisława.
– Zmęczyłem się trochę – machnął ręką mąż.
– A, rozumiem, to odpocznij, włączę ci telewizor – powiedziała Ewa.
Ewa Stanisława poszła do kuchni układać umyte przez Krystynę naczynia.
Jan Stanisław leżał na kanapie i myślał, myślał, myślał.
*„Dziś nie dałem rady z wnuczką gwiazdki powiesić, a latem, jak przyjadą na działkę, może nie uda mi się jej podnieść, żeby jabłko zerwała. A taka malutka jest. Zupełnie siły gdzieś pogubiłem.”*
Wtedy Jan Stanisław postanowił, iż do lata doprowadzi się do formy. Nie musi być jak dwudziestolatek, ale przynajmniej starszą wnuczkę podniesie bez problemu.
I tak się zaczęło. Codziennie bez wyjątku dużo chodził, żeby od czegoś zacząć. Znalazł pod łóżkiem hantle, stare, zakurzone. Okazało się, iż ich podnoszenie sprawia mu radość. Potem poszło już z górki – zaczął zaglądać na siłownię plenerową, podciągać się obok nastolatków.
Stopniowo siły wracały. Gdy nadszedł sezon działkowy, Jan Stanisław czuł taki przypływ energii, iż uporządkował cały teren, gdzie leżały różne graty, i zbudował dla wnuków plac zabaw. Żeby wszystkim było wesoło i ciekawie.
W sierpniu, gdy śliwki i jabłka zaczęły dojrzewać, najstarszy syn przywiózł wnuki na działkę. Ania była zachwycona małym placem zabaw. choćby Jasiu docenił dziadkowy wysiłek. Cały dzień dziadek spędził z wnukami: bawił się z nimi na działce, zabierał nad rzekę, budował zamki z piasku.
Następnego dnia Jasiu podszedł do śliwy i poprosił:
– Dziadku, zerwij mi tamtą śliwkę.
– No dalej, Jasiu, sam ją dosięgniesz – Jan Stanisław radośnie uniósł wnuka w górę.
Jasiu swoimi małymi paluszkami zerwał aż trzy śliwki.
– A ja, dziadku, a ja! – klasnęła w dłonie Ania.
– Ciebie też podniosę! – zawołał uradowany dziadek, stawiając wnuka na ziemi i lekko unosząc wnuczkę. – Dziadek jeszcze ma siłę!
Nigdy nie trać ducha i nie poddawaj się, gdy masz choćby najmniejszą szansęJan Stanisław zrozumiał, iż wiek to tylko liczba, a prawdziwa młodość tkwi w sercu i chęci działania, bo każdego dnia można odkryć w sobie nowe siły.