Pola spędziła cały dzień w kuchni, krzątając się przy przygotowaniach do swojego urodzinowego przyjęcia. Chciała, by wszystko było idealne – sałatki, przekąski, danie główne. Wieczorem zaczęli schodzić się goście: rodzice, przyjaciółki oraz, oczywiście, teściowa – Katarzyna Ignacówna. Dziewczyny chętnie pomagały gospodyni – rozkładały jedzenie na półmiskach, ustawiały talerze na stole. Zapowiadała się ciepła, rodzinna uroczystość. Wszystko zmieniło się jednak, gdy zabrała głos teściowa.
— Droga moja synowa — zaczęła Katarzyna Ignacówna z wymuszonym uśmiechem. — Z okazji twoich urodzin pragnę ci wręczyć… — podeszła i podała Poli kopertę.
Pola otworzyła ją z uśmiechem, ale na widok zawartości zbladła. W środku był kupon na kurs gotowania.
— Mam nadzieję, iż wreszcie nauczysz się przyrządzać porządne posiłki — powiedziała teściowa lodowatym tonem. — Żeby w przyszłym roku nie było wstydu sadzać gości przy stole.
W powietrzu zawisła cisza. Pola stała jak skamieniała.
— Naprawdę? choćby w moje urodziny nie potrafiła pani się powstrzymać?
— Uspokój się — wtrącił się Wojtek. — Usiądź. Porozmawiam z nią.
Wyprowadził matkę do kuchni. Nikt nie wiedział, o czym tam rozmawiali, ale teściowa niedługo wyszła — zabierając ze sobą ów kupon. Przy stole zapanowała niezręczna cisza, ale goście powoli odzyskali rozmach. Rozbrzmiały toasty: za zdrowie, za miłość, za cierpliwość.
Gdy prawie wszyscy się rozeszli, zostały tylko przyjaciółki. Atmosfera już nie była radosna.
— Pola, ale naprawdę nie umiesz gotować? — spytała Asia.
— No co ty, nie jestem mistrzynią, ale da się zjeść. Teściowa po prostu uważa, iż jeżeli jej syn nie stoi przy garach, to znaczy, iż to źle.
— A w ogóle próbowała twoich dań? — zdziwiła się Kasia.
— Rzadko. zwykle zakłada z góry, iż będzie niedobre.
Wtedy narodził się plan. Pola postanowiła udowodnić, iż problem tkwi nie w jej kuchni, ale w uprzedzeniach.
Z Wojtkiem wszystko omówili i przygotowali się. On sam ugotował posiłki, a Pola „przypisała” je sobie. Zaprosili teściową. Katarzyna Ignacówna stawiła się w bojowym nastroju, ale widok zastawionego stołu ją rozbroił: zupa w wazie, pieczeń, sałatki, przystawki.
— Cóż — burknęła. — Mam nadzieję, iż kurs nie poszedł na marne.
Zaczęła jeść. choćby pochwaliła — niechętnie, ale jednak.
— Kurs pomógł. Oczywiście, do poziomu Wojtusia ci daleko, ale pieniądze, powiedzmy, nie zostały zmarnowane.
Wtedy Wojtek wyjął telefon, włączył nagranie i postawił przed nią.
Na ekranie widniał on sam, gotujący te same potrawy.
— Mamo, mam dość twoich docinków pod adresem Poli. Wczoraj jadłaś to, co ugotowałem. Więc smakowało ci. jeżeli jednak chciałaś upokarzać Polę bez powodu — to koniec. Od dziś nie słucham uwag o jej kuchni.
Katarzyna Ignacówna zbladła.
— To wszystko jej sprawka! Manipuluje tobą! Inaczej cię wychowałam!
— Mamo, dość. To ty sama odsuwasz się ode mnie.
Dumnie wstała i, trzasnąwszy drzwiami, wyszła.
Minęło kilka miesięcy. Teściowa nie dzwoniła, nie pisała. Wojtek też nie garnął się do zgody. W końcu jednak się poddała — zrozumiała, iż traci syna. Zadzwoniła, przeprosiła. Z Polą stopniowo zaczęły się układać relacje. Oczywiście, uszczypliwe uwagi jeszcze się zdarzały — ale znacznie rzadziej. Pola nauczyła się na nie nie reagować. Dla świętego spokoju.
W końcu choćby najtwardsze mury runą, gdy prawdy nie da się dłużej ignorować.